piątek, 19 sierpnia 2011

Ten tego ten

Musze sam sobie pogratulowac we wkurwieniu MSZ, Polskiego Konsulatu w Manchesterze, UK Board Agency oraz Registration Office...ale nic nie poradze na fakt ze mialem ''kilka'' pytan :)

Skarga do MSZ, Polskiego Konsulatu w Manchesterze oraz Ambasady w Londynie pozostaje jedna wielka zagadka bez odpowiedzi. Czyzby mnie ignorowali? Nie zdziwilbym sie :) Ilosc e-maili ktore do nich wyslalem przekroczylo nawet moje oczekiwania...ale z drugiej strony od tego sa aby udzielac mi tychze informacji :)

W miedzyczasie, nigdy nie bylem i nadal nie bede jakims zwolennikiem Brytoli, jednakze moj nowy siasiad z zona i trojka dzieci wie jak uzywac swojego fistaszka aby mnie zadowolic.....errrmmm,....to znaczy, on sam mnie zadawala, bez zony i dzieci oczywiscie!!! :)

Gdyby tylko moj przyszly malzonek wedzial co ja wyprawiam?!



ps. juz wie!









MorboMusic Sylvin Wood by Sylvin Wood

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

shit!

Moj brat wlasnie mnie przylapal jak robie sobie dobrze............ sadze ze obaj zyc bedziemy :)

Pomalowanie przedpokoju, schodow, lazienki, ubikacji oraz kuchni oznacza jedno : ZERO palenia w domu. Zatem siedzie jak ta kurwa, zmokla i nie dopieszczona w ogrodzie ze sluchawkami na uszach do tego stopnia ze nawet sasiad sie pytal, czy wszystko w pozadku (btw, sasiad oblesny)

Mniejsza o to....siedze tak sobie i slucham i slucham i nagle BOOOM!!!!!

Dlaczego zmarnowalem tyle lat? Zwlaszcza po wczorajszym secie przyochodzi mi to pytanie na mysl.......ale sadze, ze to pytanie nie bedzie bez odpowiedzi i to w bardzo niedlugim czasie :) I, ze tak na prawde tego potrzebowalem.



Idac dzis ulica, a dokladniej wracajac ze sklepu dopoatrzylem kilka krzakow jerzyn....20 minut pozniej przypomnialem sobie, ze sie spiesze do domu :) lol


shit!!! lol :)

Sounds of Summer 2011 by DJ Sharon O Love

sobota, 6 sierpnia 2011

zmiany, zmiany, zmiany....

Wracam do grania, dzisiaj w nocy secik, pierwszy od wiekow, ale czuje sie na tyle komfortowo, ze wiem, ze bedzie dobrze. Przez ostatnie dwa tygodnie przerobilem wszelkie mozliwe komplikacje, przejscia, wejscia, i efekty. Co prawda, moje oprogramowanie moze nie jest rewelacyjne ale dobre na tyle aby pokazac na co mnie stac :)
Nie moge sie doczekac!!! I na sama mysl sikam po nogach :)

Dwa ataki astmy w przeciagu 4-ch tygodni to troche ponad moje sily, wkurza mnie fakt, ze tak na prawde nic nie moge z tym fantem poradzic. Lekarze rowniez...po prostu, jak mam miec atak to bede mial i dupa blada...ale omdlenia w dziwnych miejscach doprowadzaja mnie do szalu. I chociaz lekarz powiedzial, ze to nawet lepiej abym zemdlal, poniewaz, moje wszystkie narzady rozluzniaja sie, to ja wolalbym jednak wiedziec o tym wczesniej.

A gdyby to w ogole interesowalo to w przyszlym miesiacu zmieniam swoj akt cywilny, ale na ten temat pozniej, poniewaz to dluuuuuga historia :)


Sharon O Love This is LOVECHILD by DJ Sharon O Love

poniedziałek, 18 lipca 2011

Balladyny i Romanse @ Karpowicz

gdyby La Chapelle pisał po polsku, mógłby popełnić taką książkę. Lament na popkulturową papkę przy jednoczesnym braniu z niej pełnymi garściami. Książka do bólu współczesna, jej lektura przypomina męczące wędrowanie po stronach Wikipedii, Google itp, najeżonych hiperlinkami, które nigdy nie pozwalają dotrzeć do celu. Balladyny i romanse niepokoją i powodują ekstazę. Zachwycają i odpychają. Wciągają, żeby na końcu wypluć i stlamsic niczym przez zuzyta prezerwatywe.

Ta książka jest albo odrażającym płodem debila, albo dziełem geniusza. Możliwe, że obie opcje są właściwe.

...voulez-vous and tigger too....Letter to my future boyfriend

Letter to my boyfriend, who I (probably) have not even meet yet.




Dear Boyfriend,

It will be so nice to lie with you in bed, my arms wrapped around your body. I want to lie awake listening to you breathe. I am hoping you will snore. I am hoping you will bore me to tears.

I used to hope that you would provide me with a lifetime of mind-blowing sex, but I don't hope that anymore. I will not provide you with a lifetime of mind-blowing sex. I have my limits. I might give you an entire night, here and there, but a lifetime, no.

What I can offer is devotion; once I am in I am in, like few other men. I stayed with my ex for almost 10 years, probably 9 and a half year too long. But I stayed. And if we make a union then I will stay with you, too, and probably forever. I do not know what forever is, but more and more, I think I can imagine it. It means I will take you for granted.

I want you to take me for granted, to go a whole month with hardly noticing me, and then a whole month wrapped up in me. And vice versa. I want this to be an exchange.

I am already in love with you, whoever you are. It doesn't take me long. I don't know why, but it doesn't. It also doesn't happen often, so you are a lucky man if I choose that. And a cursed one too, I'm sure. I am sure I will break your heart, and I am sure you will break mine, and after each breaking I am hopeful we will lie down in bed naked and scared and hold each other. Isn't that what forever means? To start over, and over, and over, and over again?

niedziela, 17 lipca 2011

Big Pride Weekend

Od dwoch dni chodze niczym John Wayne. Takiej ilosci zelu, gumek, poppersow i innych uzywek, mniej lub bardziej legalnych, nie udalo mi sie zuzyc w przeciagu calego miesiaca co w przeciagu dwoch ostatnich dni. Mam z dupy jesien sredniowiecza i siedzac musze siedziec poldupkiem. Nie mam pojecia ilu mnie przelecialo, poniewaz przez ostatnie dwa dni ilosc alkoholu stanowczo przekraczala ilosc krwi w moim organizmie ale suma sumarum narzekac nie bede, bo nie moge :) Dobrze ze to juz jest koniec, nastepny Pride Weekend za rok! Allelluyah!!!


Przeprowadzka okazala sie czysta przyjemnoscia z dwoch powodow; Jeden - ze przyszli, spakowali, zaladowali, wniesli, podlaczyli a drugi - trzech osilkow na raz to ja dawno nie mialem :) Co prawda, troche niechetnie na poczatku i nieslmiale ale jak przyszlo co do czego to i niechec i niesmialosc gdzies zanikla :) Zwlaszcza jeden zejsc ze mnie nie chcial i dopiero po czwartym dojsciu padl jak dlugi (maly to on nie byl).


Gabriel.
Od kilku tygodni dosyc regularnie spotykam sie z Gabrielem. 37-o letni argentynczyk ktory ma wzwod na zawolanie i pieprzy niczym krolik. Non-stop i bez opamietania. Powiedzenie w jego przypadku ''No pain - no gain'' sprawdza sie w 110%. Kocham jego latynoski, lekko zarosniety tylek! Ubostwiam wrecz!
Moje zeszlotygodniowe ostre zatrucie pokarmowe (cholerna chinszczyzna!) doprowadzlo do tego, ze przez 5 dni, dzien w dzien, Gabriel odwiedzal mnie po pracy i gotowal rosol....co prawda sam go wypijal, bo ja nie bylem w stanie, ale sam fakt sie liczy i chwala mu za to.
Ponad to, bardzo podoba mi sie jego podejscie do zycia i ludzi. Szere do bolu, bez ogrodek i wazeliny. Wydaje mi sie, ze wlasnie dzieki takiemu podejsciu, jego zycie jest latwiejsze i szczesliwsze. Wspolne BBQ w czwartek :)


PX120.
Imienia nie znam do tej pory, ale tu nie o imie tak na prawde chodzi a o jego rozmiar. Ten 35-o letni biznesman z Florydy, odwiedzajacy Sheffield raz w tygodniu smialo moglby znalezc sie w Ksiedze Rekordow Guiness'a w rozdziale poswieconym wielkosci kutasa. Mialem kilka, dosc pokaznych gnatow w swoim tylku, ale ten przechodzi wszelkie mozliwe granice. Powiem tylko tyle, ze ja tego kolosa do ust wziac w stanie nie jestem....do dupy przez bardzo dlugo rowniez :)


Na szczescie to koniec weekendowych szalenstw...w Sheffield...za miesiac w Manchesterze :)



piątek, 1 lipca 2011

Movin' home....again!

Tak jak by mi malo przeprowadzek w zyciu bylo. A co tam! Przezylem wszystkie poprzednie przezyje i ta :)

Po tylu latach mieszkania na obczyznie czlowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z nagromadzonych ''smieci''. Pudla, pudelka, pudeleczka walaja sie po prostu wszedzie. A tak na prawde, ja dopiero skonczylem pakowac pierwsza sypialnie, przede mna kolejne dwie, kuchnia, lazienka, salon, jadalnia i piwnica....na sama mysl szlag mnie trafia i cos mna trzacha w srodku. Na szczescie targac tego wszystkiego nie bede musial, bo po ostatniej przeprowadzce powiedzialem sobie dosc! Wole wynajac ludzi do targania niz samemu to wszystko przerzucac z miejsca na miejsce.

Ehhh! Gdybym jeszcze tylko potrafil sie srubokretem lub wiertarka obslugiwac! :)

środa, 8 czerwca 2011

Korale za promocje grzechu sodomskiego

Godzina, dwie, trzy, a teraz to nawet siedem godzin i nic i dupa blada, w tak zastraszajacym tempie dzialaja polskie orgi wszelakie aby nie powiedziec wszystkie!!!

Krucjata - Warszawa (http://www.facebook.com/pages/Krucjata-Warszawa/317907388547) raportowana i zglaszana przeze mnie wszedzie gdzie sie tylko da, jak sie miala tak i ma sie doskonale a zwlaszcza ich strona na Facebook'u i nikt jakos z tym zrobic nie chce nic. Bo po co?

Tymczasem szlag mnie trafia i piana zalewa czytajac te wypociny na temat wynagradzajacych darmowych korali (czyt. rozanca) za promocje grzechu sodomskiego. Bo te do kurwy nedzy nawet do garsonki mi nie pasuja :) (Jak to Karol Radziszewski powiedzial, powinienem w tym jedynym przypadku dopasowac garsonke do korali - ale ja tak nie potrafie bo z boa moze mi sie zmieszac!) lol lol lol

Ale wracajac do tematu, nie od dzis i nie od wczoraj wiadomo jak dzialaja polskie orgi, to kolejny przypadek ciezkiego zaniemogu!!! Bravo!

czwartek, 2 czerwca 2011

hmm...nalesniki z serem i truskawkami

No to mamy juz czerwiec. Ostatnimy czasamy coraz rzadziej tu zagladam a o wpisach to nawet nie wspominam, ale ilez razy mozna pisac o kolejnych facetach poznanych tu czy uwdzie, upojnych nocach i hektolitrach przelanej spermy??? W moim zyciu na dana chwile nie dzieje sie absolutnie nic co bylo by warte jakiejkolwiek noty, no moze poza faktem , ze rodzice wczoraj przylecieli, i dzieki mojej mamie moje ciezko zgubione 22 kilogramy powroca w tepie blyskawicznym....wlasnie pichci nalesniki (jakby ktos normalny jadl nalesniki w srodku nocy?) i zapach rozniosl sie taki po calym domu, ze jesli nie zjem chocby jednego to jezyk mi sam w tylek wlezie!!! Mamine jedzonko, pasztety, wedliny i inne walowki bede na bank odchorowywac w przyszlym tygodniu.

Tydzien wolnego to to co kroliczki kochaja najbardziej. Tydzien ktory da mi power'a na kolejne 3 miesiace codziennych zmagan/wysluchiwan/problemow/klopotow i lamentow z byle jakiego powodu. Wiekszych badz mniejszych, ale w wiekszosci przypadkow tych ostatnich przybierajacych range tych pierwszych :)


Z kuchni unosi sie taki zapach , ze musze na tym poprzestac....mniam, mniam, mniam :)

czwartek, 28 kwietnia 2011

Komary

Mega zaskakujacym odkryciem jakis czas temu, bylo, ze w UKulele komary nie istnieja, i nawet uwidocznione dowody na mym ciele nie byly w stanie przekonac mojego uwczesnego (a jeszcze szybciej mojego ex) wraz z jego meska wersja psiapsiolki...coz...ja tez bardzo zmieniac tego nie chcialem bo niby po co? Nie od dzis wiadomo, ze Brytole to ignoranci, debile i nieuki i gdy ryby z frytkami nie widza na kazdym zakrecie to sa nieszczesliwi. Oh! Takie tubylcze uzaleznienie :)

Wracajac do komarow, ktore nota bene nie istnieja w UKulele...to powiem tak...szlag mnie trafia ze mieszkam 2 minuty od jeziora i 5 od rzeki....i gdyby nie grill, nowoczesna technologia itp to z cala pewnoscia moja blekitna krew zostala by wyssana do dna bez zadnych przeszkod przez ''ponoc'' nie isniejace, latajace wampiry w UK....


Ponad to.. goraczka, kaszel i katar robia swoje... siooo!!!!


piątek, 8 kwietnia 2011

me thou, me thinking...me thou and me thinking not

Moj 1-o kwietniowy wpis nie mial nic wspolnego z tymze dniem (w sensie stricte prima-aprilisowym)... Surprise!!!


Dopada mnie ''urodzinowa'' deprecha...ale staram sie o tym nie myslec...no i chuj! Stary jestem! Teraz bardziej z gorki niz pod!


Ogladam aktualnie (znowu!) jeden ze swoich ulubionych seriali...i w ktoryms momencie padlo pytanie ktore nie daje mi spokoju; Gdy stracisz meza/zone jestes wdowcem/wdowa...gdy stracisz ojca/matke jestes sierota....ale jak nazwac rodzica ktory stracil dziecko?
Sprawdzalem i nadal sprawdzam w wielu jezykach, jednak pojecie/okreslenie takowe nie istnieje...czy jest to przypadek czy tez strata takowa jest tak bolesna, ze nie nadano jej jeszcze ''imienia''?

Zgadniesz jaki serial ogladam?

...add rem... magnolie i ich zapach za plotem sa rownie oszalamiajace jak moj aktualny humor....z jednej strony strach wyjsc na papierosa do ogrodu i wposcic chocby gram tego szalenstwa don, a z drugiej, gdybym tylko mogl cale noce i dnie cale spedzalbym na obwachiwaniu wszystkiego wokol!!!

piątek, 1 kwietnia 2011

Rozwód przedmałrzeński czyli wywoływać ciszę

Gdyby nie chaos ktory sam prowokuje i ktory mnie otacza, moja egzystencja nie miala by znaczenia jakiegokolwiek. Tenze chaos dostarcza mi energii kazdego dnia, energii niezbednej do oddychania, chodzenia czy myslenia. Spraw tak niby przyziemnych i prozaicznych, ale jednoczesnie, bez ktorych w wielu przypadkach obejsc i poprawnie funkcjionowac sie nie da. Gdyby ktokolwiek, kiedykolwiek znalazl to ''cos'' pomiedzy Ying i Yang...to z cala pewnoscia znajdzie tam kawalek mnie. Dosc pokazny ale zawsze kawalek :)


Mardi Grass a la Climax okazal sie po raz kolejny mega wypalem i rzutem w 10-ke! OK! Kogo w ogole obchodzil sam temat przewodni tejze imprezy? Nikogo, wkluczajac w to mnie. Ale...no wlasnie, to cholerne ''ale''...

Sambucca, jak zawsze zrobila ze mnie wieksza dziwke niz ogolnie jestem (albo tak mi sie wydaje), pozwalajac kolejnym, kompletnie mi nie znanym przypadkom na ......nie wazne...4-ech w kabinie toaletowej to i tak o jednego za duzo :P



Nowa praca o ktorej powinienem wspomniec, spelnia moje kryteria ponad norme, i nawet jestem w stanie zniesc fakt, ze przez kolejne 6 weekendow bede musial ''odbebnic'' swoje w Manchesterze...dam rade!

Sam fakt, ze wchodzac, wszyscy milkna i sluchaja co mam do powiedzenia daje do myslenia. Do myslenia daje rowniez fakt, ze nie jestem kolejnym ''numerkiem'' na liscie plac jakiejs gigantycznej firmy, tylko osoba znana z imienia i nazwiska (hahaha...to ostatnie przetwarzane, dedukowane, improwizowane nadal nie jest wymawiane poprawnie lol )


W miedzyczasie Craig, moja bratnia dusza (*zobacz kilka postow wczesniej), bardziej od rozmow niz do spedzania upoijnych nocy razem, na serio okazal sie bratnia dusza, udowadniajac, ze sex moze byc zajebiaszczy, ale wspolna rozmowa jeszcze bardziej zbawienna. Boze! On jest taki wlochaty!!!! Wszedzie!!!! :P :P :P


To moj ostatni dzien wolnego...tak na prawde wolnego...przez kolejne kilka tygodni, dlatego nie wiem i nie obiecuje ze jakikolwiek wpis sie pojawi w miedzyczasie...


ps. Urodziny spedzam w Manchesterze udowadniajac swoja wiedze...How suck is it?




Na koniec, jako ze panicznie nie znosze Lady Gagi, a do tego mamy Prima Aprilis :)



Teraz, w spokoju moge wywolywac cisze :) Zadna (z)Gaga mi w tym nie przeszkodzi :P

piątek, 11 marca 2011

Skurwielek

Sam juz nie wiem co bardziej za mna przemawia w danej chwili: wscieklosc, zlosc, uszczypliwosc, cieczka w wydaniu prawie meskim czy tez cos zupelnie innego. Cokolwiek by to nie bylo, dziala! O kurwa! Dziala! A dziala mi przede wszystkim na nerwy!!! Taki maly skurwielek, bez powodu, nistadnizowad!!! Cholera wie skad sie urwal...a juz tym bardziej dlaczego urwal a raczej dorwal sie do mnie, uczepil i za cholere odpierdolic sie nie chce?!

Nowa praca? Neeeh! Kolejny fagas z mniejszym badz wiekszym osprzetem? Neeeh! Trawa w ogrodku ktora wzrosnac za cholere nie chce? Whateva!!!

Od 3ech miesiecy (czyli od momentu wprowadzenia sie do nowego domu) zglaszam problem z cisnieniem wody w lazience (toaleta obok ma sie zajefajnie, choc to te same rury i rurki)

Aktualnie, jesli chcesz wziac kapiel to dobrze by bylo abys pomyslal/la o tym conajmniej godzine wczesniej poniewaz z taka dokladnoscia nalewa sie pol wanny goracej wody, po czym druga polowe mozesz dopelnic zimna, 60 minut pozniej!!! Mieszanka, po ponad godzinie nadaje sie do kapieli :) Ehh..te uroki brytolskiego ''zaraz/za moment/oddzwonimy/innej sieczki gowno wartej'' - jak sam/a nie zadzwonisz i nie zjebiesz na czym swiat stoii to nadal mozesz czekac godzinami az napelni Ci sie pol wanny goraca woda :)

DJ JP Jackin My Style Vol 1 by DJ JP NOSTALGIA

wtorek, 22 lutego 2011

Ponieważ życie z odrobina iluzji zwyczajnie jest lepsze!

Porque la vida con un poco de ilusión siempre se vive mejor! - Absolutely Ego


To miała być jedna z tych wiecznie powtarzających się nocy. Poznajesz kogoś nowego, flirtujesz, zapraszasz do siebie lub idziesz do niego. Robisz co do zrobienia masz czyli nadstawiasz tyłek i na tym koniec. Pa! Zadzwoń do mnie! Albo lepiej nie dzwoń! Ja zadzwonię do Ciebie z góry zakładając, ze tak się nie stanie. I tak tez zapowiadało się i tym razem.

Jednakże, myliłem się! O kurwa jak ja bardzo się myliłem!

Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek, ze poznajesz kogoś nowego, kompletnie wcześniej Ci nie znajomego osobnika i od momentu kiedy Wasze oczy w końcu postanawiają skupić się na tym samym punkcie czyli oczach tego drugiego, coś, gdzieś tam głęboko przez cala wieczność się ukrywającego wreszcie wystrzela niczym korek od szampana upajając Cie do stopnia w którym nogi robią Ci się miękkie, serce dygoce jakby za moment miało wyrwać Ci się z piersi a Twoje cale ciało przeszyło miliony magicznych, niewidzialnych igiełek? Ja tak własnie się poczułem.

Najczęściej, tego typu ''spotkania'' ograniczają się do kilku slow, czasem nawet do milczenia, tym razem, ku memu zdziwieniu, od Jego przekroczenia progu mojego domu nasze usta się nie zamykały ( z drobnymi przerwami ) wyrzucając z siebie setki tysięcy liter, sylab, słów i zdań. Zdań niedokończonych, bo kończyć ich nie było potrzeby, ponieważ każdy z nas wiedział doskonale co ten drugi ma na myśli.

Noc przeobraziła się w świt z prędkością Super-Nowej, nie wiadomo kiedy i w jaki sposób czas ulatniał się niczym bąbelki z wcześniej otwartego ''szampana''. Wspólny prysznic, śniadanie i chcąc nie chcąc musiał nadejść czas pożegnania.

Tym razem nie było : Ja zadzwonię do Ciebie. Było: Zadzwoń do mnie! Do zobaczenia!


wtorek, 8 lutego 2011

Się przyznać muszę

Przyznam się do czegoś - nigdzie, ale to nigdzie na świecie, kawa nie smakuje mi tak jak w domu. W samotności, w ogrodzie, walcząc z nieśmiałymi, wiosennymi promieniami słońca, chowając się za okularem czy kapeluszem, nie myśląc o niczym, rozkoszując się chwilą ze sobą. Tak jak umysłową ciszą pomasturbacyjną. Nie lubię mówić po orgazmie. Rozgrzane ciało jest zbyt leniwe, aby wyduszać z siebie i tak zbędne słowa, głoski, sylaby, chyba, że po jednorazówce, kiedy resztkami przytomności umysłu mam ochotę powiedzieć: "No już, spierdalaj", co brzmi trochę jak jęk, który wydaję z siebie kiedy dochodzę.

Jestem po trzydziestce i dla dwudziestolatków jestem w stanie rozkładu. Dla obecnych trzydziestolatków jestem zaś w niewystarczająco zaawansowanej formie rozkładu. Cioty, pedały - upudrowany ryj, umysł traktorzysty. "Nosisz Ray Bany!". So? "To takie ciotowate". Dobrze, że oni nie wyglądają jak cioty kiedy na czworaka przyjmują czyjegoś gnata w dupę ze spustem przez jelita. Większość pedałów to buraki cukrowe które zdają się tylko na jedno - starcie.

Od pewnego czasu zastanawiam się czy ja jestem zdolny do jakiejkolwiek miłości. Czy przemawia przeze mnie sama idea bycia zakochanym, czy może ta prawdziwa chęć związania się z kimś czy może ten cudowny, rozrywający klatkę ból, który przychodzi w momencie kiedy stoisz na granicy słowa "ja" i "my". I pytasz sam siebie czy jeszcze jesteś sobą, czy jesteś już "nami". Czy ja boję się utraty swojej nieposkromionej wolności? Bo ja tak naprawdę przecież uciekam przed związkami. Wiążę się na odległość, niedbale, bylejak, na szybko i na teraz, dla samej idei bycia zakochanym (?), bycia z kimś. Substytut miłości. Emocje są, jest lekki rausz, posmak nowości, nie ma miejsca na zranienie. Okay, jest, ale płytkie jak zadrapanie tipsem po dupie, więc goi się dzień, może dwa. Nie wiem nawet czy podświadomie nie wybieram sobie tubylców. To by było zabawne - mój łeb jak radar - nie, tym razem nie, za blisko, za bardzo podjarany, za szybko pierścionek zaręczynowy. Jestem masochistą. Fakt ten nie podlega już żadnej dyskusji czy to w samotności czy na spotkaniu anonimowych S/M. Zawsze wiedziałem, że jestem sam dla siebie najlepszym psychoterapeutą.



A dla ciotek traktorzystek w ramach rehabilitacji jelitowo-odbytowych...Let's strike a pose :)

środa, 26 stycznia 2011

Wez sobie, kurwa, te frytki za darmo

HIM 26 January at 22:05
hi i can never love you again same as you feel for me or i still feel right now for you.........ya know we dont ,.....we cant do it......,,,,,,but special moments like zoo and cremo i cant forget.......hate me and never speak again.......ffs but i put a candle on that grave.....we will always be apart and i accept you will always be part of my life.....hate me or not but i miss waking up and cuddling ya .

ME 26 January at 22:18
XXX, you know i always give 3 chances to anyone...you used all of 'em.... there's no any chance we will be together.... cos' i don't wanna to...now, finally i'd find a peas of mind and i'm chillax completly...don't try to make it harder.

ps. i don't hate you ...i just cannot love you and be with you anymore.

HIM 26 January at 22:41
i actually still really love you and would die before you.........of high service i remember like yesterday...........you may hate it but if i dont come home to you cooking for me what else is left ?! .

HIM 26 January at 22:49
also never knew ya give 3 chances to anyone,,,,,,,,, never told me that......never want you back but miss the cuddles n wake up withsome sexy like you........knew i could never satisfy u other ways x .

ME 26 January at 22:54
u're drunk again....inbox me when ya sober...

how ever..if you miss the cuddles and wakey up with some one just find someone else just like i did .





wtorek, 25 stycznia 2011

A frytki gdzie?

Człowiek uczy się całe życie. Ja się uczę też ślizgając się na własnym gównie. Lądując w nim po pachy, a potem się wycierając z niego i lądując w nim znowu, bo przecież do mnie nie dociera intensywność syngalizacji świetlnych i jestem myślowym daltonistą. Nie rozpoznaję romansu, nie rozpoznaję miłości, o ich definicjach w ogóle nie będę wspominał, a rozróżnienie ich przychodzi mi tak samo trudno jak wspomnianym daltonistom. Gdyby na świecie istniała miłosna policja to chyba codziennie za moje rozmyślunki dostawałbym mandat, punkty karne, albo najzwyczajniej w świecie byłbym przez nich każdego dnia brutalnie pałowany wręcz do nieprzytomności.

Jestem mistrzem w zjebywaniu dobrze zapowiadającego się obiadu. Danie wjeżdża na stół, a ja na to: Kelner, tu jest włos, proszę podać mi inne. Bo ja tak naprawdę nie wiem czego chcę. Nie wiem w zasadzie, czy uda mi się zbudować sensowną notkę z jakimś wstępem, ciałem i zakończeniem, wszak znowu zedrę z siebie skórę i obejrzę wnętrzności i kości. A te wnętrzności zbyt zdrowe z pewnością nie są. Bo u mnie to jest tak, że ja się reflektuję, że coś mogło być fajnego po czasie, po ptokach. A jak coś fajnego może się wydarzyć to ja nie, tupię nogą, kręcę nosem i jednak nie chcę prasować koszul, trzymać się za ręcę publicznie, całować na ulicy mimo że minut wcześniej pięć wydawało mi się, że tego właśnie chcę. Kiedy słyszę słowo "związek" widzę splecione ręce, porozpierdalane skarpety (nie wiedzieć czemu, do nosa natychmiast dociera mi ich woń) i rozmowy - "ja w wannie on na kiblu i gadamy o polityce".

Uciekam w przypadkowy seks, bo nie niesie za sobą nic więcej prócz wymiany kilku czułych gestów i płynów. Czasami numerów telefonów. I niby wcale nie chcę tak żyć, ale jak pomyślę, że mam się przed kimś otworzyć, pokazać siebie, rozebrać się emocjonalnie to pękam, jeżę się i zamieniam w kamień. Albo kostkę lodu. I wycofuję się pięknie dziękując. Ale chyba mam nadzieję, że ten ktoś jednak powalczy, popróbuje stopić, zamknąć w dłoni... Ino komu się chce?Ludzie nie mają czasu na pracę nad innymi ludźmi. Może kiedyś mnie pierdolnie, a może nie jestem zdolny do poświęcenia jakim jest miłość. Zaakceptuję to mimo że przy okazji poranię się nieziemsko, a moje ciało pod koniec żywota przypominać będzie jedną, pooraną bliznami ranę. Może wystrzelę jakim stygmatem z wrażenia albo serce pęknie mi z żalu, że głupi byłem całe życie. Bo zdrowi ludzie gonią za miłością, a ja przed nią wciąż uciekam. Kilka dni temu zdałem sobie z tego właśnie sprawę. Umówiłem się pocałunkiem na jutro na kolejną randkę. Kolejnym pocałunkiem ją zakończę i znowu się pewnie wycofam, zjeżę i podziękuję. I tak w kółko. I kiedy się zastanawiam, czemu jestem sam, odpowiedź nasuwa się sama - bom psychiczny. Schizoidalny odmieniec. Skondensowana kompilacja cech, które większość uważa za pojebane.

Wydaje mi się, że żebym był szczęśliwy, muszę być nieszczęśliwy. Muszę toczyć boje w głowie, w sobie i z kimś, obrzucać się gównem i kopać na leżąco, żeby były siniaki, krew i mocz. Żeby bolało. Bo ja jestem masochistą. Kiedy jest dobrze, kiedy ktoś o mnie dba, czule obrzuca komplementem to ja rączki razem, oczka w górę i paciorek i do Bozi natychmiast chcę, bo nie wiem co ze sobą zrobić. A jak ktoś nieosiągalny, traktuje mnie jak szmatę to pełnia szczęścia, marsz weselny w głowie, a pod okiem pizda. Czasami myślę, że najszczęśliwszy byłbym będąc ofiarą przemocy domowej albo i gwałtów.
-JEBS! Zupa jest za słona!
-To sam se chuju gotuj jak Ci nie pasuje!
-JEBS! JEBS! JEBUT O ŚCIANĘ.
To przerażające. A może to po prostu ja muszę zdobywać? Ale jak zdobędę, to odstawię. Nigdy też nie wezmę pod uwagę kogoś, kto da mi cień wątpliwości, że nie będzie do końca wierny. Nie chcę przedstawiać swojej połówki swoim ładniejszym znajomym, bo znajomi to kurwy, odbijają, próbują, a potem znikają z Twoim Big Mac'iem rzucając jeszcze bezczelnie: A gdzie frytki do tego?


In meantime, this tune shows exacly how i feel :) Ehhh...memories, memories :) Let's a paaarteyyy :)

niedziela, 23 stycznia 2011

Co by... aby by... wpasc :)

Życie bez internetu to nie życie. Ani pracy szukać nie można, ani dobrze konia zwalić, nie mówiąc już o umówieniu się na randkę. Ten wietnamski pizduś, ta pierdolona skośnooka ciota, ten ryżowy kutas, wyprowadzając się anulował kontrakt. Jakby trudno było zagadac i zapytać czy chcemy go przejąć. Decyzję podjął za nas. Jak mi to powiedział to miałem ochotę wypierdolić go tym modemem w tą porcelanową dupę, aż pogubi wszczepione w zęby diamenty. 18 dni bez internetu. Takie rzeczy to tylko tutaj. I tu zaskoczenie - bo w Polsce podłączają go w ciągu 24 godzin. W UK jak zwykle - soon.

Uzależniłem się od masturbacji. Walę konia od 2-9 razy dziennie w zależności od humoru. Czasami dwie godziny, przerywając przed dojściem, co sprawia mi nieziemską rozkosz. Jak tak dalej pójdzie osiągnę zen w nie-dochodzeniu i stanę się ruchaczem Terminatorem, aż będą błagać żebym przestał. (Gdybym tylko byl aktywny...)

Nie wiedzieć czemu, kręci mnie ta wizja. Były lokator zostawił mi na pamiątkę karton z pornolami, ale tak kiepskimi, że wolę przywoływać w pamięci lata bogate w dymanie, spuszczanie, lanie i inne ''..nie'' ...choc tych ostatnich na palcach jednej reki mozna by policzyc :).

Bo na przykład - wietnamskie pornole są pixelowanie. Najzwyczajniej w świecie zamiast chuja widać pixele. Może kręci to jakich fanów Tetrisa, ale mnie niekoniecznie. I ten główny ogier dyma wszystkich w okularach przeciwsłonecznych, takich dla technomaniaka z Manieczek. Jestem w stanie to jeszcze zrozumieć, odgradza się od tej brzydoty, która daje mu dupy i jak Kora pewnie myśli, że jest teraz artystą wierzgającym wiertłem w gównie. Jednak jak zaczął dymać kolesia w stroju płetwonurka (google do nurkowania i czepek) to wysiadłem i prawie się własną sliną udławiłem ze śmiechu. Reszta tych porno cudów nie lepsza, prawie niema. Koleś wali drugiego w dupę z całej siły, a tamten ni słowa, ni jęku. Taki rozjebany, czy udaje prawdziwego mężczyznę co to przyjmie każdy kaliber bez słowa?

W związku z trwającą, a raczej gleboko mi wmowiona depresją oraz ''miłosnym'' szambem dookoła, odciąłem się od wszystkich. Nie odbieram telefonów XxX, bo on ma chłopaka, a ja się nie spotykam ze sparowanymi (zazwyczaj). Odwieczna zasada numer 1, której nie złamię, bo ja nie chcę, żeby to się przytrafiło mnie. Włochowi odmówiłem koleżeństwa, bo na niego lecę. 1999-temu oznajmiłem, że też nie będziemy kolegami, bo mi się podoba, z zezem czy bez i ja nie umiem koleżeńsko patrzeć jak zarywa innych, a potem mnie się tym chwali. O nie. Odpowiedzi się nie doczekałem, won. Ale, ale...

Dokonałem odkrycia przełomowego. Otóż 1999-ty nie był 1999-tym, a 1998-mym, co sprawia, że rasta-Jamaikan-taksówkarz Alfie robiący mi dobrze pod obiektem zwanym domem Boga ląduje na pozycji 1999. Jak do tego doszło? Ano, odkopałem na dysku listę kochanków i z przerażeniem odkryłem, że jednego delikwenta policzyłem dwa razy, bo pomyliłem go z imienia, ale ewidentnie chodziło o tego samego.
W końcu pamięta się ludzi na których w trakcie się zwymiotowało. Mniejsza o to. Zresztą to nie był wymiot tylko bełcik, a to różnica.

No i jestem sfrustrowany takim obrotem sprawy. Bo ten "zero/zero/zero" wyszedł tak ni z dupy ni z pietruchy, stało się, trafił do mojego TOP 10 (naprawdę!) i się pogodziłem, że już dwutysieczny, że się w nim nie zakocham, że on we mnie też nie, że ewentualnie spotkam go kolejny raz, zadzwonię by mnie zawiózł/odwiózł i co najwyżej puknie mnie kolejny raz. I mimo propozycji wielu co ja robię? Godzinę lub dwie przed sex mitingiem - odwołuję spotkanie, upijam się samotnie i idę spać.

Wszak jest ktoś kto mnie interesuje dość mocno, czyżby to była prawda z tym ''zerowym''? Zakocham się? Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i cztery obciagniete laski w kiblach w klubach nie zdziwi mnie już doszczętnie nic. Jest jednak coś na rzeczy z tymi imionami: Jesus, Alfie, Hussein, ostatnio poznałem Ronaldo, a na przyszły tydzień umówiony jestem z Armandem (Van Heldenem?). Oczywiście nie pójdę. Poczekam, aż na ulicy wpadnę na Orlando. Może być Blooma :)

wtorek, 4 stycznia 2011

Na szybko

W zwiazku z przeprowadzka, instalacja broadband'u, linii telefonicznej itp itd, rozpakowywaniem, uporzadkowywaniem, i milionem innych pierdol, co najmniej do 20ego stycznia jestem poza zasiegiem bloga...czyli robta co chceta :)

Ten tego ten...po raz kolejny..czyli taka moja natura

Oświeciło mnie. Czuję się normalnie jak Newton, tyle, że mnie zamiast jabłka na łeb spadła cała zawartość wirtualnej w moim przypadku jabłoni i w skutek nagłego wstrząsu mózgu, wszystko mi się w głowie poprzestawiało. Chyba padnę na cyce i zacznę modlitwy dziękczynne odmawiać do nocy, bo potem jednak chciałbym zrobić ze sobą coś pożytecznego.

Dotarło do mnie wczoraj, a dzisiaj już tą jabłkową nawałnicą, że ja wcale nie szukam miłości. Bo ona nigdy w życiu nie była dla mnie najważniejsza. Owszem, przewijała się jak srajtaśma między pośladami, tu i ówdzie, na różnych etapach, na życiowych rozjazdach i powodowała biegunkę, myślową, fizyczną, uczuciową. Ale wytarcie się z miłosnego gówna nigdy nie było dla mnie priorytetem. Najważniejszym uczuciem zawsze pozostawała dla mnie przyjaźń. Z mniejszej lub większej tęsknoty za ludźmi mi bliskimi wymyśliłem sobie, że miłostka, romans, na jakiś czas zadowolą moją tak naprawdę ogromną tu samotność. Bo tak samotny to ja w życiu nie byłem.

Co z tego, że znam tu setkę ludzi, skoro umówienie się z nimi graniczy z cudem? Wszyscy tu zapierdalają, naprawdę zapierdalają. Jeśli poznajesz ludzi - dzieje się to na imprezach, ewentualnie w pracy lub szkole. Trzymasz się więc ich kurczowo, a z tej trzymanki rodzą się przyjaźnie, znajomości lub wrogowie. Jako że obecnie bawię się bardziej we freelancera, te towarzyskie ocieranki mnie omijają. A na imprezach, wiadomo, och, miło Cię widzieć, buziaczek, small talk, super wyglądasz, bye. Brakuje mi kogoś z kim mogę wyjść, najebać się, albo zalac w domu i stoczyć kilku-godzinną słowną bitwę na zwierzenia, na dylematy. Jako kórewna dramatu bowiem, wybieram rozmowy przy winie zamiast romanse. Zresztą na romanse dawno już szanse zaprzepaściłem zniechęcając do siebie kilka osób, bo przespałem się z jednym, z drugim i trzecim też, zamiast jasno ustanowić granicę, hejże, zajebiście nam się spędza czas, nie zrujnujmy tego. Zamiast tej opcji, wybrałem wariant ryzykowny: Hej, podobasz mi się, nie spierdol tego. Ale pierdolenie za każdym razem było, więc i spierdolenie. Szampon Jebaka 2 w 1, nie potrzeba odżywki, bye bye. See you soon. Koniec z poszukiwaniami księcia, ewentualnie ''księżniczki'', którą wszyscy mi ostatnio dokoła przepowiadają. Nie ma rumaków. Są skutery, rowery i samochody. Ja chodzę pieszo ( nieee...w koncu od czego jest tramwaj?!). Nie wyrwę nikogo na sprzęt, ani na znoszone Najki, chyba, że jakiego zboka. Wyrywać zaś mogę na osobowość, którą posiadam i którą mógłbym góry przenosić, gdyby tylko ktoś chciał mi za to płacić. Ram-papapam-papapam, ram-papapam-papapam śpiewa mi właśnie Rihanna z nowej płyty, bo ostatnio staję się też królowa popu i może zajmę tron po Michaelu jeśli dalej gustować będę w prostych brzmieniach, które nie kaleczą mi uszu i dają się podśpiewywać przy zmywaniu naczyń. Czas na stworzenie ludzkiej bazy, która stanie się tarczą na deszcz i smutki w UKulelle. Bo ja tak naprawdę jestem istotą stadną i najszczęśliwszy jestem wśród ludzi. Bo muszę być w centrum? Może, w końcu każdy dramaturg uwielbia być w błysku fleszy. Ram-papapam-papapam! Bo jest jeszcze trzecia sprawa - I am not easy to love. I wcale nikomu nie mam zamiaru tego ułatwiać. Bo przestałbym być sobą, a love games zawsze sprawiały mi największą frajdę. Schizuję? Może. Taka moja natura.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Fuck you!!!

Nie oszukujmy się - jak dokonuje się takiego odkrycia jak ja, że setny, dwusetny, trzysetny,..., tysieczny jednak nie był setnym, dwusetnym, trzysetnym, ..., tysiecznym, to opcje są dwie: albo szybko to nadrobić, bezboleśnie w sensie, choć zależy kto co lubi, albo czekać na księcia z bajki i wierzyć, że będzie to miłość. Ja mojego ''księcia*'' poznałem wczoraj o drugiej w nocy. Oh fuck me now - taką oto wiadomość wysłałem mu na portalu randkowym. Godzinę później był u mnie, na mnie i wszędzie indziej. Jednakze nadal we mnie. Przyniósł ze sobą gin, którego pić się nie dało oraz kokainę, po której obawiałem się, że odpadnie mi nos. Ta kokaina zresztą wciągana była z różnych części ciała, jako, że bliżej chciałem się przyjrzeć oczywiście tej najważniejszej - chujowi. Mial cudowne usta, jest stylistą i wcale nie ma dziwnego imienia, bo nazywa się po prostu ''MM'' co uważam za jest urocze. Seks był tak dobry, że dzisiaj nie mogę chodzić, bo najzwyczajniej w świecie mam zakwasy. Oraz potwierdzam - czarni oraz latynosi MAJĄ duże pały. Kiedy po którymś razie zaczął się onanizować to normalnie oszalałem. Nie to, żebym nie wiedział jakiego koloru jest sperma murzynów ( w tym przypadku), ale jak dochodził to patrzyłem z taką ciekawością, jakby co najmniej miał strzelać kakao.

''Zerowy'' jubileusz z liczba na przodzie okazał się szczęśliwy. Zaproponował randkowanie na co ja oczywiście przystałem. Dorobiłem się zatem ''chłopaka'' (hahaha), co bawi mnie niesamowicie. Każdy murzyn jest bowiem jak ptasie mleczko: biały tylko w środku, ciemny na wierzchu, ale jak Cię pierdolnie to zużywasz calą paczkę - mleczka bądź kondomów. Stwierdzam też, że Bóg niesprawiedliwie cechy narodom porozdawał - bo na przykład Polacy cierpią na otyłość, a tacy czarni mają ciała prosto z siłowni już po przekroczeniu wrót miednicy i macicy. Silne, umięśnione ramiona, sylwetka w kształcie litery V. Kiedy taki się na Ciebie kładzie modlisz się o jedno: nie schodź ze mnie, nie schodź.


Poczatek roku i wszyscy za coś dziękują. Ja w tym roku nie będę dziękować, bo jak w każdym poprzednim dziękowałem, to każdy następny był gorszy. W tym na przykład chyba limit pecha wykorzystałem na amen, zatem nie będę dziękować. W dupie mam te podziękowania. No i co teraz Mistrzu z Niebios? Ukażesz mnie? Bardziej się już nie da!


*Ps. Milosc to zadna ale chuj po pachy :)

niedziela, 2 stycznia 2011

Noworoczne postanowienia

Moim noworocznym postanowieniem jest brak jakichkolwiek postanowien.

Najwazniejsze to uzywac zycia ile sie da...i uzywam. :P Bo w sumie po co i dlaczego mam sobie zalowac?

Swieta z rodzicami...po raz pierwszy od siedmu lat....czas przelewa sie przez palce nie wiadomo kiedy i w jaki sposob i 3 tygodnie razem zlecialy szybciej niz mozna by bylo sobie to wyobrazic. Ale tak jest chyba zawsze, ze milo i przyjemnie spedzony czas ubiega szybciej aniezeli ten zle i negatywnie?!

Jutro zabieramy z bratem rodzicow na kregle na ktorych nie mieli okazji w swoich dotychczasowych ponad 60-o letnich zyciach bywac...bo z drugiej strony niby kto mialby ich zabrac skoro my jestesmy tutaj?

Ponad to najwiekszym sukcesem minionego/tego roku jest przeprowadzka.
W koncu na wlosciach, w koncu z porzadnym ogrodem, w koncu z trzema podwojnymi sypialniami, w koncu bez sadziadow za sciany, w koncu w cichej okolicy, w koncu rzutem beretem do marketow i w koncu kurwa mac tak jak w koncu porzadny dom wygladac powinien....okna wykuszowe, kominek w salonie, jadalnia na conajmiej 12 osob, osobne toalety i lazienki...czyli tak jak to sobie wymarzylem daaaaawno temu :)


Tymczasem, gdziekolwiek bym nie zajrzal ; blogi, strony, portale, wortale, pelne sa zyczen i postanowien noworocznych...tymczasem ja nie mam nic z tym wspolnego...zycie toczy sie dalej i bedzie tak jak ma byc... :)


Mimo tego, pozwolcie ze i ja zloze Wam zyczenia...jak najmniej zyczen ale jak najwiecej spelnien :)