Przyznam się do czegoś - nigdzie, ale to nigdzie na świecie, kawa nie smakuje mi tak jak w domu. W samotności, w ogrodzie, walcząc z nieśmiałymi, wiosennymi promieniami słońca, chowając się za okularem czy kapeluszem, nie myśląc o niczym, rozkoszując się chwilą ze sobą. Tak jak umysłową ciszą pomasturbacyjną. Nie lubię mówić po orgazmie. Rozgrzane ciało jest zbyt leniwe, aby wyduszać z siebie i tak zbędne słowa, głoski, sylaby, chyba, że po jednorazówce, kiedy resztkami przytomności umysłu mam ochotę powiedzieć: "No już, spierdalaj", co brzmi trochę jak jęk, który wydaję z siebie kiedy dochodzę.
Jestem po trzydziestce i dla dwudziestolatków jestem w stanie rozkładu. Dla obecnych trzydziestolatków jestem zaś w niewystarczająco zaawansowanej formie rozkładu. Cioty, pedały - upudrowany ryj, umysł traktorzysty. "Nosisz Ray Bany!". So? "To takie ciotowate". Dobrze, że oni nie wyglądają jak cioty kiedy na czworaka przyjmują czyjegoś gnata w dupę ze spustem przez jelita. Większość pedałów to buraki cukrowe które zdają się tylko na jedno - starcie.
Od pewnego czasu zastanawiam się czy ja jestem zdolny do jakiejkolwiek miłości. Czy przemawia przeze mnie sama idea bycia zakochanym, czy może ta prawdziwa chęć związania się z kimś czy może ten cudowny, rozrywający klatkę ból, który przychodzi w momencie kiedy stoisz na granicy słowa "ja" i "my". I pytasz sam siebie czy jeszcze jesteś sobą, czy jesteś już "nami". Czy ja boję się utraty swojej nieposkromionej wolności? Bo ja tak naprawdę przecież uciekam przed związkami. Wiążę się na odległość, niedbale, bylejak, na szybko i na teraz, dla samej idei bycia zakochanym (?), bycia z kimś. Substytut miłości. Emocje są, jest lekki rausz, posmak nowości, nie ma miejsca na zranienie. Okay, jest, ale płytkie jak zadrapanie tipsem po dupie, więc goi się dzień, może dwa. Nie wiem nawet czy podświadomie nie wybieram sobie tubylców. To by było zabawne - mój łeb jak radar - nie, tym razem nie, za blisko, za bardzo podjarany, za szybko pierścionek zaręczynowy. Jestem masochistą. Fakt ten nie podlega już żadnej dyskusji czy to w samotności czy na spotkaniu anonimowych S/M. Zawsze wiedziałem, że jestem sam dla siebie najlepszym psychoterapeutą.
A dla ciotek traktorzystek w ramach rehabilitacji jelitowo-odbytowych...Let's strike a pose :)
10 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz