piątek, 29 sierpnia 2008

Midnight Margherita

Czwartek

Od poniedziałku szaleje. Mam roztrój żołądka. Depresję. I chuj wie co jeszcze. Szlag mnie trafia na każdym kroku. Wszystko mnie wkurwia i drażni. Do tej pory w sypialni leżą porozrzucane po całej podłodze zużyte prezerwatywy. I nie mam jak na razie najmniejszego zamiaru tego posprzątać. Przychodzę z pracy i kładę się spać. Wstaję i z powrotem do pracy. I tak bez mała cały tydzień.

We wtorek w końcu odpowiedziałem na milion SMS'ów od Oliviera i Jacques'a. Przeprosiłem, że nie zjawiłem się na weekendzie na imprezie. Zaproponowali, że jeśli mam ochotę wyjść do jakiegoś klubu to nie mają nic przeciwko. I żebym zrywał dupsko natychmiast. Mnie i tak było wszystko jedno. Wieczorem spotkaliśmy się w Dempsey's.

Na początku nie kleiło się nic. Rozmowy o niczym. - Pogoda fajna, szkoda, że znowu pada! Ale tak z innej pary kaloszy – czy ktoś może mnie zastrzelić? - proszę! Blisko godzinę się męczyliśmy, starając się znaleźć jakikolwiek temat który spowodowałby aby nasza trójka w końcu się „obudziła”.

Tequella za Tequellą popijąc Sambucą potrafią zdziałać cuda! Po półtorej godzinie mieliśmy już mocno w czubie! A jak to z alkoholem bywa - tematów przybywa. Rozmowa końca nie miała.

Chciałem się zabawić. Zaszaleć. Poszliśmy na parkiet. Jakiś gówniarz – 16 może 17 lat podszedł do mnie i bezpardonowo zaczął mnie tarmosić za sutki.

- Ty pierdolony szczylu, nawet nie wiesz co robisz – przeszło mi przez myśl. Najpierw grzecznie i z dystansem starałem odgonić szczyla od siebie, ale to nie pomagało. Wręcz przeciwnie! To zachęcało go do dalszej „zabawy”. W pewnym momencie złapał mnie za jaja. Spojrzałem na niego z politowaniem i strzeliłem go z otwartej w twarz.
- Idź, poskarż się mamie, że właśnie dostałeś wpierdol – powiedziałem, po czym się odwróciłem do Oliviera i Jacquesa.

Chyba pomogło? Bo więcej już tego zafajdanego z mlekiem na ryju gówniarza nie widziałem.
Kolejna Tequella i kolejna Sambuca. Kolejny taniec na parkiecie.

Około 2-ej nad ranem zjawił się w klubie Reesche (mój General Manager) ze swoją nocną „zdobyczą”. Chwilę się Nim pobawił po czym upatrzył sobie kolejną.

Ja jestem mega dziwka, ale Słonko, Ty bijesz mnie na głowę – uśmiechnąłem się do Niego.

Kolejna Tequlla i Sambuca. I kolejna. I kolejna.

Reesche około 3-ej nad ranem w końcu podszedł do mnie. Objął bez pytania i pocałował.

Schwytałem Go za ramiona i postawiłem do pionu.

-Czy Cię popierdoliło? - zapytałem.
- Nie chciałem! Wybacz! Naprawdę nie chciałem. Tak jakoś wyszło. Jestem napruty! - tłumaczył się ledwo trzymając się na nogach.
-To wiem. Ale to nadal ŻADNE wytłumaczenie. Wiesz, nie mam nic przeciwko, ale jutro będziesz żałował. Żałował, że w ogóle zacząłeś. -powiedziałem. - Obaj o tym wiemy!

Przeprosiłem Oliviera i Jacquesa, po czym wyszedłem z klubu w poszukiwaniu taxi. Taxi do domu.

Obaj widzieli , że ze mną jest coś nie tak. Nie zatrzymywali mnie. Byłem wystarczająco napieprzony tej nocy aby nie myśleć o Jose. Byłem wystarczająco napieprzony aby w ogóle o czymkolwiek i o kimkolwiek myśleć.

Z Jose będę się widział zaraz po powrocie z Polski. Ale On nadal o tym nie wie. I niech tak pozostanie.

http://www.youtube.com/watch?v=wVmUgC-vICY&feature=related

ps. Koleś na filmiku to nie ja :P

Brak komentarzy: