wtorek, 12 sierpnia 2008

Co sprawiło mi przyjemność

Poranek

Około godziny 10:30. Obudził mnie kac gigant. Z ostatniego wieczora a raczej nocy nie wiele pamiętam. Nie otwierając oczu przekręcam się na drugi bok i kładę nogę i rękę na... KIMŚ.

- O kurwa! - pomyślałem - nie jestem sam.
Nie zdejmując ani nogi ani ręki otwieram ostrożnie jedno oko.
- Nie jest najgorzej, a nawet całkiem całkiem - przeszło mi przez myśl.Kruczo-czarne włosy, jednodniowy zarosty, owłosione, muskularne ręce i nogi no i całkiem fajny "sprzęt". Na oko - 26-28 lat.
On chyba również już nie śpi, bo również chwilę później się do mnie przytulił. Spojrzał na mnie i nic nie powiedziawszy zaczął mnie całować.
- Mmmm.. fajnie się zaczyna niedziela - uśmiechnąłem się sam do siebie w momencie gdy jego ręka zaczeła się przesuwać coraz niżej. Moja w tym samym czasie otworzyła szuflade nocnej szafki w poszukiwaniu prezerwatyw...
- Ja pierdole... gdzie te cholerne gumy? - zakląłem. Okazało się, że zapas w nocnej szafce się wyczerpał.
- Nie chcę tego przerywać, bo jest tak bosko, ale bez gumy.. Mowy nie ma! - wyskoczyłem z wyra i pobiegłem na dół do łazienki po gumy. Wracając spojrzałem w lusterko ( ah my cioty! ).
- Nie jest źle, bywało gorzej - powiedziałem do siebie stojąc nad umywalką. W kuchni szybki łyk zimnego mleka prosto z butelki i już pędzę z powrotem na górę. On w tym czasie nie próżnował chyba. Jego kutas stoi dumnie. Nie potrzeba mnie zachęcać do dalszej zabawy.

45 minut później...

- Prysznic czy śniadanie - pytam.
- Prysznic - odpowiada. To pierwsze słowo które pamiętam jakie do mnie przemówił. Schodzimy do łazienki. Wspólny prysznic, który przedłużył sie o kolejną godzinę i kolejną gumę.

Śniadanie

Wypadało by się ubrać - brat zaraz może wstać - ale jest tak fajnie i przyjemnie latać na waleta, zwłaszcza , że i on się nie krępuje. Zatem na golasa wsuwamy Nestle z zimnym mlekiem plus kawa i papierochy.

Pół godziny później...

Brat własnie zszedł do kuchni gdzie my obaj, na golasa, jemy śniadanie. Jedynie pokręcił głową i machną ręka, po czym poszedł do salonu. My w tym czasie staramy się przypomnieć sobie ostatnią noc.. ale żaden z nas nie ma zielonego pojęcia co? gdzie? kiedy? i jak? Zresztą czasami lepiej nie wiedzieć lub nie pamiętać zbyt wiele szczegółów.
Ubieramy się. On musi wracać do siebie.
- Jak masz na imię? - pytam. W końcu dobrze by było znać jego imię.
- Andy - odpowiada.- Miło było cię poznac, Andy.
Śmiejemy się z zaistnialej sytuacji, z sytuacji kiedy po dwukrotnym, zajebistym sexie poznajemy swoje imiona. Zostawia numer telefonu. Wychodzi.

Tak! Zdecydowanie ten poranek i On sprawił mi przyjemność.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

peI tak Noaś trzymać!
Liczę, że podobne opisy będą obejmować każdą kolejną dziką noc w Shefield. :)