piątek, 29 sierpnia 2008

Show must go on

Piątek

Mulat Dale, którego poznałem tej nocy zerżnął mnie jak szmatę. Bez skrupułów. Przeruchał mnie tak strasznie, że nadal nie mogę siedzieć. Sądziłem, że mam już za sobą największego kutasa jaki mógłby się we mnie wepchnąć. Myliłem się. Pierwsza próba założenia gumy zakończyła się fiaskiem bo ta po prostu pękła. Za drugim razem było już lepiej. O ile z gumą się udało o tyle z próbą wsadzenia tego kolosa w mój tyłek było trudniej. Dale robił kilka podchodów. Z niepowodzeniem. Żadne pozycje i układy nie ułatwiały mu pierwszego zatopienia swojego olbrzyma we mnie. W końcu przejąłem pałeczkę w swoje ręce. Przewróciłem go na plecy i usiadłem na nim. Wiedziałem, że jeśli teraz tego nie zrobię to już wcale. I nie wiem co bardziej pomogło? Czy to że darłem ryja w wniebogłosy (sąsiadów pobudziłem na bank!), czy też to, że jestem tak cholernie uparty?! Jego wejście po prostu mnie rozpierdoliło na miazgę.

-O kurwa! O kurwa! O kurwa mać! Nawet nie próbuj się ruszać – wydzierałem się na niego. Ból był tak koszmarny, że myślałem, że postradam zmysły. Przeszył całe me ciało. Od czubka głowy na stopach skończywszy.
-O! Ja pierdole! Jak boli! - darłem się nadal. Dale dzielnie to znosił. Najważniejsze, że jego kutas był we mnie a ja powoli dochodziłem do siebie. Kilka minut mi zajęło zanim rozluźniłem się całkowicie, a Dale mógł w końcu wykonać pierwszy ruch. I następny, i następny....

A wszystko zaczęło się oczywiście w pracy. Pracowałem od 8-ej rano do 17-ej. Po pracy jakiś browarek z Katie, Clare i Rossie. Nawet w pewnym momencie przyłączył się do nas Reesche, który jakimś dziwnym trafem odwracał głowę za każdym razem jak na niego spojrzałem :P ( A nie mówiłem, że będziesz żałował? - przeszło mi przez myśl :P ) Nie skończyło się na jednym piwie i jak to bywa na początku weekendu dziewczyny zaproponowały wypad w miasto. Ja zgodziłem się bez żadnych namów. Reesche próbował nas omamić, że nie może, że nie chce i takie tam bla bla bla. 5 minut później wszyscy byliśmy umówieni. Po kilku browarkach wróciłem do domu, wziąłem kąpiel i byłem gotowy. O 11-ej wieczorem każdy zjawił się w umówionym miejscu.

Padło kilka propozycji gdzie iść się zabawić. Najlepsza na początek okazała się Affinity. Nie dość, że klub gejowski to do tego kupa znajomych. Lepszy numer z Affinity w którym bywam od wieków był, że jako tzw. doorselector jest moja sąsiadka o czym wcześniej nie miałem pojęcia. Miałem ubaw po pachy. Z wejściem problemów nie było. W końcu od czego jest sąsiedzka pomoc? :P

Kilka drinków w Affinity i „przeprowadzka”. SMS od znajomych: „Siedzimy w „Vodka Revolution” - to rzut beretem. 5 minut później byliśmy na miejscu. A na miejscu towarzystwo już dobrze zakropione bawiło się ile wlezie.

Tam poznałem Dan'a.

Boże! Jakież to Ciacho było cudowne. Słodkie, ociekające kremem i polewą czekoladową. Można by w niego wbić zęby, zatopić się , uzależnić i nigdy nie przestawać go chrupać!

Gdy mnie zobaczył po raz pierwszy od razu zapytał Clare, która go znała od jakiegoś czasu : Czy to on? - wskazując na mnie palcem.
Clare jedynie kiwnęła głową i uśmiechnęła się.

-Ostrzegali mnie przed Tobą – powiedział i uśmiechnął się. Czyżby wcześniej rozmawiali na mój temat? Musieli – wiedziałem, że musieli.
-W jaki sposób? - zapytałem, śliniąc się na jego widok.
-Że będziesz chciał mnie przerżnąć, nie mylili się. - przymrużył jedno oko spoglądając na mnie.
-Hmmm.. wiesz.. mieli rację. Nawet nie chcesz wiedzieć co mógłbym z Tobą zrobić.... A może chcesz?
-Nie... nie bardzo. Moja dziewczyna mogłaby tego nie przeżyć.
-Wiesz... znam prawdziwych heteryków, którzy najczęściej mówią : „Nie” . Ale to „ Nie” jeszcze częściej oznacza : „Nie teraz” :P – odgryzłem się.

Dan nie unikał mnie. Gadaliśmy o pierdołach, i w ogóle o wszystkim. Nawet nie miał nic przeciwko temu, że położyłem mu rękę na ramieniu, przytuliłem. Był obojętny i wiedziałem, że tej nocy na Dan'a nie mam co liczyć. Ale pożyjemy – zobaczymy :P

Show must go on :P

Około 3-ej nad ranem barmani z Vodka Revolution nam podziękowali. Ale nam było mało. Przenieśliśmy się do Green Room'u. Dan starał się mnie upić. Wychodziło mu to coraz lepiej. Clare i Katie miały coraz większy ubaw z moich zalotów do Dan'a. Alkohol robił swoje, ja swoje a Dan swoje.

Nie wiem albo raczej nie pamiętam jak znalazłem się w Dempsey's ale pamiętam, że na pożegnanie Dan pocałował mnie w usta. A nie mówiłem, że „nie” najczęściej oznacza „nie teraz”? :P

Dziś, kilka dni później zastanawiam się czy przypadkiem moim najnowszym fetyszem nie stali się „heterycy”? To robi się na serio zabawne.

W Dempsey's były kolejne drinki. W którymś momencie dostrzegłem Reesche'ego, który na parkiecie molestował jakiegoś szczyla.

Czy wszystkie cioty w Sheffield kończą swoje nocne voyage w Dempsey's? Na to wygląda. W sumie to jeden z najlepszych klubów. Co z tego, że kręci się tam mnóstwo gówniarstwa, które po wypiciu browara wyobraża sobie, że mogą nie wiadomo co? Gorącym moczem ich traktuje.

Kolejny drink, parkiet, klatka. Godzina 6-a rano, wychodzę mega zjebany i na pruty. W podobnym stanie jest koleś, który również jak ja ma tej nocy dość. Taksówki nie chcą się zatrzymać. Obaj staramy się złapać cokolwiek. Jednakże ten patrzy na mnie. Ślini się.

-Kurwa! Co mam do stracenia? Nic! - przeszło mi przez myśl.
-Jedziemy do Ciebie czy do mnie? - zapytałem. Nie miałem już żadnych skrupułów. Alkohol zrobił swoje dawno temu.
-Do Ciebie? Jeśli nie masz nic przeciwko temu. - odpowiedział.
-Już Cię kocham! - odpowiedziałem. W końcu taxi się zatrzymało i pojechaliśmy prosto do mnie.

Widok zużytych gumek na podłodze mojej sypialni ( które nadal tam leżą!) na chwilę go osłabiły.
Ciąg dalszy już znacie. Dale nie został na noc. Zrobił co miał do zrobienia po czym zamówiłem mu taxi do domu.

Przed wyjściem zapytałem jak ma na imię.
-Dale – odpowiedział.
-Miło było Cię poznać – i tyle go widziałem.

15 minut później dostałem od niego SMS'a: Mam nadzieję, że się podobało?

Bolało! Kurwa mać! Bolało jak diabli! Ale sie podobało :)



Hie hie hie. Dzisiejszy program sponsoruje literka „D” - Dan i Dale



Dziś kupiłem gumy w większym rozmiarze!

Midnight Margherita

Czwartek

Od poniedziałku szaleje. Mam roztrój żołądka. Depresję. I chuj wie co jeszcze. Szlag mnie trafia na każdym kroku. Wszystko mnie wkurwia i drażni. Do tej pory w sypialni leżą porozrzucane po całej podłodze zużyte prezerwatywy. I nie mam jak na razie najmniejszego zamiaru tego posprzątać. Przychodzę z pracy i kładę się spać. Wstaję i z powrotem do pracy. I tak bez mała cały tydzień.

We wtorek w końcu odpowiedziałem na milion SMS'ów od Oliviera i Jacques'a. Przeprosiłem, że nie zjawiłem się na weekendzie na imprezie. Zaproponowali, że jeśli mam ochotę wyjść do jakiegoś klubu to nie mają nic przeciwko. I żebym zrywał dupsko natychmiast. Mnie i tak było wszystko jedno. Wieczorem spotkaliśmy się w Dempsey's.

Na początku nie kleiło się nic. Rozmowy o niczym. - Pogoda fajna, szkoda, że znowu pada! Ale tak z innej pary kaloszy – czy ktoś może mnie zastrzelić? - proszę! Blisko godzinę się męczyliśmy, starając się znaleźć jakikolwiek temat który spowodowałby aby nasza trójka w końcu się „obudziła”.

Tequella za Tequellą popijąc Sambucą potrafią zdziałać cuda! Po półtorej godzinie mieliśmy już mocno w czubie! A jak to z alkoholem bywa - tematów przybywa. Rozmowa końca nie miała.

Chciałem się zabawić. Zaszaleć. Poszliśmy na parkiet. Jakiś gówniarz – 16 może 17 lat podszedł do mnie i bezpardonowo zaczął mnie tarmosić za sutki.

- Ty pierdolony szczylu, nawet nie wiesz co robisz – przeszło mi przez myśl. Najpierw grzecznie i z dystansem starałem odgonić szczyla od siebie, ale to nie pomagało. Wręcz przeciwnie! To zachęcało go do dalszej „zabawy”. W pewnym momencie złapał mnie za jaja. Spojrzałem na niego z politowaniem i strzeliłem go z otwartej w twarz.
- Idź, poskarż się mamie, że właśnie dostałeś wpierdol – powiedziałem, po czym się odwróciłem do Oliviera i Jacquesa.

Chyba pomogło? Bo więcej już tego zafajdanego z mlekiem na ryju gówniarza nie widziałem.
Kolejna Tequella i kolejna Sambuca. Kolejny taniec na parkiecie.

Około 2-ej nad ranem zjawił się w klubie Reesche (mój General Manager) ze swoją nocną „zdobyczą”. Chwilę się Nim pobawił po czym upatrzył sobie kolejną.

Ja jestem mega dziwka, ale Słonko, Ty bijesz mnie na głowę – uśmiechnąłem się do Niego.

Kolejna Tequlla i Sambuca. I kolejna. I kolejna.

Reesche około 3-ej nad ranem w końcu podszedł do mnie. Objął bez pytania i pocałował.

Schwytałem Go za ramiona i postawiłem do pionu.

-Czy Cię popierdoliło? - zapytałem.
- Nie chciałem! Wybacz! Naprawdę nie chciałem. Tak jakoś wyszło. Jestem napruty! - tłumaczył się ledwo trzymając się na nogach.
-To wiem. Ale to nadal ŻADNE wytłumaczenie. Wiesz, nie mam nic przeciwko, ale jutro będziesz żałował. Żałował, że w ogóle zacząłeś. -powiedziałem. - Obaj o tym wiemy!

Przeprosiłem Oliviera i Jacquesa, po czym wyszedłem z klubu w poszukiwaniu taxi. Taxi do domu.

Obaj widzieli , że ze mną jest coś nie tak. Nie zatrzymywali mnie. Byłem wystarczająco napieprzony tej nocy aby nie myśleć o Jose. Byłem wystarczająco napieprzony aby w ogóle o czymkolwiek i o kimkolwiek myśleć.

Z Jose będę się widział zaraz po powrocie z Polski. Ale On nadal o tym nie wie. I niech tak pozostanie.

http://www.youtube.com/watch?v=wVmUgC-vICY&feature=related

ps. Koleś na filmiku to nie ja :P

czwartek, 28 sierpnia 2008

Jose cz IV


Poniedziałek


Jak cudownie było obudzić się w Jego ramionach. Żadnemu z nas nie chciało się wychodzić z tego pełnego naszych uczuć łóżka. Pocałowałem Go czule w oko na „dzień dobry”.


- Drapiesz jak diabli – powiedział i uśmiechnął się. Sam się nie golił od dwóch dni. Mój zarost przy jego zaroście to pestka. Mój jest rzadki, Jego gęsty i czarny. Położyłem dłoń na jego uchu i zacząłem je pieścić. Zamknął oczy. Rozmarzył się.


- O czym myślisz? - zapytałem. Nie odpowiadał przez chwilę. Jakby przez moment był gdzie indziej.
- O Nas. O tych wszystkich latach. Latach, które mogliśmy przeżyć razem. Jak mogłem pozwolić Ci w ogóle wyjechać? Nie chcę Cię ponownie stracić! Tak bardzo Cię potrzebuję! Tak bardzo Cię pragnę! Potrzebujemy się na wzajem! - odpowiedział bez tchu. Poczułem jak coś ściska mnie za gardło, trzyma mocno i nie puszcza. Zacisnąłem zęby.
- Nie chcę Cię stracić! Nie chcę Cię stracić! - powtarzał.

Objąłem Go i przytuliłem do siebie z całych sił. Wiedziałem co czuje, ponieważ czułem w dokładnie taki sam sposób. Starałem się ze wszystkich sił oddalić od siebie myśl, że za parę godzin musi wracać do Madrytu. Ta myśl tak strasznie, tak cholernie bolała.

Czemu życie musi być takie skomplikowane? Na każdym kroku. Gdy czegoś lub kogoś pragniemy to zawsze musi się wydarzyć „coś” co spowoduje, że wszystko obróci się przeciwko nam, naszym pragnieniom, naszym marzeniom.

Czy ja naprawdę aż tak dużo wymagam od życia? Chcę być szczęśliwy, jak każdy! Chcę czerpać życie garściami. Cieszyć się każdym dniem! Każdą chwilą i każdym momentem spędzoną z ukochaną osobą. Czy to naprawdę aż tak wiele?
Jeśli tak?! To Panie Boże! Zatrzymaj ten świat! Ja wychodzę! Bo to nie ma po prostu najmniejszego sensu!

Jose położył swoją twarz na mojej klatce. W pewnym momencie poczułem jak jego łzy spływają mi na piersi. Obojgu Nam było tak strasznie ciężko. I żaden z nas nie wiedział jak temu zaradzić.

- Fuck it! Nie ma sytuacji bez wyjścia. Damy sobie radę! Z większymi problemami daliśmy sobie radę. - ująłem Jego Twarz w dłonie, spojrzałem głęboko w oczy i pocałowałem mocno w usta.
- Czy to oznacza, że przeprowadzisz się do Madrytu? - zapytał.
- Nie... tzn jeszcze nie teraz... ale będę częstym gościem u Marii, bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić wizyty w Madrycie bez Jej potrawki z królika. - powiedziałem i uśmiechnąłem się zawadiacko starając się rozładować atmosferę.
- Drań! Wiedziałem, że kochasz Ją bardziej ode mnie. - Jose zajarzył dowcip. W mega przegięty sposób odwrócił głowę udając obrażonego.
- No ba! Bez dwóch zdań :) - uśmiechnąłem się jeszcze bardziej i pocałowałem Go w nos.

Przez kilkanaście kolejnych minut mizialiśmy się i całowaliśmy nawzajem. Było cudownie.

Przed samym południem postanowiliśmy w końcu zjeść śniadanie. Jose w jakiś dziwny sposób wygrzebał się z łóżka szybciej ode mnie i szybciej był na dole, przygotowując świeżą kawę. Mnie wygramolenie się z łóżka zajęło kolejne 20 minut. Następnie dało się wyczuć zapach dopiero co usmażonych gofrów. Sam fakt, że smaży je specjalnie dla mnie spowodował, że zanim zszedłem na dół, usiadłem na schodach i pieściłem swój zmysł powonienia. Zapach świeżej kawy i gofrów łechtał moje nozdrza. Chwilkę później obaj siedząc w kuchni wcinaliśmy gofry z syropem klonowym karmiąc się nawzajem. Jose zlizywał syrop skapujący z moich palców, a ja z Jego. Takich chwil i momentów NIGDY się nie zapomina. Widziałem, że i Jose sprawia to przyjemność. Zbliżyłem swoją twarz do Jego i zlizałem z kącika ust krople syropu. Następnie ukradłem mu całusa. To był najsłodszy, skradziony pocałunek w moim życiu.

Po śniadaniu poszliśmy do łazienki ogarnąć się trochę. Gdy spojrzałem w lusterko wiedziałem, że bez golenia się nie obejdzie. Stanęliśmy nad umywalką i nawzajem nakładaliśmy na siebie piankę do golenia. W pewnym momencie kawałkiem pianki posmarowałem Jego nos. Zrobił groźną minę. To znaczy starał się zrobić groźną minę, ale coś mu nie wyszło. Chwilę później wziął w dłonie butelkę z pianką, wsadził mi w bokserki i nacisnął.

- O nie! Tego Ci nie daruję!- przeszło mi przez myśl. Wyrwałem Mu butelkę z pianką i psiknąłem na Niego. Bitwa na piankę do golenia trwała na dobre. Rzucaliśmy się nią bez opamiętania. Z łazienki przeniosła się najpierw na przedpokój aż wreszcie do salonu w którym nawet mojemu bratu się oberwało z pianki. Z salonu z powrotem do łazienki. Podszedłem do wanny, wziąłem w dłoń prysznic i odkręciłem kurek. Nie minęło kilka sekund jak dało się usłyszeć krzyk Jose.

- Aaaaa! Jaka zimna woda! - krzyczał! Podszedł do mnie, wyrwał mi prysznic, przewrócił do wanny i sam się na mnie położył. Odkręcił kurek z ciepłą wodą i zaczął namiętnie całować.

Tak bardzo spragnieni siebie. Siebie nawzajem. Zaczęliśmy się kochać. Nic nie miało znaczenia najmniejszego. Ani fakt, że mieszkanie wyglądało jak pobojowisko, ani że łazienka była zalana na wszelkie możliwe sposoby, ani brat przyglądający się temu wszystkiemu, ani NIC innego! Tak Go pragnąłem. Z całych sił!

Obaj, na zmianę staraliśmy się być bardziej przebiegli jeden od drugiego, z dzikimi pomysłami jak zaspokoić się nawzajem. Jak zaspokoić Jego i moje żądze. Obaj byliśmy gotowi dosłownie na WSZYSTKO! I obaj chyba wszystko zrobiliśmy w tym kierunku?

Półtorej godziny później udało nam się w końcu ogolić i doprowadzić do porządku.

Następnie posprzątać jako-tako mieszkanie i już musieliśmy się szykować aby zdążyć na lotnisko.

Przez pierwszy kwadrans nie wiele mówiliśmy. Jakieś zdawkowe zdania. Każdy z nas tak bardzo nie chciał tego co miało się zdarzyć niebawem.

Kilka minut później zatrzymał samochód na poboczu. Odwrócił się i zaczął grzebać w swojej torbie.

- Chciałem Ci do dać wcześniej, ale nie było jakoś okazji – powiedział, wręczając mi małe czarne puzderko pokryte aksamitem.
Wziąłem do ręki to pudełeczko i przez dłuższą chwilę patrzyłem na zmianę. To na puzderko to na Jose. W Jego oczach dopatrzyłem się iskier. Tych samych co 13 lat temu, u mnie w sypialni, w wannie i wielu innych miejscach.

Otworzyłem. I podobnie jak tego poranka coś z całych sił ścisnęło mnie za szyję. Jeszcze mocniej zacisnąłem zęby. Nie pomogło! Łzy same leciały ciurkiem. Nie było na nie żadnego sposobu. W pudełeczku były dwie srebrne obrączki. Wyciągnąłem jedną. Od środka było wygrawerowane: Forever! In my heart!

Każde spojrzenie na obrączkę i na Jose sprawiało, że mój stan się pogarszał. Płacz przerodził się w mega płacz, nie do opanowania! Wziął moją dłoń w swoje i wsunął mi obrączkę na lewy serdeczny palec.

- Pamiętaj! Jesteś w moim sercu na zawsze! - powiedział bardzo spokojnie wsuwając sobie na palec drugą obrączkę.

Miałem wrażenie, że za chwilę oszaleję. Że stracę całkowitą kontrolę nad sobą i nad tym wszystkim co się wokół mnie dzieje. Nie byem w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Nie byłem w stanie myśleć. Nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek.

Jose ruszył jak gdyby nic się nie stało, ale wiedziałem, że cały się trzęsie. Ja przez resztę drogi nie wydusiłem z siebie nawet słowa. Patrzyłem to na swoją dłoń to na Jego i na Niego.

Pół godziny później byliśmy na miejscu. Samochód oddaliśmy do wypożyczalni i udaliśmy się do punktu odpraw. Kolejki nie było. Więc ta poszła sprawnie i szybko. 10 minut i po krzyku. Mieliśmy dla siebie kolejne 45 minut zanim zacznie się odprawa celna.

Przez cały ten czas nie powiedziałem nawet słowa! Nic! Nadal byłem w szoku. Kawa. Jose coś do mnie mówił, ale ja nie kontaktowałem. Niczym jakaś maszynka przytakiwałem.

45 minut minęło szybciej niż się spodziewałem. Jose już musiał uciekać do odprawy celnej. Mój stan nie zmienił się ani jotę. Nadal nie wiedziałem gdzie jestem, i co się dzieje.

Jose pocałował mnie z całych sił, ja Jego. Przytulił z całych sił. Ja Jego. Coś powiedział. I zniknął. (why???)

Chwilę później znalazłem się na dworcu. O ile histerii nie było początku wcześniej to ta się właśnie zaczęła. Ryczałem jak dziecko! Spazmy rozpaczy nie miały końca. Jakaś kobieta do mnie podeszła i starała się grzecznie porozmawiać, czy wszystko jest ze mną w porządku. Zwyzywałem ją od najgorszych kurew i tanich ścierw. Choć była bogu ducha winna! Uciekła.

Kolejne półtorej godziny w pociągu przeciągały się w nieskończoność. W Sheffield od razu taxi i prosto do domu. Taksówkarzowi oberwało się, że starał się na mnie „zarobić”- co prawdą nie było.

10 minut po przybyciu do domu zabookowałem bilet to Madrytu. Nawet Jose o tym nie wie.

- Zaczekaj na mnie, proszę! - w mojej głowie istniał jedynie Jose i kawałek Celine Dione.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Jose cz. III

Niedziela

Poranek był lodowaty i pochmurny. Nasunąłem mocniej na siebie kołdrę i chciałem się wtulić w Jose, aby poczuć Jego ciepło. Niestety. Zamiast Niego na poduszce leżała długa czerwona róża. Usiadłem na łóżku i powąchałem różę. Uśmiechnąłem się. Z szafki nocnej podniosłem telefon komórkowy i wybrałem numer stacjonarny do siebie do domu. Zastanawiałem się czy Jose odbierze ten telefon, ale jak na złość odebrał brat.

- Daj mi Jose – poprosiłem.
- Wariat! - usłyszałem w odpowiedzi. Jednakże brat podał słuchawkę Jose.
- Cześć przystojniaku. Masz ochotę na szybki numerek? Skoczysz na pięterko? - zapytałem, uśmiechając się sam do siebie.
- Ja Ci dam numerek! Wczoraj mnie wykończyłeś! Ledwo żyję – odpowiedział, po czym dodał:
- Zaraz będę na górze z kawą.


Chwilę później, gdy Go zobaczyłem dopadł mnie atak śmiechu. Nie mogłem się powstrzymać. O ile górna część jego „domowej” garderoby wyglądała jako-tako. Moja, za duża na Niego biała koszula, jeszcze uszła w tłoku, podobnie było z bokserkami na których były przypięte szelki. Ale różowe, flafikowo-futrzane bambosze ze srebrnymi dodatkami rozwaliły mnie na łopatki. Kupiłem je kiedyś na jakąś przebieraną imprezę i nawet nie wiedziałem, że nadal je posiadam. Jose domyślił się, że śmieję się z tych kapci i z premedytacją usiadł na brzegu łóżka, założył nogę na nogę, po czym jedną z nich zaczął machać. Te jego pokryte gęstym zarostem nogi i te kapcie miały się do siebie jak kozia dupa do trąbki. Wyglądał tak słodko, że miałem ochotę Go schrupać w całości. Zbliżyłem się do Niego i pocałowałem.

- Dzień dobry. - powiedziałem
- Dzień dobry. - odpowiedział i podał mi kawę. Jej zapach unosił się w całym mieszkaniu. Nie wiedzieć czemu, ale gdy ja robię kawę to nic nie pachnie, ale jak robią ją inni to zapach unosi się w powietrzu przez długi czas.

Spróbowałem łyka kawy i popatrzyłem się na Niego, następnie na kawę i ponownie na Niego.

- Pamiętałeś? - powiedziałem zdziwiony.
- Jak mógłbym zapomnieć? - odpowiedział i mrugnął do mnie oczko.

Kawa z kardamonem. Dokładnie taka jaką uwielbiam. Bardzo mocna, z mlekiem, nie za gorąca ale i nie za zimna. Taka w sam raz do picia. I co najważniejsze MUSI być w kubku. Nie znoszę kawy w jakichś filiżankach czy innych szklankach! A kubek MUSI być obowiązkowo z uchem.

Chwilkę później rozmawialiśmy na temat planów na ten dzień. Za oknem lało i pogoda była ogólnie pod psem. Jose zaproponował abyśmy cały ten dzień spędzili tylko we dwoje. Razem. Najlepiej w domu. Nie miałem nic przeciwko. Mało tego, ten pomysł wydawał mi się najlepszym rozwiązaniem. Musiałem tylko wyjść do sklepu po jakieś pierdoły. Po drodze zahaczyłem o wypożyczalnię filmów i pizzerię i już 25 minut później byłem z powrotem. Z winem, pizzą, pop-cornem i mnóstwem filmów. Jose jedynie złapał się za głowę, gdy zobaczył tytuły filmów. Same romansidła. Od Down with Love, poprzez Notting Hill i Chocolat na PS. I love you skończywszy.
Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował czule w czoło a następnie delikatnie przygryzł moje ucho. Wiedziałem, że ten dzień będzie cudowny.

Brat spojrzawszy na tytuły filmów od razu zmył się do siebie do sypialni. Niestety nie było tam żadnych strzelanek, rąbanek, przepychanek czy innych okropności na które w tym momencie nie miałem najmniejszej ochoty. Chciałem aby Jose zapamiętał ten dzień. Aby ten dzień był dla Niego tak samo specjalny i niezwykły jak dla mnie. Sama Jego obecność sprawiała, że tak właśnie się działo.

Wylądowaliśmy na sofie, z winem i pizzą. Ja z jednej strony, Jose z drugiej. Piliśmy wino prosto z butelki, ja masowałem jego stopy, łaskocząc Go od czasu do czasu. Podobnie jak moje tak stopy Jose należą do najczulszych miejsc. Wiedziałem, że jeśli przesadzę, może to się źle dla mnie skończyć. Nie przesadzałem. On również. Chociaż kilka razy próbował, moje spojrzenie dawało do zrozumienia wszystko.

Kolejne 10 godzin spędziliśmy na zmianę wtuleni w siebie, miziając się, płacząc oglądając filmy. Za oknem deszcz rozpadał się jeszcze mocniej. Rozpaliłem kominek. Ostatni film oglądaliśmy siedząc na podłodze. Ja oparty o sofę, On o mnie.

Chyba jedynie ja wiedziałem jak bosko się czuję. Mogąc ścisnąć Go z całych sił a głowę położyć na Jego ramieniu. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowałem. Objąłem Go za szyję, a On zaczął tulić się do mych rąk i całować je.

Kilka minut później znaleźliśmy się w wannie. Zapaliłem świeczki. Leżeliśmy tak dobrą godzinę mydląc się nawzajem. Pieszcząc na wzajem każdy kawałek ciała.

W końcu znaleźliśmy się w sypialni. Jose wiedział co ma robić. Zajął się mną, a ja błagałem aby nie przestawał.

Już świtało, gdy nadal był we mnie, jednakże padł na mnie, na moje plecy. Przytulił. Pocałował z kark i obaj zasnęliśmy.

Zanim zasnąłem przeszła mi przez głowę myśl - Czym sobie zasłużyłem na takie szczęście?

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Jose cz. II

Sobota

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Ani kawa, ani prochy przeciwbólowe nie pomagały.

- Błagam! Tylko nie dziś! Nie jestem gotowy na kolejny „okres” - litowałem się sam nad sobą.

Wziąłem długą, relaksującą i gorącą kąpiel, po czym wybyłem na basen i siłownię. Trochę mi przeszło. Po zrobieniu kilku basenów udałem się na siłownie. Steve jak zawsze był w doskonałym humorze. Uśmiechnięty i pogodny. Mega muskularny, zawsze w doskonalej kondycji blondyn. Mój instruktor. Kto jak kto ale Steve mógł mieć każdego! I zapewne miał. Jestem prawie pewien, że przez jego wyrko przewinęło się setki facetów i kobiet. Steve jest biseksualny i jak sam podkreśla jest z tego dumny. W sumie się nie dziwię. To jedno z najlepszych rozwiązań w jego przypadku. Może czerpać przyjemność z każdego układu i układziku. Mrugnął do mnie na „do widzenia” - Nie dzisiaj babe! Nie dzisiaj! - pomyślałem!

Półtorej godziny później brałem kolejny prysznic już u siebie w domu, tylko po to aby za dwie godziny zjawić się ponownie na lotnisku w Manchesterze. Tym razem terminal numer 3.

Stojąc w sali przylotów nie mogłem się doczekać na przylot samolotu z Madrytu. Stałem i patrzyłem jak pierdolnięty w ekran monitoru pokazujący wszystkie przyloty na dany terminal.

W pewnym momencie pojawiło się info, że lot z Madrytu jest opóźniony i że lądowanie odbędzie się na Terminalu numer 1. Lotnisko w Manchesterze jest gigantyczne i przemieszczenie się z Terminala 3 na Terminal 1 zajęło mi 45 minut. Próbując przecisnąć się pomiędzy ludźmi idącymi w obu kierunkach dotarłem na miejsce 10 minut przed Jego przylotem.

Kochałem i nienawidziłem jednocześnie to lotnisko. Kilkanaście godzin wcześniej pożegnałem na nim Stana a teraz będę witał Jose.

To jakiś pierdolony sen. To nie może dziać się na prawdę! Ja nadal śpię! - chciałem aby z jednej strony to wszystko okazało się snem ale z drugiej tak cholernie pragnąłem zobaczyć się z Jose.

Samolot z Madrytu wylądował. Kilkanaście minut zajęło aż ludzie z tego lotu zaczną wychodzić po odprawie celnej.

- Jak mam się zachować? Co powiedzieć? Co zrobić? - milion pytań i żadnej odpowiedzi.
- Bądź sobą – coś mi podpowiedziało!

Ludzie zaczęli się wytaczać po odprawie. Przez drzwi przeszło kilkadziesiąt osób ale jego nie było.

- Gdzie jesteś? - zapytałem sam siebie.

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Stojąc na wprost wyjścia Jose nie poznał mnie. Rozglądał się wokół. Szukał mnie. Miał prawo mnie nie poznać. Zmieniłem się i to bardzo nie tylko fizycznie. Przystanął obok mnie nadal się rozglądając. Przez chwilę nic nie powiedziałem.

- Hola marinero! Tienes el fuego? - zapytałem i uśmiechnąłem się do Niego.
- For you, always! - odpowiedział.

Po moich policzkach skapywały łzy tak ogromne i ciężkie, że było je widać nawet przez okulary przeciwsłoneczne. Obaj rzuciliśmy się sobie w ramiona. Tak bardzo chciałem aby ta chwila NIGDY nie przeminęła. 10 może 15 a może i więcej minut staliśmy wtuleni w siebie z całych sił . Nikt z nas nie chciał tego przerywać. Po co przerywać coś co jest tak cudowne, wspaniałe i niepowtarzalne? I może się nie powtórzyć! Przez dłuższą chwilę czułem się jak po ostrych dragach!

- Nie wypuszczaj mnie! Trzymaj! Trzymaj z całych sił!

W Jego ramionach czułem się tak dobrze, tak samo jak naście lat temu. Wszystkie wspomnienia powróciły. Wspólne zamieszkanie. Maska jego nieszczęsnego samochodu – nota bene wgnieciona przez nasze szalone igraszki. Jego rodzina. Jego Mama Maria. Po moich policzkach nadal skapywały łzy. Łzy szczęścia. Jose trzymał mnie za rękę w dokładnie taki sam sposób jak w momencie kiedy się poznaliśmy.

Ciężar, który przez tyle czasu leżał mi na sercu nagle, samoistnie zniknął. Podobnie jak wszystkie problemy. Nawet jeśli coś jeszcze mnie dręczyło to nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczył się jedynie Jose.

Wynajęcie samochodu zajęło nam kilka minut. I już mogliśmy być całkowicie sami. Ponownie się do Niego przytuliłem i pocałowałem. Tak gorąco jak tylko potrafiłem. Jose odwdzięczył mi się i równie gorąco i namiętnie zaczął mnie całować. Włączyłem radio w którym właśnie zaczęła się Celine Dion i „All by myself”. Niczego już więcej od szczęścia nie chciałem. Miałem wszystko, miałem przede wszystkim Jego. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

All by myself
Don't wanna be
All by myself
Not anymore

Celine śpiewała a my wraz z nią.

Jeżeli był jakikolwiek okres w moim życiu w którym mogłem przenosić góry to był właśnie ten moment. Czułem się jak nigdy przedtem. Chciałem krzyczeć ze szczęścia! Chciałem aby wszyscy usłyszeli jak bardzo jestem szczęśliwy! Chciałem dzielić się tym szczęściem!

Jose chyba był w podobnym stanie. W pewnym momencie na M25 zatrzymał samochód na poboczu. Spojrzał na mnie, a ja wiedziałem od razu co chce powiedzieć. Uprzedziłem go.

- Yo tambien!

W Jego oczach nie dało się nie zauważyć tego jedynego, najprawdziwszego pragnienia, pragnienia bycia razem. Miłości. Miłości prawdziwej. Pragnąłem Go jak nikogo wcześniej. Pożądałem każdej części Jego ciała.

Zaczął pieścić najpierw moją szyję następnie ucho. Cały świat zawirował a ja wraz z nim. Usiadłem mu na kolanach i tak samo jak wtedy, blisko 13 lat temu wyczułem CK One. Nasze ręce na zmianę wędrowały góra-dół, dół-góra. Myślałem, że oszaleję z radości. Nasz pocałunek, nasz oddech stał się jednością.

Ponad półtorej godziny zajęła nam podróż do Sheffield. Później problemy z zaparkowaniem, aż w końcu znaleźliśmy się u mnie.

- Hungry? - zapytałem.
- I'm starve .. of You – odpowiedział.

Chwilę później znaleźliśmy się w mojej sypialni. Jose zrzucał ze mnie wszystko. Ja z Niego. Nasza żądza siebie nawzajem nie miała granic. Ponownie na Nim usiadłem i wtuliłem się z całych sił. Sam sex nie był w tym momencie najważniejszy. Pragnąłem Jego pocałunków, pieszczot, przytulenia. Jego bliskości. Świat ponownie zawirował, a ja wraz z nim. Moje plecy potraktowane w brutalny sposób domagały się jeszcze więcej brutalności. Jeszcze więcej Jego. Jeszcze więcej Jego dotyku, pocałunków, pieszczot.

Nasze ciała splotły się. Stanowiły jedność, podobnie jak pocałunki, którymi bez pamięci się obdarzaliśmy. Nadal siedząc na Nim wszedł we mnie! Nie chce gumy! Ufam mu bezgranicznie. Od razu wszedł głęboko ale delikatnie. Ugryzłem Go w ramię! Syknął jedynie.

Powolnymi ruchami, nadal obejmując Go całego i z całych sił zacząłem się poruszać. To nie On brał mnie! To ja brałem Jego, w najlepszy sposób jaki znałem, czerpałem korzyść z każdego kawałka Jego ciała. To ja ustanowiłem tępo w jakim nawzajem będziemy się poruszać.

Nie spieszyłem się. Chciałem aby ta chwila była najcudowniejszym momentem w życiu nas obu. I aby NIGDY się nie skończyła. Jose jednak nie wytrzymał. Po kilku ruchach we mnie, wyszedł i wystrzelił mi na plecy taką ilość gorącej spermy, że myślałem że zwariuje. Wiedziałem, że od dawna nie był z żadnym facetem, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jose zarumienił się niczym spłoszony gówniarz, a ja Go pocałowałem czule. Jeszcze mocniej wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy.

Gdy się obudziłem On głaskał mnie po głowie i bawił się moimi włosami. Następnie Jego ręka powędrowała na moje usta. Pieścił je czule i delikatnie, jakby po raz pierwszy w życiu dotykał czyichś ust. Całe moje ciało przeszył najwspanialszy dreszcz.

Postanowiliśmy wyjść na wczesną kolację gdzieś na miasto, które przy okazji chciałem pokazać Jose. Sheffield jest cudowne nocą, ale i tak całe piękno tego miasta przyćmiewał widok Jose, który przez cały czas nie odstępował mnie na krok i który jak zawsze trzymał mnie za rękę.

Najpierw Loxley i miejsce gdzie się urodził Robin Hood. Pomimo iż niewiele z tego pozostało to i tak takie miejsca mają swój urok i czar. Następnie Lodge Moor z przecudownym widokiem na całe Sheffield, z jeziorami, stawami, klifami i zewsząd otaczającego to wszystko lasu.

Wróciliśmy do mnie i zostawiliśmy samochód. Następnie taxi i już byliśmy w centrum.
West Street, Campo Lane ( Gay Village), Leopold Street. Zatrzymaliśmy się w jednej z restauracji przy St. Pauls Parade, w której w tym samym czasie (o czym nie wiedziałem) odbywała się Gejowska Szybka Randka (Gay Speed Date). Wiedzieliśmy, że dobrze trafiliśmy i uśmiechnęliśmy się do siebie.

Rozmawialiśmy o tym wszystkim co zdarzyło się w naszych życiach przez ostatnie 13 lat. O problemach dnia codziennego. O nas. O tym, że tak naprawdę nadal jesteśmy razem i pomimo iż my się zmieniliśmy to nasze uczucia nie wygasły. Obaj wydorośleliśmy. Obaj dojrzeliśmy. Aż w końcu obaj wiemy czego chcemy. Obaj tak bardzo chcemy być razem, ale żaden z nas nie może sobie pozwolić na przeprowadzkę. Mnie obowiązuje 5-o letni kontrakt. Jego w Hiszpanii trzyma jego własna firma. Nie zawsze można mieć to co się chce, choć bardzo się tego chce i marzy o tym z całych sił.

Po kolacji i dwóch butelkach wina postanowiliśmy iść się gdzieś zabawić. Najpierw Affinity, i kilka drinków, następnie prosto do Dempsey's. Wejście dla VIP'ów było stosunkowo wolne, zatem nie zdążyliśmy się obejrzeć jak już byliśmy w środku.

Od razu poszliśmy na gorę gdzie John jak zawsze zapodawał kawał dobrej muzyki. Szumiało mi już nieźle w głowie po wcześniej wypitym alkoholu, ale mimo to zamówiłem po dwóch shout'ach Sambuc'i i po jednej złotej tequilli. O ile Sambuca weszła we mnie doskonale o tyle z tequillą zacząłem się męczyć. Wiedziałem, że mam dwa wyjścia albo wypić to i dalej pić i bawić się albo iść do klopa i wyrzygać wszystko, po czym wracać do domu. Wypiłem! Mało tego , później wypiłem dużo więcej :) Podobnie jak Jose. Jestem pewien, że bawił się doskonale. Tej nocy parkiet należał do nas, podobnie jak klatka i toaleta. I każde inne miejsce w klubie w którym się znaleźliśmy. Znajomi z klubu woleli do mnie nie podchodzić, widzieli że jestem w siódmym niebie i czasu dla nich nie mam.

Około 5-ej nad ranem znaleźliśmy się w taksówce, która wiozła nas do domu. Każdy Jego dotyk, każdy pocałunek sprawiał, że moje ciało przeszywało milion malutkich igiełek. Coś wspaniałego!

- Kochaj mnie! Zerżnij mnie! Całuj! Tul i nie wypuszczaj! Cały należę do Ciebie!

Kilka minut później już byliśmy w mojej sypialni. Jose tym razem wszedł we mnie bez pardonu. Ruchał mnie jak tanią dziwkę z przedmieść. Ja nie powiedziałem nawet słowa. Było mi tak dobrze. Po kolejnym razie i kolejnej pozycji miałem wrażenie że czołg jest w stanie wjechać we mnie a ja nawet nie pisnę słowa.

O 9-ej nad ranem padliśmy, wtuleni w siebie. Żaden z nas nie miał już siły na dalsze zabawy.

Jeszcze przez moment mizialiśmy się nawzajem. Ja odpływałem ze zmęczenia i szczęścia. Mogłem w końcu się w Niego wtulić.

- Te quiero! - usłyszałem zanim zasnąłem.
- Czy to już sen czy nadal rzeczywistość?

Heterycy nie istnieją cz.IV

Czwartek

Od 11-ej rano próbował mnie obudzić. Ale ja w najlepsze nie chciałem i nie dałem się tak łatwo obudzić. Po pierwsze nie musiałem, bo na 17-ą do pracy, po drugie za oknem leje, a nic nie wywołuje u mnie większej śpiączki jak krople deszczu stukające o szybę, a po trzecie, po co wstawać skoro w łóżku jest tak przyjemnie? Cieplutko, milusio i można się do Niego przytulić.

Ostatniej nocy nie zdarzyło się absolutnie nic. I to NIC znaczy dla mnie więcej niż niejeden kosmiczny orgazm. Sama możliwość wtulenia się w kogoś, zaśnięcia wtulonym i obudzenia nadal wtulonym to największa przyjemność. Sam sex można mieć na prawdę z każdym, ale nie z każdym można się obudzić, uśmiechnąć i stwierdzić, że dzień zaczyna się cudownie.

Pół godziny później Stan już przygotowywał śniadanie. Sałatka z tuńczyka i tosty. Ja nadal drzemałem. Było mi tak dobrze, że nikt nie był w stanie mnie zerwać z łóżka. Średnio co pół godziny przychodził na górę do sypialni informując, że śniadanie od dawien dawna jest gotowe. Kawa wystygła. A tostami można rozbić głowę.

Rób co chcesz, ale ja jeszcze nie wstaję. Mowy nie ma! - przeszło mi przez myśl.
Zresztą, gdzie się śpieszysz? Ty od dzisiaj masz już urlop, ja dopiero na 17-a do pracy. Wyluzuj!

I tak do około godziny 14-ej „siłował” się ze mną. Gdy po raz kolejny przyszedł na górę, do sypialni obudzić mnie, ja najzwyczajniej w świecie, zerwałem się, przewróciłem Go na łóżko i mocno przytuliłem. Rzucał się po całym łóżku ale Go nie wypuściłem. Zwyzywał mnie od śpiochów a ja jego od Rumcajsów. Jego dwudniowy zarost drapał jak cholercia. A przecież w toalecie są maszynki jednorazowe. Nie skorzystał. Z drugiej strony ten zarost był jeszcze bardziej ponętny niż jednodniowy. Facet! Prawdziwy facet w moim wyrku!

Przez dłuższą chwilę baraszkowaliśmy w łóżku, z tuleniem, łaskotaniem i bezpardonowym wykopywaniem z łóżka.

Czy zachowuję się jak szczeniak? Bardzo możliwe- ale absolutnie nie przeszkadza mi to. - pomyślałem.
Przy Stanleyu mogę sobie na to pozwolić.

Nie sadziłem , że w ogóle taka myśl przyjdzie mi do głowy, ale ja na serio będę za Nim tęsknił. Będę tęsknił za tym szczylem. Dał mi tyle przyjemności. Tyle fajnych chwil. Chwil które spowodowały uczucie motylków w moim brzuchu. I nie tylko.

Około 14:30 udało nam się w końcu zjeść wspólnie śniadanie. Tzn, Stan zjadł śniadanie, ja się popatrzyłem paląc papierosa za papierosem popijając kawę.

Pół godziny później Stan starał się pozmywać po „śniadaniu”, ale chyba nie dałem mu dokończyć?. W samym fartuszku wyglądał tak bosko! Gdy on starał się zmywać ja podszedłem Go od tyłu. Uszczypnąłem w tyłek i ścisnąłem tak mocno, że w pewnym momencie sadziłem, że przesadziłem. Ale Jemu to nie przeszkadzało. Odchylił głowę a ja od razu mogłem zacząć pieścić jego szyję. Tak, tak.. tą samą szyję, która w szczeniacki sposób pokryta ponownie była gęsia skórką. Odwrócił się do mnie przodem i powiedział:

- Będę tęsknił. Nawet nie wiesz jak bardzo!?
- Wiem.

Nie chcę mu dawać żadnych nadziei, żadnych obietnic, żadnych planów na przyszłość. Ale moje: „Wiem” było jednoznaczne z : „Ja również”.

Staliśmy tak chwilę, tuląc się do siebie i patrząc sobie w oczy. Już nic nie mówiliśmy. Po prostu staliśmy.

Około 15-ej postanowiliśmy wziąć szybki, wspólny prysznic i zacząć się szykować, ja do pracy, Stan do siebie, do domu. Jutro przed południem ma lot z Manchesteru do Koszyc, a On nawet nie jest spakowany.

Kolejna godzina upłynęła tak szybko, że nawet się nie zorientowaliśmy, że już musimy się powoli żegnać. Nie było to łatwe. Blisko miesiąc nie będziemy się widzieć. Stan poprosił abym odwiózł Go na lotnisko jutro rano. Zgodziłem się. Kilka minut później po kolejnym, długim i namiętnym pocałunku znaleźliśmy się w taksówce.

Zanim z niej wyszedłem, jeszcze raz pocałowałem Stana. Przez cały ten czas jak jechaliśmy trzymał mnie za rękę i nie chciał puścić jak już byliśmy na miejscu. Ja nie chciałem aby puszczał.

Stałem jeszcze przez moment na ulicy patrząc jak odjeżdża i macha do mnie. Przez resztę wieczoru byłem nieswój.

Wszyscy w pracy zauważyli, że jestem nie w sosie i woleli mi schodzić z drogi. Może i lepiej? Jedynie Katie, podeszła do mnie, przytuliła mnie i powiedziała: Ja też będę za Nim tęsknić.

Przytuliłem ją mocno do siebie i nawet się nie zorientowałem jak po policzku pociekła mi łza. Odwróciłem twarz, ale jestem pewien, że Katie to zauważyła. Przytuliła mnie z całych sił.

Wieczór ciągnął się niemiłosiernie. Co chwila patrzyłem na zegarek jakby to coś miało zmienić lub pomóc. Ale te cholerne wskazówki zegara nie chciały się ruszać. Jakby na złość stały w miejscu.

Około północy dotarłem do domu. Prysznic i prosto do łóżka. Do tego samego łóżka w którym jeszcze kilka godzin temu był Stan. Do łóżka całego pachnącego Nim. Nie mogłem zasnąć. Wierciłem się z boku na bok.

Ja chyba wariuje? – pomyślałem i chyba zasnąłem?



Piątek.

Nie spałem najlepiej. Obudziłem się już o 6:30. Sam. Bez budzika czy pomocy osób trzecich. Leżałem jeszcze z pół godziny, a w mojej głowie burza mózgów. Setki myśli jednocześnie i każda zdaje się być ważniejsza od poprzedniej.

Starałem się znaleźć jakieś rozwiązanie zaistniałej sytuacji i wytłumaczenie tego wszystkiego co się zdarzyło przez kilka ostatnich dni. Nie udało się. Zapewne, jak zawsze wszelkie odpowiedzi nadejdą w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy najmniej będę się tego spodziewał a co gorsza, będą to odpowiedzi najprostsze. Tak jest zawsze.

Około 8-ej rano zadzwoniłem do Stana i zapytałem czy jest gotowy? Stan nie spał całą noc i jak oznajmił gotowy nie był. To jego PIERWSZY (?) lot w życiu. Wyczułem w głosie, że jest przerażony tym faktem, że za parę godzin oderwie się od ziemi i przez kolejne dwie i pół godziny będzie zdany na łaskę pilota. Wszelkie próby wytłumaczenia Mu, że nie ma się czego obawiać spełzły na niczym.

Godzinę później wylądowaliśmy w pociągu do Manchesteru. Stan przez całą podróż starał mi się wyjaśnić, że przez kolejne dwa tygodnie będzie chlał na umór i balangował. W końcu nie widział się z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi ponad trzy lata.

Dzidzia, nie musisz mi tego tłumaczyć, mam tak samo i moje „wakacje” w Polsce będą przebiegać dokładnie w taki sam sposób – przeszło mi przez myśl.

O wpół do dziesiątej wylądowaliśmy na lotnisku. Terminal numer 1.

Odprawa zaczynała się od godziny 12-ej, więc mieliśmy chwilę dla siebie. Nie wiele mówiliśmy. Żaden z nas chyba tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Patrzyliśmy jedynie na siebie. A te spojrzenia mówiły wszystko.

Chwila dla nas minęła tak szybko! Nie zdążyliśmy się nacieszyć sobą, naszym widokiem, dotykiem, skradzionymi pocałunkami. Obaj pożądaliśmy siebie nawzajem. Tu i teraz. I o ile ostatniego wieczora zegar stał w miejscu o tyle dzisiaj zwariował i zasuwał do przodu jak oszalały.

Tak jest chyba zawsze? Gdy jest Ci dobrze i czujesz się wspaniale a przede wszystkim chcesz aby dana chwila trwała wiecznie to na złość czas ubiega w tempie rekordowym.

Kilka minut po 12-ej razem ze Stanleyem stanąłem w kolejce do odprawy. Ta na szczęście przebiegła bezproblemowo. Nic do oclenia. Nic do przemycenia. No chyba, że do oclenia i przemycenia można zaliczyć Naszą wspólną tęsknotę. Tęsknotę za sobą nawzajem. Zapłacę za to!

Następne 45 minut i następne szaleństwo zegarków. Kurwa! Czemu czas biegnie tak nieubłaganie w chwilach kiedy tego najmniej chcemy?

Nie zdążyliśmy się obejrzeć jak Stan musiał powoli szykować się aby pojawić się na pokładzie samolotu.

Przyjedź do Koszyc jak będziesz w Polsce – zaproponował w pewnym momencie. Nie musiał mnie namawiać. Od kilku dni chodziła mi taka myśl po głowie, teraz wystarczy zrealizować plan. Warszawa – Koszyce to raptem 8 godzin w pociągu.

Stan wraca do UK dopiero 5-ego września, ja będę w Polsce od 1-ego. Jesteśmy umówieni na 3-ego w Koszycach , a 4-ego On odwiedza mnie w Polsce. Prosto z Warszawy ma lot do Sheffield.

Będę tam!

Stojąc w kolejce do odprawy celnej Stan przytulił się mocno do mnie. Ja mu się odwdzięczyłem. Przepuściliśmy kilka osób stojących w kolejce nadal wtuleni w siebie. Nie chciałem go wypuszczać z ramion. Było mi tak dobrze!

Wiele osób patrzyło się na nas. Jedni z podziwem inni z oburzeniem. Ale ja miałem to w bardzo głębokim poważaniu. Niech myślą i robią co chcą. Mam to gdzieś.

Stan jeszcze mocniej mnie przytulił , obdarował mnóstwem gorących pocałunków. Pomimo zaciśniętych mocno zębów nie wytrzymałem. Łzy samoistnie pokryły moją twarz. Po chwili i jego twarz stała się mokra. Mocno wtuleni w siebie staraliśmy się nawzajem odsunąć jak najdalej od siebie to co za moment i tak musiało się stać. Czas się na moment zatrzymał. Ludzie mijali nas w pośpiechu.

Przyjadę do Koszyc. - powiedziałem
Będę czekał na Ciebie – odpowiedział.

W końcu powiedziałem to na co tak bardzo czekał. Czego pragnął. Co wiedział ale nie usłyszał wcześniej.

Będę tak strasznie za Tobą tęsknić. Stałeś się Kimś bardzo ważnym w moim życiu. Pamiętaj o tym. - wypuściłem go z objęć. Nasze dłonie jeszcze przez moment się ściskały, ale po chwili i On puścił. Odwróciłem twarz. Nie mogłem mu spojrzeć w oczy. To tak bardzo, tak cholernie bolało.

Następne 45 minut starałem się dojść do siebie w kiblu. Nie było to łatwe.

Wracałem do Sheffield jak obłąkany. Ludzie mnie potrącali, ale ja nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Nic nie miało znaczenia. Niech się dzieje co ma się dziać. Tylko błagam! Odpierdolcie się wszyscy ode mnie! Zostawcie mnie w spokoju!

O 17-ej musiałem być w pracy, więc czasu też nie miałem za wiele. Pociąg na szczęście miałem za kilkanaście minut. Zdążyłem wypić kawę i wypalić papierosa po czym już musiałem biec na peron. Z okna pociągu widziałem odlatujące i lądujące samoloty. Czy w jednym z odlatujących jest Stan?

Kwadrans po 16-ej zjawiłem się w pracy. Już nie musiałem się spieszyć. Kolejna kawa. Kolejny papieros. I jeszcze jeden i jeszcze jeden. Wszyscy zauważyli że moja psyche nie jest w najlepszym stanie. Woleli zostawić mnie samego. Nawet Katie. Na jakiekolwiek zaczepki z ich strony odburkiwałem jedynie na odczepnego. Chciałem aby wszyscy zostawili mnie w świętym spokoju.

W pewnym momencie podszedł do mnie Reesche (General Manager – przyjaciel – gej) i poprosił abyśmy poszli do biura. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek tłumaczenia mojego stanu. Na szczęście nie musiałem nic tłumaczyć. Reesche po prostu objął mnie mocno i powiedział abym ten wieczór wziął sobie wolne i abym niczym się nie przejmował. Nie byłem w stanie wypuścić Go z objęć. Zacząłem ryczeć jak małe dziecko. Bełkotałem coś sobie pod nosem. Coś co było niezrozumiałe nawet dla mnie nie wspominając o Reesche'm. Pół godziny później byłem w taksówce prosto do domu. Prosto do łóżka.

Wchodząc do domu otrzymałem SMS'a. To Stan.

Mówiłem poważnie! xxx

Patrzyłem się w ekran telefonu jak obłąkany. Nie odpisałem od razu. Byłem wykończony, psychicznie i fizycznie. Marzyłem o jednym. Łóżko. Z telefonem w dłoni. W ubraniu i butach poszedłem do sypialni. Położyłem się, zwinąłem w kłębek i odpisałem:

Ja również! Chyba bardziej niż Ci się może wydawać! Ja już tęsknię! Xoxo

Wtulony w pościel w której kilkanaście godzin temu spał Stan, czując jego zapach na poduszce, z telefonem ściśniętym mocno w dłoni, zasnąłem.

środa, 20 sierpnia 2008

Heterycy nie istnieją cz. III

Stan nie daje mi o sobie zapomnieć. Milion SMS'ów dziennie. Nie daje za wygraną.

Dzisiejszy dzień pracy wyglądał raczej śmiesznie. Cały dzień Stan patrzył się na mnie jak w obrazek, ale ja nie zwracałem na niego większej uwagi. Nie mogę sobie na to pozwolić. Jestem jego zwierzchnikiem i nie w głowie powinny mi być jakiekolwiek romanse w pracy. Poza pracą to co innego. Ale ja nawet do ubikacji nie mogłem wyjść swobodnie, bo Stan przyszedł za mną. Chciał się ze mną kochać. Odmówiłem.

Na przerwie, nie odchodził ode mnie na krok. Cały czas starając się patrzeć mi w oczy, gdy ja jego wzroku unikałem. Miałem od cholery roboty papierkowej i nie w głowie mi były jakieś zaloty.
Stan nie odpuszczał. Co i rusz, niby przypadkiem mnie dotknął, otarł się o mnie.

Po ośmiu godzinach jego podejść, w końcu nie wytrzymałem.

-Sam tego chciałeś :) - pomyślałem.

O ile o mnie w pracy wiedzą wszyscy, o tyle o Stanie nie wiedział nikt. Ale się dowiedzieli wszyscy w tym samym czasie. Przyparłem go do muru i pocałowałem czule. On bez zająknięcia odwzajemnił pocałunek.

Nie muszę chyba dodawać, że kopary opadły wszystkim, łącznie z moim menadżerem – gejem, nota bene.

Nikt nic nie powiedział, ale wiedziałem, że wszyscy są zadowoleni z takiego obrotu spraw. Jedynie Katie do nas podeszła i powiedziała, że kocha nas obu i przytuliła nas mocno.

Chwilę później, w szatni, Stan doszedł chyba do siebie, bo sam nie mógł uwierzyć w to co się stało przed momentem. Był tak przerażony jak wtedy gdy chciał ze mną porozmawiać. Wiedząc co może się za moment stać, od razu Go przytuliłem mocno do siebie. On się wtulił we mnie. Nie chciał tego przerywać. Ja w sumie też nie. Było mi dobrze. I tak wtuleni w siebie staliśmy kilka ładnych chwil.

W końcu Stan zapytał czy możemy jechać do mnie.

I co ja mam z nim zrobić? - pomyślałem.

Po dłuższej chwili patrzenia mu głęboko w oczy odpowiedziałem : OK!

W jego oczach od razu pojawiły się iskierki. Wiedziałem, że jest szczęśliwy.

Pół godziny później nastawiałem ekspres do kawy. Kawa to coś czego było mi cholernie potrzeba. Stojąc tyłem do Stanleya, ten podszedł do mnie, złapał w pół i pocałował mnie w kark.
Nie potrzebowałem żadnego innego dowodu na to, iż Stan się najzwyczajniej w świecie we mnie zadłużył. Ale jak wytłumaczyć 23-latkowi, że to coś do czego On zmierza, ja odsuwam od siebie? Jak Mu wytłumaczyć, że jest mi dobrze tak jak jest teraz, bez obowiązków dbania o druga stronę, bez kolejnego dużego dziecka w moim życiu, którym musiałbym się zająć? Aż w końcu jak Mu to wszystko wytłumaczyć nie raniąc jego uczuć? Milion myśli z prędkością światła przebiegło mi przez głowę, ale odpowiedzi nie znalazłem żadnej.

Z kawą w ręku i uczepionym do mnie Stanem, przeszliśmy do salonu. Chciał mnie pocałować, ja się odsunąłem. Nie wiedział co jest grane. Zapytałem jak rozwiązał sprawę ze swoją dziewczyną? Nie odpowiedział. Patrzył się jedynie na mnie. Spoważniał. Po chwili odpowiedział, że na razie nie chce nic rozwiązywać, że chce wszystko pozostawić tak jak jest i że czas pokarze.

-Czyli chcesz żyć w zakłamaniu? A co najgorsze oszukiwać inne osoby? - zapytałem.
-To nie tak... Nie chcę jej oszukiwać, ale boję się jej powiedzieć. Nie wiem jak zareaguje? I co sobie o mnie pomyśli? - odpowiedział.
-A czego się spodziewasz po osobie, która nagle dowiaduje się, że od jakiegoś czasu jest oszukiwana? Że jej facet sypia z drugim? Po osobie, która ma jakieś plany względem Ciebie, względem Was? Przecież, Ty również miałeś plany co do Niej. W końcu nie bez przyczyny nosisz ze sobą pierścionek zaręczynowy. Pierścionek dla Niej. Co się stało z tymi planami?
-Ale ja nie jestem pewny czego chcę... i czy resztę życia chcę spędzić akurat z Nią?
-Może zatem czas i pora dowiedzieć się czego chce się od życia? Od siebie samego? Od innych?
-W tym momencie jestem pewny, że chcę Ciebie – odpowiedział.

I ponownie tysiące myśli bijących się ze sobą. Co ja mam z Nim zrobić? Czy pozostawić wszystko tak jak jest i nie przejmować się niczym. Pozostawić wszystko i czekać na rozwój zdarzeń? Przecież jego dziewczyna i tak się wcześniej czy później o wszystkim dowie. I jeśli sama się nie domyśli to współlokatorzy Stana „uprzejmie” Jej o wszystkim doniosą. Nie boję się rywalizacji z Nią, bo najzwyczajniej w świecie nie staram się o względy u Stana. Nawet na myśl by mi to nie przyszło. Ale staram się w jakiś sposób ustrzec Stana przed rozczarowaniami. A może właśnie powinienem pozostawić to tak jak jest? W końcu każdy musi się uczyć na własnych błędach? Sam już nie wiem.

Stan wtulił się we mnie, ja głaskałem jego włosy i jednodniowy, gęsty zarost. Chyba na moment obaj się zdrzemnęliśmy. Stan nadal był we mnie wtulony, ja pieściłem jego plecy. Uwielbiam jego plecy, są takie gładziutkie i gorące. Malutka kępka czarnych włosów na karku. Pocałowałem Go w czoło. On podniósł głowę z mojej klatki piersiowej i pocałował mnie czule w usta. Nie pozostałem Mu dłużny. W pewnym momencie Stan wziął moje ręce i odsunął mi je za głowę. Trzymając mi je nad głową z całych sił jeszcze mocniej zaczął mnie całować. Nie opierałem mu się. Spodobało mi się, że przejął „pałeczkę” i to on stawia „warunki”. Nauki nie poszły w las :)

Nadal mocno trzymając moje ręce, Stan zaczął całować moją szyję. Jakież to było przyjemne. Aż do momentu gdy przyssał się do niej i zostawił mi ślad na szyi.

-Aaaaa! W sobotę przylatuje Jose! Przecież nie może znaleźć maliny na mojej szyi! Mam nadzieję, że do soboty zniknie. - pomyślałem i oddałem się Stanowi, aby ten mógł się nadal mną zajmować.
Jednakże nie pozwoliłem Mu dalej zabawiać się szyją.

Stan chyba zrozumiał to i przeszedł nieco niżej. Podciągnął mi koszulkę do góry i już pieścił moje sutki i kolczyki w nich. Bawił się nimi jak dziecko zabawkami. A mnie ta zabawa sprawiała mega frajdę. Delikatnie pieścił językiem, to podgryzał, to łapczywie ssał całe. Chyba nie zdawał sobie sprawy jaką przyjemność mi sprawia pieszcząc je na zmianę. Chwilę później mógł się o tym przekonać czując jak pewna część mojego ciała przybiera w rozmiarach i wbija się w jego brzuch.

Uśmiechnął się do mnie i zniżył jeszcze bardziej. Tym razem bawił się moim pępkiem i linią włosów zaczynającą się kilka centymetrów nad nim. A całym mną przebiegł dreszcz podniecenia. Zabawiając się pępkiem rozpiął mi pierwsze dwa guziki u spodni. Następnie kolejne. Uwalniając moje mięso. Nie spieszył się. Robił to bardzo powoli. Jego język zniżył się jeszcze bardziej. Do momentu gdzie zaczynają się włosy łonowe.
Te zawsze mam przystrzyżone. Nie za krótko, aby oszczędzić sobie efektu swędzenia. Ale nie są też za długie, więc ewentualny problem wbijania się między zęby mam z głowy... a raczej z kutasa :)

Stan zsunął mi spodnie, wydobywając na zewnątrz białe bokserki i prężnie stojącego w nich kutasa. Nie zdjął mi bielizny tylko przez nią zaczął mnie pieścić zębami. Myślałem, że oszaleje. Nie przerywając pieszczot zdjął mi spodnie do końca, następnie swoją koszulkę i już mogłem bawić się jego sutkami i podziwiać cudowne wcięcia na jego biodrach oraz wspaniale uformowaną klatkę piersiową. Stan jest strasznie chudy ale umięśniony. Chociaż tyle dobrze, że jest za co złapać, wytarmosić, wytargać czy uszczypnąć.

W pewnym momencie Stan zaprzestał jakichkolwiek zbereźnych zabaw. Zbliżył swoją twarz do mojego ucha i najzwyczajniej w świecie zaczął mruczeć mi do ucha. Myślałem, ze Go ukatrupię gołymi rękoma. Ja tu już prawie gotowy a On przerywa całą zabawę i zaczyna mi mruczeć.

Ok! Ok! Pobawmy się w tą zabawę razem! Ale On na tym nie poprzestał. Zaczął mnie łaskotać. Najpierw niby przypadkiem i delikatnie aż w końcu z pełną premedytacją łaskotał mnie tak, że myślałem że zleję się w gacie. W pewnym momencie obaj spadliśmy z sofy.


-Ten facet zwariował! - pomyślałem. Ale takich spontanicznych zachowań zawsze mi brakowało w życiu.
-Niech robi co chce! Niech robi ze mną co chce! Chyba nam obojgu brakuje takiego Dnia Świra! Odjazdu na maxa od rzeczywistości i problemów codziennych? Od spraw przyziemnych i dołujących. Odreagowania. Cholera – życie nie jest usłane różami, zatem cieszmy się chwilą! Choćby z takich pierdół jak mega łaskotki.

Moje stopy są bardzo wrażliwe na dotyk wszelaki, jednakże, Stan ma łaskotki wszędzie. Odwdzięczyłem mu się z nadwyżką! :) Stan skakał po całej podłodze, błagając abym przestał (wiedziałem, że tego nie chce). Nie przestałem. Wierzgał jak oszalały!

-A masz za swoje! Trzeba było ze mną nie zaczynać – przeszło mi przez myśl :P
W pewnym momencie Stan nie wytrzymał... ugryzł mnie w ucho, na tyle mocno, że wziąłem na wstrzymanie.

-Co to miało znaczyć – zapytałem
-Chcesz abym zsikał się w gacie? - odpowiedział.
-Jasne, że nie, ale to na serio zabolało.
-Daj, pocałuję! Przejdzie! - powiedział.
-Proszę Cię bardzo, ale jak mnie ugryziesz raz jeszcze w taki sposób to marny Twój los :P

Stan, zaczął czule pieścić moje ucho, delikatnie i namiętnie.

-Czy wiesz , że w piątek wyjeżdżam na wakacje? - zapytał w pewnym momencie.
-Jasne, że wiem... w końcu sam Ci przyznałem ten urlop :P
-Będziesz tęsknił? - zapytał
-Będę! Jednakże to czas dla Ciebie. Na przemyślenie. Na podjęcie jakichś decyzji. Zanim Ty wrócisz z urlopu ja wyjadę na swój. Masz ponad miesiąc.

Jedynie wtulił się we mnie bardziej. Już nic nie powiedział. Kolacja. Wspólna kąpiel, mycie pleców i każdego innego zakamarka. W tej chwili jak piszę te słowa On ściska z całych sił kołdrę w mojej sypialni. Widok przecudowny. Za moment chciałbym aby w taki sam sposób ściskał mnie zamiast kołdry. Co z tego wyjdzie.. zobaczymy...

Ja uciekam przytulić się do Stana , który w końcu został u mnie na noc ;)

Dobranoc.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Jose

W sobotę przylatuje prosto z Madrytu mój Jose. Moja jedyna i najprawdziwsza miłość. Nikogo wcześniej – jestem pewien! – i nikogo więcej już nie pokocham taką miłością i nikogo nie obdarzę takimi uczuciami jakimi obdarowałem Jose. Z wzajemnością.

Jose poznałem ponad 13 lat temu. Obaj mieliśmy po 18-e lat. Jeszcze wtedy nieśmiali. Szukający przygód, wrażeń, doświadczeń i tego jedynego.

Poznaliśmy się w jednym z Barcelońskich klubów, klubie Arena*, gdzie pracowałem jako barman. Jego wejście było tak olśniewające, że nie dało się Go nie zauważyć. Od razu wpadł mi w oko. Rasowy południowiec ale nie typowy, niezwykły. Jego długie czarne włosy, związane w kuca, czarna bródka, i co niezwykłe, porażająco niebieskie oczy. Delikatnie rozpięta koszulka i jego gładka, wypracowana na siłowni klatka piersiowa.

Wszedł i rozejrzał się po całym klubie, po czym bezpośrednio podszedł do baru. Do mnie. Z bliska wydawał się jeszcze gorętszy. Po prostu wypisz-wymaluj mój książę! Zamówił piwo. Nie mogłem sobie odpuścić takiej okazji. Zagadałem.

Mój hiszpański nie był wtedy jeszcze na tyle dobry abym mógł uderzać do niego w sposób w jaki mógłbym to zrobić po angielsku czy po polsku. Zatem od razu zapytałem czy zna angielski. Na szczęście dla mnie – znał!

Na początku jakieś nieśmiałe pytania z serii: skąd jest? Jak się nazywa? Co tu porabia? I jak się bawi?

Okazało się, że Jose nie pochodzi z Barcelony a z Madrytu, a w BCN jest w odwiedzinach u znajomych.

Na szczęście był to jakiś dzień w tygodniu gdzie w klubie nie wiele się działo więc mogłem sobie pozwolić na ucięcie pogawędki. Ale ta przerodziła się w dosyć długą rozmowę. O wszystkim i o niczym. O życiu. O sprawach poważnych i pierdołach. Przeprosiłem Go na moment i pobiegłem do Penelope – mojej ówczesnej menadżerki - prosząc ją o godzinną przerwę. Zgodziła się bez żadnych problemów widząc co jest grane :) Dostałem cały wieczór wolne ;) Nie musiałem już wracać do klubu.

Penelope to taka „ mamuśka” wtedy dobijająca 50-ki - zawsze można było iść do niej po radę, zwierzyć się, która uwielbiała gejów i wszystkich świrów. Sama miała bzika na punkcie wyścigów samochodowych. Zawsze wesoła i uśmiechnięta. Bezproblemowa i otwarta na wszystko i wszystkich. Do rany przyłóż! Trzy lata później dowiedziałem się, że zginęła w wypadku samochodowym [']['][']
(Dlaczego dobrzy ludzie muszą tak szybko odchodzić?)

Jose czekał na mnie przy barze sącząc swoje piwo. Podszedłem do niego i zaproponowałem wyjście z klubu aby można było swobodniej porozmawiać. Nie miał nic przeciwko jak również nie miał nic przeciwko temu abym wychodząc z nim jak i cały późniejszy czas trzymał go za rękę.

Zwariowałem! Zwariowałem na jego punkcie! Nigdy nie sądziłem, że jest możliwe zauroczenie od pierwszego wejrzenia! A jednak! Stało się! Nie zdążyliśmy wyjść z klubu gdy Jose przyparł mnie do muru i pocałował. Po raz pierwszy w życiu ktoś mnie całował w taki namiętny i szalony sposób. Bez opamiętania. Jakby ten pocałunek miał być ostatnim w naszym życiu. W duchu błagałem aby nie przestawał i aby ta chwila trwała wiecznie!

Spacerowaliśmy parę ładnych godzin po całej Barcelonie rozmawiając dosłownie o wszystkim. Każdy z nas chciał wypaść w oczach drugiego jak najlepiej – nie musiał! Nad świtem dotarliśmy pod katedrę La Sagrada Familia i parku na jej tyłach. Większość ławek była już zajęta przez pary podobne nam, choć gejowskiej nie było ani jednej. Nikomu jednak to nie przeszkadzało, że podobnie jak inne pary my się ściskamy i całujemy na jednej z ławek. Nikomu by nawet nie przyszło na myśl przeszkadzać nam w zalotach o poranku.

Słońce wzeszło, ludzi przybyło na ulicach, a my nadal trzymając się za ręce postanowiliśmy przespacerować się na Las Ramblas gdzie Jose wynajmował pojedynczy pokój w hotelu. Już w tamtych czasach Hiszpania była bardzo tolerancyjna i nikogo nie dziwił widok dwóch facetów trzymających się za ręce. Ludzie nie patrzyli na nas spode łba i nie wskazywali palcami. Jedynie uśmiechali się do nas przyjaźnie.

I tak znaleźliśmy się w jego pokoju hotelowym. Jose przylgnął do mnie jak magnes, całując mnie namiętnie i czule, gładząc moje włosy, całą twarz ( miałem wrażenie, że chce poznać mapę mojego ciała nie otwierając oczu – w taki sam sposób jak czynią to osoby niewidome), następnie kark i plecy aż jego dłoń znalazła się na moich pośladkach. Moje dłonie również nie próżnowały. Chciały dotknąć, popieścić każdy jego kawałek. Jednakże moje dłonie zaczęły od klatki piersiowej. Jego dołeczki po obu stronach szyi powaliły mnie na kolana. Gdy jego dłonie zabawiały się moimi pośladkami moje usta powędrowały w kierunku tychże dołeczków. Następnie wyżej do ucha, które na wstępie delikatnie pieściłem językiem, podgryzałem, aż w końcu mój język znalazł się cały w jego cudownym uchu. Widziałem, że sprawia mu to przyjemność. Jednoczesne łaskotanie i pieszczenie ucha dało o sobie znać. Przyparty do mnie, najbliżej jak się dało, poczułem na swoim udzie, że jego męskość się budzi do życia. Że chce wyjść na wolność. Że uśpione przez jakiś czas, chce poczuć co to życie.

Nie przerywając pieszczot ucha, moje dłonie powędrowały w kierunku piersi i sutków. Zarówno ja, jak i moje dłonie przeżyły szok mogąc pieścić nabrzmiałe do granic możliwości, twarde i sterczące sutki ( Chyba od tamtej pory moim największym fetyszem są właśnie męskie sutki!) Moje usta stały się zazdrosne o fakt, że dłonie mogą pieścić coś tak cudownego i czym prędzej powędrowały w kierunku jego piersi. Język nie zawiódł. Pieściłem te dwa cuda na zmianę, nie chcąc przerywać.

Tymczasem jego dobrze wyrzeźbione ręce zawędrowały na moją klatkę piersiową i zabawiały się moimi sutkami. Byłem w siódmym niebie!
Jose zrzucił ze mnie całą garderobę a następnie z siebie. Nadal mocno wtuleni w siebie, pieściliśmy się wzajemnie. Obaj byliśmy tak mocno podnieceni, ze nie wiele nam brakowało do eksplozji.

Chwilę później dał do zrozumienia abyśmy się położyli. Nie opierałem się. Zresztą kto jak kto ale Jose mógł ze mną zrobić co chciał od początku. Położyłem się na plecach a on na mnie. I ponownie zaczął mnie pieścić i całować namiętnie. Usta, oczy, uszy, szyja, piersi poprzez pępek aż w końcu zawędrował do mojej sterczącej z rozkoszy męskość. Jednak nie od razu przeszedł do samego aktu tylko bawił się wszystkim co wokół. Udami, jądrami, pępkiem i znowu udami, aż w końcu przeszedł do czynu. Byłem tak podniecony, że po kilku ruchach ustami strzeliłem w niego, zalewając go ilością spermy jaka nigdy do tej pory się ze mnie nie wydobyła. Jemu to nie przeszkadzało. Kontynuował. Po kilku minutach doprowadził mnie do orgazmu po raz drugi. Myślałem, że zwariuje ze szczęścia! Było mi tak bosko i tak dobrze! Chciałem mu się jakoś odwdzięczyć i pieszcząc jego pośladki , nadal leżąc na plecach podsunąłem go bliżej swoich ust. Usiadł mi na klatce piersiowej a ja mogłem zacząć celebracje. Najpierw delikatnie i ostrożnie tylko po to aby chwilkę później bez najmniejszych oporów smakować i połykać go w całości. Co łatwe nie było. Jose może się pochwalić swoja męskością i śmiało może konkurować z najlepszymi gwiazdami filmów porno.

Pieszcząc jego nabrzmiałe mięso, krztusząc się nim i starając się je połknąć w całości jednocześnie pieściłem jego sutki. W pewnej chwili eksplodował. Zalał mi całą twarz, gorącą i gęstą spermą. Chwilę później zaczął ją zlizywać z całej mojej twarzy, a następnie dzielić się tym nektarem całując mnie czule. Jego sperma nie miała smaku ani gorzkiego, ani słonego.. była po prostu słodka. Chciałem ją mieć całą, każdą kroplę.

Upał za oknem ( a może coś innego?) spowodował, że obaj się spociliśmy. Te ścieżki spływającego potu po jego piersiach, skroniach i plecach będę pamiętał zawsze! Zacząłem pieścić językiem jego owłosione, wypełnione czarnym futrem pachy pachnące prawdziwym facetem połączone z zapachem CK ONE. Jose odjechał na moment. W tym momencie to ja mogłem z nim zrobić co chciałem. Nie przerywałem. Zlizując z niego cały pot łapczywie, pieszcząc dłońmi sutki i czując jego twardego kutasa na swoim brzuchu.

Czy to sen? Czy to może dziać się naprawdę? Niezależnie czy to sen czy prawda, przerywać nie chcę! Jest tak wspaniale!

Zdecydowanym ruchem przewrócił mnie na brzuch. Jeszcze bardziej zdecydowanie jego język znalazł się w mojej dziurce.

- O kurwa mać! Zjeb mnie, wyruchaj! Tu i teraz! - wykrzyczałem w szale rozkoszy! Nie musiałem długo czekać!

Jose pozbawił mnie „dziewictwa” wpychając we mnie swojego nabrzmiałego kutasa. Był pierwszym facetem , któremu pozwoliłem na wejście we mnie. Wiedziałem, że muszę to zrobić właśnie z nim, tu i teraz. Nie żałowałem i nie żałuję. Domyślił się, że to mój pierwszy raz od tej strony, był mega delikatny. Nie wpychał się na chama, tylko ostrożnie, po matulku wszedł aż poczułem jego jądra na swoich pośladkach. Przez moment się nie poruszał.. tylko siedział we mnie. Kilka chwil później, gdy uczucie rozrywania przerodziło się w mega przyjemność, jednostajnymi ruchami posuwał mnie od tyłu jednocześnie trzymając mnie za włosy!

-Nie przerywaj! Rżnij mnie głębiej! - Krzyczałem!

Nie przerywał! Robił to nadal! Jego ruchy stawały się coraz szybsze, podobnie jak nasze oddechy. Oddechy które w pewnym momencie się połączyły w jeden wielki i namiętny pocałunek. Obaj doszliśmy w tym samym czasie. Jose padł na mnie wyczerpany. A ja pieściłem jego długie włosy, które czułem po obu stronach swojej klatki.

Byłem tak szczęśliwy, że mogłem zdobywać najwyższe szczyty bez najmniejszego problemu.

Wtuleni w siebie i szczęśliwi zasnęliśmy.

Kilka godzin później zadzwoniłem do Penelope prosząc ją o dzień wolny. Zgodziła się jak zawsze. Powiedziała, żebym wrócił jak będę gotowy i abym niczym się nie przejmował.

Prawdę powiedziawszy poza Jose nie przejmowałem się niczym i nikim.

Obudziliśmy się wtuleni w siebie i nic nie miało znaczenia.

Wspólny prysznic zakończony kolejną porcją eksplodującej spermy, zalewającej na zmianę nasze twarze lub pośladki.

Ale wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.
Wiem, że musi wracać do Madrytu. Studia, praca u ojca w firmie. Nie ma lekko. Jestem roztrzęsiony. Jestem zrozpaczony! Skąd mam mieć pewność , ze numer telefonu który mi zostawił jest jego numerem telefonu? Kilka godzin bez odpowiedzi. Milion pozostawionych wiadomości na jego sekretarce.

W końcu odpowiada!

Nasza rozmowa telefoniczna trwała kilka godzin. Zarówno ta pierwsza po tym jak wyjechał do Madrytu jak i każda kolejna.

W końcu propozycja wspólnego zamieszkania. Nie trwało to długo, bo po trzech tygodniach wprowadziłem się do jego mieszkania.

Wspólne półtora roku było najwspanialszym okresem w moim życiu. Jego cała rodzina a zwłaszcza mama – Maria - zaakceptowała mnie jak kolejnego syna! W czasie kiedy w Polsce zaczął się „boom” dotyczący gejów o tyle w Madrycie to była już dawno sprawa na tyle zwykła i pospolita, że nikt nie robił sobie z tego większych problemów.

I tak spędziłem z Jose ponad rok, żyjąc wspólnie, starając się rozwiązać problemy dnia codziennego, z weekendowymi wypadami na obiad do jego rodziców. Z grillem, z piwem, z uśmiechami całej jego rodziny. Rodziny, która do tej pory wspomina mnie ze łzą w oczach. I ja również. Nigdy później coś tak wspaniałego nie zdarzyło mi się! A takiego doświadczenia życzę każdemu!

Któregoś dnia musiałem wrócić do polski... nie to żebym chciał. Ale zdrowie mojej mamy jest dla mnie bardzo ważne. Wróciłem. Kilka miesięcy później poznałem swojego ówczesnego męża z którym spędziłem blisko 10 lat.

Z Jose utrzymywałem kontakt przez cały ten czas. W końcu NIGDY nie zerwaliśmy ze sobą.

Pierwszy raz po tym wszystkim widziałem się z nim blisko 10 lat później. Nic się nie zmieniło. Jak był tak jest nadal gorący. Jego klatka przybrała w rozmiarach, włosy zostały skrócone (why?), jego mama nie chce mnie wypuścić z ramion, a ja nie chcę z jej i jego ramion wychodzić! Czuję się jak naście lat temu! Jest mi wspaniale! Jose poza mną nie miał nikogo na stałe ( jakieś przygodne, nic nie znaczące znajomości) Tłumaczył się brakiem czasu, pracą, nauką. A może wytłumaczenie jest zupełnie inne?

Ostatni raz widziałem się z Jose po rozstaniu z moim 10-o letnim przypadkiem (ex mężem) . W styczniu, marcu i maju. Obaj kochaliśmy się i płakaliśmy jak za pierwszym razem. Obaj nadal czujemy to samo! Nikt i nic nie jest w stanie zmienić naszych uczuć!

Było tak samo cudownie i wspaniale jak za pierwszym razem.

Tęsknię za nim jak cholera! A każdą możliwą chwilę spędzam w Hiszpanii. Jose kupił dom, a jedna z sypialni posiada tabliczkę z moim imieniem. Klucze to tego pokoju posiadamy jedynie my. Jose i ja. Ja, klucz noszę przez cały czas, na srebrnym łańcuszku. Na szyi. Pokój pełen jest naszych wspólnych zdjęć, pamiątek a nawet jest bilet wstępu do klubu Arena, z nocy kiedy się poznaliśmy. Za każdym razem jak jest mi źle i potrzebuję się wygadać wiem , że mogę na niego liczyć. Niezależnie od pory dnia i nocy.

Nie mogę się doczekać weekendu i Jego przyjazdu!

Jose zawsze był, jest i będzie w moim sercu! Na zawsze!



*http://www.arenadisco.com/frame.htm

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Heterycy nie istnieją c.d.

Stan właśnie ode mnie wyszedł.

Zadzwonił do mnie późnym popołudniem, prosząc o spotkanie i rozmowę na temat tego co się stało ostatniej nocy. Zaprosiłem go do siebie.

Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. W drzwiach stał przerażony Stan. Nic nie mówił. Ale widziałem, jego wewnętrzne roztrzęsienie. Ponadto kac musiał mu się nieźle dawać we znaki. Ciekawe czy bardziej alkoholowy czy moralny? Podszedłem do niego nic nie mówiąc i starałem się przytulić. Odepchnął mnie. Ja nie powiedziałem nic. Odsunąłem się. Ale on w tym samym czasie sam do mnie podszedł i wtulił się we mnie. Poczułem jak łzy spływają po jego twarzy, że cały się trzęsie. Przytuliłem go jeszcze mocniej. Chyba na moment pomogło? Uspokoił się. Staliśmy tak wtuleni w siebie dłuższy moment, aż Stan ochłonął. Zaproponowałem lampkę wina. Powiedział, że woli coś mocniejszego. Wódki akurat nie miałem ale jeszcze nie napoczęta butelka whisky stała tam gdzie reszta alkoholi. Widziałem, że coś jest grane więc nie żałowałem ognistej wody. Stan pierwszą lampkę wypił bez zająknięcia jednym łykiem. Nalałem mu kolejną i wraz z butelką przeszliśmy do salonu. Pierwsze minuty ograniczyły się do zdawkowych: Jak leci? Czy wszystko w porządku ? Itp... Widząc jego zapłakaną twarz wiedziałem, że w porządku nie jest. Ale nie nalegałem. On chciał ze mną rozmawiać.. Ja jedynie patrzyłem. Kilka minut później pomogłem mu. Sam zapytałem jak się czuje po ostatniej nocy i czy ma wyrzuty sumienia w związku z zaistniała sytuacją? Jego odpowiedź trochę powaliła mnie z nóg – Stan nie ma nic przeciwko ani ostatniej ani kolejnym nocom takim jak ta, ale nie wie jak „rozgrzeszyć” się z zastałej sytuacji ze swoją dziewczyną.

- Najlepszym rozwiązaniem według mnie jest powiedzenie jej prawdy jeśli ja naprawdę kochasz – odpowiedziałem. - Z drugiej strony z tego co mówisz – sam jeszcze nie wiesz czego chcesz od siebie , od życia i od innych – zatem musisz podjąć jakieś decyzje. Ponadto nikt Cię do niczego nie zmuszał, sam podjąłeś takie a nie inne kroki, jesteś dorosły a za swe czyny dorośli odpowiadają w taki czy inny sposób.

-Poza tym, nie masz nic przeciwko kolejnym takim nocom jak ostatnia – jak mam to odebrać?
-Bo ja nie mam doświadczenia...
-Nie tłumacz się brakiem doświadczenia tylko przejrzyj na oczy – po prostu podobało Ci się.
-Podobało. I chyba jestem zauroczony w Tobie?!
-Nie pierdol farmazonów! Po pierwsze nie znasz mnie, po drugie nie jesteś zauroczony we mnie a w mojej dupie którą z taka determinacją jebałeś cała noc. Ot, cała miłość! A co najważniejsze, JA NIE CHCĘ się wiązać z kimkolwiek. Ruchać się mogę prawie z każdym ale związkami rzygam.

-Stan!!! Wiesz doskonale, że Cię bardzo lubię, mało tego traktuję jak rodzonego brata, zatem, uszanuj to, bo nic poważnego z tego nie wyjdzie. Będziesz miał ochotę na jedno-dwu nocną przygodę? - daj mi znać! - Bo ja też nie mam nic przeciwko.

Butelka whisky się skończyła... poszedłem po wino.

-Czy masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytałem?
-Raczej nie. - powiedział Stan
-Masz ochotę na coś specjalnego czy po prostu upijemy się ze szczęścia?
-Mam. Na Ciebie.

Rozjebał mnie tym tekstem.

Stan po prostu rzucił się na mnie. Jeszcze szybciej rozebrał i jak to Stan ma w zwyczaju całował mnie długo i namiętnie. Leżąc na mnie pieściłem jego gładziutkie 23-letnie plecy, i ten dołek pomiędzy pośladkami a plecami. Pod zamkniętymi oczami ujrzałem całe galaktyki i drogi mleczne.

A propos nabiału. Stan poleciał nawet nie dotknięty. Po prostu. To mokre ciepełko było takie przyjemne. Sam zaproponował wspólny prysznic.

Co jak co ale wszelakie zabawy wodne działają na mnie jak ................

W łazience sam rozebrałem Stana, jego bielizna była pełna dopiero co wydobytej spermy a jego kutas jakby wiecznie stał i opaść nie chciał.

Zacząłem pieścić jego sutki a on już był po dwukrotnym wytrysku.
Chill bebe! To dopiero początek. Oszczędź siły i swój nektar na później :)

I tu nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc.

Stan nawet nie poprosił – on wręcz nalegał abym go przedmuchał tego wieczora. Chcesz- masz! Wjechałem w niego bez pardonu. Wiem, że go zabolało ale tak miało być... Następnym razem przemyśli sprawę :) Jednakże Stan zaskoczył mnie znowu.

-Nie wiedziałem, że to aż tak przyjemne – powiedział.
-Zamknij się! Albo zmiana ról – odpowiedziałem

Na zmianę ról nie musiałem długo czekać. Stan ruchał mnie ostro i stanowczo przez 45 minut zanim sam nie doszedłem. Chwilkę później on doszedł spuszczając mi się na twarz. Pomimo kolejnego orgazmu nie żałował spermy.

W końcu wzięliśmy prysznic.

Stan zakomunikował, że musi wracać. Nie protestowałem choć dałem do zrozumienia, że moje wielkie łóżko jest tej nocy specjalnie dla niego. Nie chce skorzystać. Może i lepiej. Ja też kiedyś muszę się w końcu wyspać.

Na pożegnanie mówię mu: -Wiesz, że to nie zdarzy się często?
Nie odpowiada.... wychodzi całując mnie na pożegnanie.

5 minut później SMS: Częściej niż Ci się wydaje!

niedziela, 17 sierpnia 2008

Heterycy nie istnieją

Po ciężkim dniu w pracy postanowiłem troszkę zaszaleć (nic nowego!). Cały dzień trzymał mnie kac gigant i musiałem jakoś odreagować. Nie tylko kaca ale również to co się stało wczorajszej nocy, a raczej już wczesnego ranka. W końcu niedzielę i poniedziałek mam wolne. Mogę sobie pozwolić na „mały” wypadzik... ale nie chcę sobotniego wieczoru spędzać sam. Jak się szybciutko okazało, nie tylko ja miałem ochotę na wyjście gdzieś do klubu.

Katie i Stanley bez dwóch zdań zgłosili swoją gotowość. Nie trzeba było ich namawiać ;) I dobrze ;)

Katie to 22-u letnia długowłosa blondynka, Brytyjka, z którą uwielbiam robić „shopping” ( w sklepach z ciuchami potrafimy spędzać całe godziny!), obgadywać innych facetów, ich tyłki i to wspólne domyślanie się czy dany „delikwent” ma wystarczająco dużo w rozporku czy też nie. I czy warto w ogóle się nim zainteresować? Ponadto bardzo wrażliwa osoba na punkcie swoich paluchów u stóp. Są GIGANTYCZNE! I kiedyś w żartach nazwaliśmy prawego palucha Fredem Flinstonem a lewego Barney'em Rubblem. Było kupę śmiechu później z zaistniałej sytuacji i samego żartu.. ale o tym może kiedy indziej.

Stanley/Stan/Stanko – 23 letni Słowak, który kompletnie na Słowaka nie wygląda. Śniada karnacja skóry, czarne włosy i oczęta, uśmiech który poraża, humor który rozwala wszystkich na łopatki. Wieczna „gęsia skórka” na szyj i karku - to takie młodzieńcze i szczeniackie.. ale jakie cudowne :)

Ja i Stan skończyliśmy pracę dosyć szybko bo około wpół do dwunastej, o tyle Katie miała przed sobą jeszcze co najmniej godzinkę. I przez tą godzinkę nie próżnowaliśmy ze Stanem wlewając w siebie ogromne ilości piwa ( co się przydało później – ale nie uprzedzajmy faktów).

Około 1-ej w nocy cała nasza trójka udała się na poszukiwanie najlepszej balangi tej nocy. Niestety o tej porze kluby są wypełnione na full i nie chcą nigdzie nas wpuścić a znalezienie czegokolwiek graniczy z cudem. I tak od klubu do klubu jesteśmy zdegustowani.

Ale w końcu od czego ma się karty VIP do klubów gejowskich? Przecież że nie od parady :)

Proponuję jeden z klubów gejowskich. I o ile z Katie bywałem w takowych setki razy o tyle dla Stanleya był to pierwszy raz. Ale pomimo tego nie upierał się i nie opierał :P

Jesteśmy na miejscu, z wejściem nie ma problemu. Kilkaset osób na parkiecie, jeszcze więcej w kolejce do baru, czyli sobotni szał trwa ;) I tak trzymać! Chcąc się szybko i bezboleśnie wprowadzić w gorączkę sobotniej nocy od razu zamawiam całą butelkę złotej tequili. Zaczyna być cudownie! Tequila, cynamon, pomarańcze, DJ i światła reflektorów zaczynają działać ;) Wow! W końcu czuję, że to sobota! Ale chyba nie tylko ja to czuję, bo zarówno Katie jak i Stan, który na początku był mega spięty dają z siebie wszystko na parkiecie. I tak trzymać! Dołączam do nich. Alkohol uderza na maxa do głowy! Parkiet jest nasz!

Uwielbiam ten stan kiedy w żyłach buzuje już jedynie alkohol! Gdzie nie zwracasz uwagi na to co się dzieje wokół. Ty i Twoi znajomi są najważniejsi. A jak komuś się to nie podoba – to niech znajdzie drzwi wyjściowe.

Dzisiejszej nocy nawet nie w głowie mi jakiekolwiek podrywy, po wczorajszym nadal moje pośladki nie mogą się odnaleźć.
Dziś chcę się wyszaleć, wytańczyć, błyszczeć jako gwiazda – o co nie trudno , chcę się bawić, bawić na maxa!

W międzyczasie zamówiłem kolejną butelkę tequili oraz na „zagrychę” po browarze, aby się wychillout'ować. Nie wiem jak Katie i Stan ale ja tak prawdę powiedziawszy chillout'ować się już nie musiałem ;) I tak dosięgłem niebios bram :)

Parkiet, tequila, parkiet, tequila, parkiet i tequila, tequila i parkiet – na zmianę! Mega doskonały humor.

O 4-ej nad ranem Katie zamówiła kolejna butelkę ( oż kurwa – to po jednej butelce na łebka – jutro będę zdychał!) Ale nic to.. mamy w końcu weekend! Zabawy czas zacząć!

Parkiet, tequila, parkiet, tequila, parkiet i tequila, tequila i parkiet – na zmianę! Jakieś zaczepki ze strony innych, czy nie mamy ochoty się przyłączyć do jakiejś orgietki w kiblu (?) Stan jest przerażony i ta jego mina. Pomimo tego jak zawsze wygląda cudownie. A Katie jest już wszystko jedno! Złoiła się na maxa! Taką ją kocham! Czy hetero kobieta może być przegięta? Hie hie hie – nawet nie wiecie jak bardzo – bardziej od najbardziej przegiętej cioty !

6-a rano.

Chyba czas się zwijać do domu. Nie skorzystaliśmy z żadnej „oferty”. Za to napieprzeni w 3 dupy, wyczerpani ale zadowoleni chcemy wracać do domu.

Wracamy.

Taxi

Najpierw Katie bo najbliżej. Po kilku minutach żegnamy się. Jakieś żarty i dowcipy na dobranoc. Stan mieszka daleko. Przez kolejne 30 minut zdarzyło się tak wiele. Rozmowa i wspominanie ostatniej nocy. Wyznania Stana, że nie ma doświadczenia z kobietami, bo poza tą którą tak strasznie kocha i dla której kupił pierścionek zaręczynowy to miał wcześniej dwie (Pierścionek jest naprawdę śliczny! Ma chłopak gust!). Że jest zafascynowany z jednej strony choć przerażony z drugiej moją otwartością i sposobem jak poznaje nowe osoby, że chciałby powtórzyć ten wieczór.. aż w końcu, że chciałby spróbować z innym facetem.

Na efekty nie muszę długo czekać!

Stan całuje po prostu genialnie! Wie co zrobić z językiem i nie trzeba go zachęcać. A do tego lubi całować się podobnie jak ja - długo. Nie jakieś tam : buzi-buzi! Jak jechać w „ślimaka” to tak aby poczuć migdałki drugiej osoby!

30 minut minęło tak szybko, że nawet się nie zorientowaliśmy że jesteśmy na miejscu. A na miejscu chcieliśmy się jakoś pożegnać. Nie wyszło! :P

Stan mieszka na pierwszym pietrze i do tego nie sam.. trudno nie robić jakiegokolwiek hałasu o 6-ej rano w takim stanie. Jestem pewien, że obudziliśmy cały dom. Jakoś nam to nie przeszkadzało. Podobnie jak nie przeszkadzało nam szybkie rozebranie się, nie przerywając namiętnych pocałunków. I o ile wcześniej nie obudziliśmy całego domu o tyle chwilkę później stać się to musiało.

Stan może nie jest posiadaczem wypasionej pały i nie jest doświadczony – jak sam to powiedział – ale wie jak jej użyć! Moje wrzaski a jego zatykanie mi ust na nic się zdały! Jestem pewien że sięgnąłem szczytów wszelakich!

Czasami wydaje mi się ( a może jestem pewien?), że nie rozmiar a technika się liczy! Stan wie jak swoją technikę wykorzystać w przynajmniej 110%.

11-a rano

Próba pobudki mnie z miernym skutkiem. Hmm... chyba Stan nie wytrzeźwiał.... bierze mnie na „śpiocha” . Jejku.. ten chłopak jest na serio nie dopieszczony! Niech sobie poużywa... zobaczymy jak będzie się zachowywał jak się zobaczymy w pracy :P

13-a RANO!

Prysznic. Ludzie się jakoś dziwnie patrzą, że nie mam oporów przed wzięciem prysznica gdy w toalecie jest kilka osób. (Podpowiem Wam – strach, obawy i wstyd zostawiłem daaawno, daaawno temu – za sobą!)

Stan zamawia mi taxi.

Odprowadza mnie do niej i na sam koniec całuje namiętnie. (Jego współlokatorzy mają jakieś dziwne miny, przyglądając się całej sytuacji z okien. I o ile ja mam to w najgłębszym poważaniu o tyle nie wiem jak zachowają się w stosunku do Stana?! )

-Boże! Jeśli istniejesz dziękuję Ci za tą noc!

Stan – Tobie również dziękuję

Nie ma mowy! Heterycy nie istnieją! Są jedynie źle podrywani lub znajdują się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim towarzystwie :P

All straight wait for me :) I'm comming! ;)

PS... swoją drogą chciałbym zobaczyć minę jego dziewczyny, jak się o wszystkim dowie, a dowie się na pewno. Mimo wszystko życzę mu jak najlepiej, niezależnie od tego jaką drogą pójdzie.

PS2... Czyżby Stan odnalazł swoje prawdziwe „JA” czy też to był po prostu „moment” ? Przyszłość pokarze ;)

sobota, 16 sierpnia 2008

Dwa naraz

Jacques i Olivier, francuziki, studenciki, takie amorki, cherubinki. Jeden blondynek z niebieskimi oczętami u którego jakikolwiek zarost to rzadkość, drugi brunet z mega zarośniętymi pachami ( nie pytajcie co mnie kręci u faceta :P ), rękoma i tyłkiem. Obaj nie sprawiający żadnego wrażenia, delikatni, ale jak przyszło co do czego to wyszło szydło z wora ( a nawet z trzech worów :P )

Poznaliśmy się kilka miesięcy temu na paradzie.

A wszystko zaczęło się w moim ulubionym klubie. Nie widziałem się z nimi jakiś czas i na ich widok aż podskoczyłem z radości. Oni chyba również, biorąc pod uwagę te iskierki w ich boskich oczętach. Najpierw drink, rozmowa, drugi drink, rozmowa i kolejny i kolejny i od słowa do słowa. Parkiet. Wspólny taniec. Poppers - nie wiem po jasny gwint, ale ok.. nie mam nic przeciwko. Klatka, wspólny taniec.

No i stało się.

Jeśli ktoś kiedyś powiedział , ze zrobienie kolesiowi laski na widoku kilkuset osób jest nie możliwe - był w błędzie! Sądzę, że zarówno ja, Olivier jak i cała publiczność miała przyjemność z tego co się dzieje w klatce i pod klatką. Gromkie oklaski były najlepszym tego dowodem. Niestety ochronie się to nie spodobało i delikatnie to ujmując lokal musieliśmy opuścić. Co też grzecznie uczyniliśmy. Na „do widzenia” wulgarnie otarłem kąciki ust dając ochronie jeszcze delikatniej niż sama ochrona do zrozumienia, co o tym sądzę. I tak właściciele mnie tu kochają więc wejdę do klubu następnym razem bez żadnych problemów :P

Ze względu na rozmiary mojego łóżka (tak, tak.. 3 na 3 metry robi wrażenie i można się zgubić! A co najważniejsze można „TO” robić zarówno wzdłuż jak i wszerz!) nie musiałem żadnego z nich przekonywać co robimy dalej i gdzie jedziemy. Sprawa była prosta. Jedziemy do mnie. To nawet nie mój dar przekonywania ale najzwyklejsze lenistwo i egoizm. Po wszystkim uwielbiam wrócić jeszcze do ciepłego wyrka pachnącego spermą przelewającą się ostatniej nocy. (Pościel zmienię jak dojdę w końcu do siebie!)

Taxi

Taksówkarz który chce nas wysadzić w środku drogi - nie jestem rasistą, ale Pakistańczycy mają jakieś dziwne zwyczaje i nie podoba im się mała orgietka na tylnych siedzeniach samochodu. Dziwne!?

Po wymianie zdań jedziemy dalej. ( prawie grzecznie!)

Jesteśmy na miejscu.

Chyba każdy z nas chciał tego bardziej niż mogło by się wydawać bo nawet nie zdążyliśmy wejść do mojego mieszkania. Na ulicy? Hmm.. czemu nie? :P Jacques wie jak to robić. Obrabiając mnie i Olivierowi stękał jedynie z rozkoszy.

Ale nagle...

Policja na sygnale? Tak... nie wydaje mi się. To policja. Nie chcę problemów. Ale czyżby któryś z sąsiadów na mnie zakapował? Eee.. nie! Wątpię! Po pierwsze wszyscy wiedzą że jestem gejem – nie bez przyczyny za oknem powiewa wielka tęczowa flaga - a po drugie, jeszcze półtora roku temu jak prowadziliśmy z moim ówczesnym mężem bistro, jakoś dziwnie zjeżdżały się cioty z całego miasta i nikomu nie przeszkadzało to co wyprawiały w biały dzień. Zresztą w tej dzielnicy mieszkają same cioty, artystki (mniej lub bardziej estradowe), malarki-murarki i inne świry. Jestem pewien, że to dzięki kamerze policyjnej którą na szczęscie-nieszczęście mam pod samym oknem!

Przerywamy i idziemy do mnie, prosto do sypialni gubiąc po drodze wszelką zbędną garderobę.

- O kurwa! Jak mi dobrze - pomyślałem - Tylko po co ten poppers? Kilka minut później dowiedziałem się po co?! :P

Jazda na maxa! Bez ograniczeń! Nie ma że boli! A bolało na początku! Jest cudnie! Jest wspaniale! Zróbcie ze mną co chcecie! Macie pełne pozwolenie!

Zrobili!

I o ile, jak nie jednego to drugiego, a nawet obu mam kilka razy "za sobą" , o tyle obu naraz, jednocześnie – miałem po raz pierwszy. Moje marzenie się spełniło.

Moje amorki jakoś nie mogą się zmęczyć - ale to dobrze, bo ja również nie chcę przerywać.... ( 6-a rano, świta) Padli, wtuleni we mnie. Cudowny widok, cudowne uczucie. Czy to raj? Chcę aby tak pozostało jak najdłużej! Ale nie mogę spać. Idę do łazienki, wziąć prysznic... chwilkę później dołącza do mnie Olivier a następnie Jacques. Już nic niezwykłego się nie dzieje.. po prostu siedzimy razem w wannie tuląc się do siebie. Nic nie mówimy. I tak nastaje godzina 8-a rano.

Śniadanie. Rozmowa. Omawianie wspólnych wypadów na kolejne imprezy i nie tylko.

Jesteśmy umówieni za tydzień.

Jednak to jest możliwe... "dwa naraz"

Teraz idę odespać nockę. Dobranoc.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Co sprawiło mi przyjemność

Poranek

Około godziny 10:30. Obudził mnie kac gigant. Z ostatniego wieczora a raczej nocy nie wiele pamiętam. Nie otwierając oczu przekręcam się na drugi bok i kładę nogę i rękę na... KIMŚ.

- O kurwa! - pomyślałem - nie jestem sam.
Nie zdejmując ani nogi ani ręki otwieram ostrożnie jedno oko.
- Nie jest najgorzej, a nawet całkiem całkiem - przeszło mi przez myśl.Kruczo-czarne włosy, jednodniowy zarosty, owłosione, muskularne ręce i nogi no i całkiem fajny "sprzęt". Na oko - 26-28 lat.
On chyba również już nie śpi, bo również chwilę później się do mnie przytulił. Spojrzał na mnie i nic nie powiedziawszy zaczął mnie całować.
- Mmmm.. fajnie się zaczyna niedziela - uśmiechnąłem się sam do siebie w momencie gdy jego ręka zaczeła się przesuwać coraz niżej. Moja w tym samym czasie otworzyła szuflade nocnej szafki w poszukiwaniu prezerwatyw...
- Ja pierdole... gdzie te cholerne gumy? - zakląłem. Okazało się, że zapas w nocnej szafce się wyczerpał.
- Nie chcę tego przerywać, bo jest tak bosko, ale bez gumy.. Mowy nie ma! - wyskoczyłem z wyra i pobiegłem na dół do łazienki po gumy. Wracając spojrzałem w lusterko ( ah my cioty! ).
- Nie jest źle, bywało gorzej - powiedziałem do siebie stojąc nad umywalką. W kuchni szybki łyk zimnego mleka prosto z butelki i już pędzę z powrotem na górę. On w tym czasie nie próżnował chyba. Jego kutas stoi dumnie. Nie potrzeba mnie zachęcać do dalszej zabawy.

45 minut później...

- Prysznic czy śniadanie - pytam.
- Prysznic - odpowiada. To pierwsze słowo które pamiętam jakie do mnie przemówił. Schodzimy do łazienki. Wspólny prysznic, który przedłużył sie o kolejną godzinę i kolejną gumę.

Śniadanie

Wypadało by się ubrać - brat zaraz może wstać - ale jest tak fajnie i przyjemnie latać na waleta, zwłaszcza , że i on się nie krępuje. Zatem na golasa wsuwamy Nestle z zimnym mlekiem plus kawa i papierochy.

Pół godziny później...

Brat własnie zszedł do kuchni gdzie my obaj, na golasa, jemy śniadanie. Jedynie pokręcił głową i machną ręka, po czym poszedł do salonu. My w tym czasie staramy się przypomnieć sobie ostatnią noc.. ale żaden z nas nie ma zielonego pojęcia co? gdzie? kiedy? i jak? Zresztą czasami lepiej nie wiedzieć lub nie pamiętać zbyt wiele szczegółów.
Ubieramy się. On musi wracać do siebie.
- Jak masz na imię? - pytam. W końcu dobrze by było znać jego imię.
- Andy - odpowiada.- Miło było cię poznac, Andy.
Śmiejemy się z zaistnialej sytuacji, z sytuacji kiedy po dwukrotnym, zajebistym sexie poznajemy swoje imiona. Zostawia numer telefonu. Wychodzi.

Tak! Zdecydowanie ten poranek i On sprawił mi przyjemność.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Mr. Big

Weekend. Sobotni wieczór na który każdy z nas z niecierpliwością wyczekuje cały tydzień. Szampański humor.

Z klubu do klubu, od znajomych do innych znajomych i tak całą noc, w międzyczasie wlewając w siebie mega ilości alkoholu wszelakiego. W końcu to weekend!

Weekend to również szybsze, przypadkowe ( lub mniej przypadkowe) znajomości z których czasem cos wychodzi czasem nie. Czasami jest to jedynie jedno-nocny sex a czasem coś więcej.

W weekend ludzie zachowują się jak podczas pełni księżyca. Nic nie ma znaczenia poza jednym. SEX!

W weekend sex i wszystko co z nim związane to temat przwodni wszystkich imprez.

Ludzie - zwłaszcza single - nie myślą o niczym innym jak perwersyjny, wyuzdany sex!

I tak jak trwa weekend a rozmowy zawsze staczają się na temat sexu tak i Ty nabierasz coraz większej ochoty na ten że sex!

I od klubu do klubu, od znajomych do innych znajomych wlewając w siebie mega ilości alkoholu wszelakiego przestajesz myśleć o czym kolwiek.. poza jednym! SEX!

Tak mija prawie cała noc i zdesperowany, zniechęcony wieloma próbami, podchodami, wymownymi spojrzeniami, gestami, rozmowami i tym wszystkim co się kręci w okół chcesz wracać do domu.

I wracasz.

Jednakże spotykasz na swojej drodze kogoś. Kogoś, kto podobnie jak Ty jest zdesperowany bo całą noc nie myślał o niczym innym jak sex i robił wszystko w tym kierunku aby swojego weekendowego celu dosięgnąć.

Spojrzenie

Pytanie czy chcemy (głupie pytanie! pewnie że chcemy!)

Pytanie do kogo jedziemy

Mój dar przekonywania że u mnie lepiej i wygodniej

Taxi (...........)

Jesteśmy na miejscu

I mega niespodzianka.

Obaj spragnieni tego o czym każdy myśli, marzy, rozmawia i uprawia. Obaj gotowi na wszystko! Tu i teraz!

W swoim życiu miałem, powiedzmy "kilku" partnerów - z mniejszym bądź większym "sprzętem" - jednakże ten przeszedł najśmielsze moje oczekiwania. Nie wyobrażałem sobie że coś tak GIGANTYCZNEGO w ogóle może istnieć. A jednak! Przerażony z jednej strony rozmiarami ale z drugiej chcący zrealizować swój weekendowy cel idę na całość. Czuję się rozrywany. Boli. Ale ból przeradza się w boską, nieziemską, orgazmiczną roskosz!

(..........................)

Rano (godz. 14-a) śniadanie, wspólna kąpiel, rozmowa, wspomnienia minionej nocy!

On musi wracać, zostawia numer telefonu (jak każdy przyzwoity)

Ja wracam do łóźka starając się dojśc do siebie.

Plan weekendowy zrealizowany.