poniedziałek, 8 września 2008

Stan w Polsce, Jarek i Tomba-Tomba

Czwartek wieczorem i piątek

-Jak byłeś w toalecie to „to” przyniosła Twoja mama – powiedział Stan wręczając mi kilka prezerwatyw.
-Hi hi hi. Ta to zawsze odwali jakiś numer – uśmiałem się.
-Hmm. Ale to dobrze. Nie mogą się zmarnować – powiedział i uśmiechnął się do mnie.

Chwilę później obaj byliśmy już w wannie. Wanna, która kiedyś się wydawała ogromna, teraz jest niczym brodzik dziecięcy. Nasze wodne rozrabianie wymagało od Nas niemalże wyczynów akrobatycznych. Nie chcieliśmy się „męczyć” w ten sposób więc, czym prędzej udaliśmy się do mojego pokoju i do łóżka.

Tam mieliśmy większe pole do popisu. Stan zajął się mną, ja Nim. W tle grała jakaś muzyka, ale jestem święcie przekonany, że i tak wszystko było słychać za ścianą. Nie przejmowałem się tym ani trochę. Wszyscy i tak doskonale zdawali sobie sprawę z tego co wyprawia się w moim pokoju. Poza tym wszyscy jesteśmy dorośli.

Gumki się nie zmarnowały, a My wtuleni w siebie zasnęliśmy z uśmiechem na ustach.

Obudziłem się pierwszy. Patrzyłem na śpiącego jeszcze Stana i głaskałem Go po włosach. Młodziutki, niewinny, człowiek-anioł.
Co On robi ze mną? Taką starą dupą jak ja? Mógłby mieć każdego. Ale On woli mnie. Żebym chociaż był jakimś bożyszczem, ale ja jestem najzwyczajniej przeciętny. - pomyślałem.

Patrzyłem na Jego twarz, nadal głaskając Go po włosach i uszach. Wydawał się taki spokojny. Pocałowałem Go w oko. Przebudził się.

-Dzień dobry. - powiedziałem i uśmiechnąłem się do Niego.
-Dzień dobry – odpowiedział i pocałował mnie w usta.
-Wstajemy już czy chcesz jeszcze trochę poleżeć?
-Poleżeć i...? - zapytał.
-I... na przykład .. hm... - zacząłem poruszać brwiami znacząco, góra-dół, dół-góra.

Na efekty długo czekać nie musiałem. Stan wiedział co ma robić. :)

Pół godziny później braliśmy wspólny prysznic. Ta wanna tylko do tego się nadaje.

Szybkie śniadanie. I już byliśmy gotowi do wyjścia. Chciałem Mu pokazać jak najwięcej Warszawy, a czasu nie mieliśmy za wiele, bo o 17-ej Stan miał lot powrotny do Sheffield.

Nowy Świat, Starówka, Barbakan, Nowe Miasto i powrót przez Centrum i Łazienki Królewskie. Wszystko w przeciągu czterech godzin. Nie wiem czy pokazałem Mu wszystkie najważniejsze miejsca, ale w takim tempie to i tak cud, że udało mi się cokolwiek pokazać. Stan był zachwycony. I to najważniejsze. Chciałby tu kiedyś przyjechać na dłużej.

O 15-ej byliśmy z powrotem w domu. Stan był już spakowany więc, nie było problemów z bagażem. Co jedynie należało spakować jeszcze kosmetyki, ale to zajęło dosłownie minutę.
Zamówiona taksówka przyjechała na czas.

-Cieszę się, że Cię poznałam – powiedziała mama i przytuliła Go do siebie.
-Ja również się cieszę, że mogłem poznać rodziców Adama – powiedział Stan, gdy w końcu mama Go wypuściła z ramion a On sam nie był już aż tak bardzo skrępowany, ja tłumaczyłem.
-Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. - ciągnął Stan.
-Z pewnością. W czerwcu chcemy przyjechać do Sheffield – powiedziała mama.
-Zatem do zobaczenia.
-Przyjemnego lotu – wtrącił ojciec. – Szkoda, że tak krótko byłeś.
-Też żałuję, ale chciałbym tu kiedyś przyjechać na dłużej.
-Kochani! Niestety musimy uciekać. - powiedziałem. - samolot nie będzie czekał.
-Ok! Idziemy.

Chwilę później już byliśmy w taksówce. Czerniakowska, Wisłostrada, Żwirki i Wigury i 25 minut później byliśmy już na lotnisku. Odprawa już dawno się zaczęła, ale do jej zakończenia było jeszcze pół godziny. Wystarczająco dużo czasu aby napić się kawy i zapalić papierosa. Wcześniej Stan nadał bagaż.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, o tym, że już w czwartek się zobaczymy ponownie, o powrocie do pracy. Czas biegł nie ubłagalnie i nie zdążyliśmy się obejrzeć jak Stan musiał już udać się do odprawy paszportowej i celnej.

Zanim przeszedł odprawę przytuliłem Go mocno do siebie i pocałowałem w policzek. On mnie w usta i również przytulił. Jak każde pożegnanie tak i to było trudne, ale pocieszaliśmy się faktem, że już w czwartek będziemy mogli się zobaczyć.

Stan odleciał. Ja wróciłem do domu. Na wieczór byłem umówiony z Jarkiem.

Jarka poznałem blisko półtora roku temu. Zgłosił się do mnie z zamiarem współpracy i tworzenia GayRadio. Od samego początku pełen pasji i dobrych chęci. Wspaniały człowiek z którym przegadałem wiele godzin przez gadulca.

Niestety sielanka nie może trwać wiecznie i konflikty, które narastały – mogło by się wydawać w zgranym zespole – doprowadziły do tego, że wiele osób odeszło z radia. Wiele miesięcy później wszystko, na szczęście, się wyjaśniło, a my pogodziliśmy się.

Jarek odszedł do swojego radia założonego z innym prezenterem, który wcześniej również grał w GayRadio.

Odejście Jarka, spowodowało - przynajmniej takie mam wrażenie - że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, że mogliśmy pogadać na każdy temat, zarówno o rzeczach przyjemnych jak i tych ciążących nam na sercach. Że sobie zaufaliśmy. Czy to przyjaźń?

Kilka telefonów, SMS'ów, aż w końcu ustaliliśmy, że podjadę do Niego do domu a stamtąd pojedziemy do Tomba-Tomba. Około 22-ej byłem na miejscu, ale znalezienie Jego mieszkania okazało się nie do pokonania. Kolejne próby telefonów i SMS'ów spełzły na niczym.
-Jarku, mam nadzieje, że mnie nie wystawiłeś do wiatru? – pomyślałem.
Zrezygnowany szedłem już do taksówki, gdy nagle ktoś mnie zawołał. Nie był to Jarek. To był Roman, facet Jarka.

Weszliśmy na górę, i już po momencie mogłem podziwiać na własne oczy Tego przystojniaka. Żadne zdjęcie, które mi wcześniej przesłał, nie oddawało tego co mogłem podziwiać na żywo.

Drink i rozmowa sama przerodziła się w dyskusję. Zarówno Jarek jak i Roman to świetni kompanii do rozmów. Mógłbym z Nimi przegadać całą noc a tematów i tak by nie zabrakło. Czułem się świetnie w Ich towarzystwie.

Niestety, Tomba-Tomba też nie będzie specjalnie na Nas czekać. Około północy, byliśmy z Jarkiem w taxi zmierzającej do klubu. Roman nie dał się namówić.

Kilkanaście minut później, gdy w końcu udało nam się odnaleźć klub (obaj byliśmy tam po raz pierwszy), znaleźliśmy się przy barze. Wódka, tequilla i piwo wymieszane razem szybko dały o sobie znać. Nie potrafię stać przy barze i patrzeć się na tłum świetnie bawiących się ludzi. Chcę być tym tłumem. Poczuć chwilę radości, choćby ta miała by być tylko złudzeniem wywołanym alkoholem.

Jarek należy do osób bardzo nieśmiałych i wyciągnięcie Go najpierw na parkiet a następnie do klatki nie było łatwe. Ale ja łatwo też się nie poddaje :P No i ten mój cudowny dar przekonywania :P ( ah! Ta skromność!)

Oczywicie, ja również miewam swoje chwile słabości, i tak też się stało w klubie, ale o tym nie chcę pisać. Zawiodę również Wszystkich, którzy oczekują pikantnych szczegółów po spotkaniu z Jarkiem. Podpowiem. NIC ale to NIC się nie wydarzyło! Moja słabość wyszła na światło reflektorów i stroboskopów w zupełnie inny sposób. Ale o tym cicho sza!

Co prawda zarywałem jakiegoś blondyna ( a może to on mnie? Ale kto by wdawał się w takie szczegóły?), jak się później okazało mojego imiennika, ale nic z tego nie wyszło. Po pierwsze nie chciałem zostawiać Jarka samego a po drugie obiecałem sobie, że ten wieczór należy tylko i wyłącznie do Niego.

Mam nadzieję, że Jarek bawił się równie doskonale jak ja. Około 4-ej nad ranem postanowiliśmy wracać do domów. Zresztą Jarek musiał iść na 8-ą rano do pracy i zanim weszliśmy do klubu już Mu współczułem dnia następnego.

Taksówkarz odwiózł najpierw Jego. Pożegnaliśmy się. Mocno przytuliłem Jarka. Będzie mi Go strasznie brakować. Traktuję Go jak młodszego brata, a może nawet jak własnego syna. Bardzo bym chciał aby wrócił do GayRadio. Aby było tak jak kiedyś. I choć wiem, że poniekąd to niemożliwe, bo nigdy nie jest już tak samo, to żyję tą nadzieją. Ponadto chciałbym się z Nim raz jeszcze spotkać przed wyjazdem i liczę, że to się uda.

Wracałem do domu myśląc o minionej nocy.

Czy Jarek jest przyjacielem?


Jest!


Brak komentarzy: