Cały wtorek starałem się dojść do siebie. Na szczęście z pomocą przyszedł Tom, który zabrał mnie na długi spacer i do kina. O ile spacer był cudowny, włączając parkowe szaleństwo w stosie opadłych liści o tyle przedpremierowy pokaz „Quantum of Solace” czyli najnowszy Bond... James Błond - to strata czasu. Osobiście nie polecam.
Tego wieczora chciałem, aby Tom został na noc. Nie chciałem zostawać sam. Miałem ochotę się poprzytulać. Został.
Następnego dnia, żadne z nas nigdzie nie musiało się spieszyć, Tom miał zajęcia na 14-ą , a ja dzień całkowicie wolny. Cudowna pobudka w ramionach Toma, wspólny prysznic, wspólne śniadanie... wiedziałem, że ten dzień będzie fajny, skoro tak fajnie się rozpoczął.
Zamierzałem ten dzień spędzić w mój ulubiony sposób i zawsze poprawiający mi humor czyli na zakupach.
Już od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem zakupem większego telewizora, bo z czasem 32 cale okazały się jakby małe.
Wspólnie z Tomem i braciakiem wyruszyliśmy na podbój wszystkich okolicznych super i hiper marketów ze sprzętem AGD i RTV. W trzecim znalazłem to co chciałem. Przy kasie ustaliłem, że dostawę życzę sobie jeszcze tego samego dnia około godziny 16-ej, po czym, z dumnie uniesioną głową, wstukałem swój PIN do karty kredytowej i wyczyściłem w większości jej stan.
Tom musiał uciekać na zajęcia. Dał mi buziaka na pożegnanie i obiecał, że wieczorem przyjdzie przetestować nowy sprzęt. Po czym mrugnął do mnie oczko. Już wiedziałem, że nie tylko nowy sprzęt będzie testował :P :P :P
Było mi mało, zatem z bratem poszliśmy na dalsze zakupy. Kolejna, zbędna para butów. Czarny płaszcz ¾ , biały szalik, białe rękawiczki i biały kaszkiet od Debenhams'a. Tego było mi potrzeba. Bratu też się dostało. Przechodząc obok WH Smith'a, brat dostrzegł na wystawie jakąś grę (wszystkie PS3, Nintendo, Wii itp. to dla mnie czarna magia, a wszelkie gry komputerowe w które grywam ograniczają się do Scrabble na Kurniku). Wszedłem, kupiłem i wręczyłem. Obaj szczęśliwi wracaliśmy do domu.
Chwilę po 16-ej dwóch osiłków wniosło, podłączyło i zainstalowało cały nowy sprzęt. Centralnie na środku salonu stanęła 42 calowa plazma, a w każdym kącie kolumna od zestawu kina domowego. Usiadłem na sofie i zapodałem na maxa głośność.
- Nooo! To sąsiedzi mają przeeeejebane! :) - uśmiechnąłem się sam do siebie, zadowolony z zakupu.
Brat od razu przetestował nowa grę, a ja udałem się do sypialni, w której, jakby najmniej dawało się odczuwać efekty trzęsienia szybami i podłogą. Musiałem powtórzyć na następny dzień cały materiał z Walijskiego. I gdyby tylko by mi się chciało tak bardzo jak mi się nie chciało to z pewnością wszystko poszło by i szybciej i łatwiej i przyjemniej. A tak to ślęczałem nad tym wszystkim do 8-ej wieczorem.
Przed 9-ą przyszedł Tom, przynosząc ze sobą dwie butelki Gallo. Przygotowałem szybką kolację, czyli wrzuciłem do mikrofali wcześniej zakupionego kurczaka w sosie Korma i ryż pilaw, a do pieca wrzuciłem czosnkowe naanbredy. Uwielbiam szybkie gotowanie. 5 minut później kolacja była gotowa ;) Tom wyciągnął kieliszki, otworzył wino i wspólnie powędrowaliśmy do salonu.
Tom był przerażony gabarytami ekranu nowiutkiej plazmy. Ale szybko Mu to minęło. Usadowił się wygodnie obok mnie na sofie i wcinając Kormę oglądaliśmy film z mojej podroży do Tel Aviv'u.
Trzeba przyznać, że efekty wizualno – foniczne, dało się zauważyć od razu.
Następnie, w ruch poszedł 3-i sezon QAF oraz druga butelka wina, która jakimś dziwnym trafem skończyła się już na drugim odcinku. Trzeba było sięgnąć po moje zapasy i otworzyć kolejną.
Trzecią butelkę później, nieźle wstawieni, postanowiliśmy najpierw przenieść się pod prysznic a następnie do sypialni, gdzie Tom dał z siebie wszystko.
Nie chciało nam się spać, rozmawialiśmy blisko do 3-ej nad ranem. O wszystkim i o niczym. O pierdołach. O naszych marzeniach i pragnieniach, aż w końcu Tom powiedział, że zazdrości mi strasznie podróży do Izraela. Że bardzo chciałby kiedyś tam pojechać i na własnej skórze poczuć tamtejszą kulturę, język i wszystko co z tym związane. Odpowiedziałem Mu, że 600 funtów to nie majątek, bo tyle kosztuje tydzień w Tel Aviv'ie łącznie z hotelem i przelotem, a wrażenia są bezcenne. Umówiliśmy się, że następnego dnia idziemy zabookować miejsca na lipiec.
Obaj podnieceni samą myślą wspólnej podróży kochaliśmy się jeszcze raz, aby przed 4-ą nad ranem paść z wycieńczenia, wtuleni w siebie.
Pobudka o 10-ej rano do najgorszych nie należała. Zważywszy, że Tom obudził się wcześniej i zanim zszedłem do kuchni kawa była już gotowa.
Od południa miałem zaleczenie materiału z Walijskiego. Nie poszło mi rewelacyjnie, ale najważniejsze, że zaliczyłem. Co prawda mogłem się lepiej do tego przyłożyć, ale jakoś tak wyszło.
Następnie zajęcia z historii Anglii i przeróbka okresu celtyckiego. Przed wpół do 5-ą mogłem zabrać wszystkie swoje rzeczy i udać się w kierunku pracy. Byłem przeraźliwie głodny, więc po drodze zahaczyłem o fast-food'a. Idąc ulicą i pochłaniając kanapkę z Sub-Way'a natknąłem się na Stana.
Zmienił się od naszego ostatniego spotkania, zmizerniał. W ogóle był jakiś smutny, Jego oczy również. Chciał pogadać. Umówiliśmy się na sobotę wieczór.
Szedłem do pracy myśląc o Stanley'u. Zresztą w pracy również o Nim myślałem. Coś musiało się stać.- pomyślałem. Nie był sobą. - Może powinienem do Niego zadzwonić?
Wszelkie próby dodzwonienia się do Niego spełzły na niczym. Nie wiedziałem co sądzić na ten temat, zatem postanowiłem po pracy podjechać do Niego. Niestety, nie zastałem Go.
Wróciłem do domu przed 1-ą w nocy cały czas myśląc o Stanie. Po prostu nie dawał mi spokoju.
Wziąłem gorącą kąpiel i położyłem się spać. Moją ostatnią myślą była : Mam nadzieję, że nic złego się nie stało.
W piątek o 9-ej byliśmy z bratem umówieni na obejrzenie ostatnich dwóch nieruchomości. Obaj byliśmy na miejscu przed czasem. Oba ostatnie domy bardziej mnie podpasowały aniżeli bratu.
Cztery sypialnie i wielki ogród, czyli tak jak chciałem, ale i cena większa. Jak na razie żaden z nas nie ma swojego upatrzonego domu, więc chyba na tych propozycjach się nie zakończy. Pożyjemy – zobaczymy.
O 12-ej byłem na uczelni, zaliczając kolejny materiał, tym razem z hiszpańskiego. Tego powtarzać na szczęście już nie musiałem. A o 3-ej udałem się do pracy.
W międzyczasie zadzwonił Mario z propozycją pracy. Co prawda szukam pracy, ale nie chcę się ładować w podobne gówienko w jakim jestem aktualnie. Gówienko, w którym atmosfera jest aktualnie tak niezdrowa i chora, że przychodzę, odwalam co swoje i wychodzę. Umówiłem się z Mario na poniedziałek na rozmowę wstępną. Zobaczymy co mi zaoferują.
Przed 11-ą przyszedł do mnie do pracy Tom i powiedział, że idziemy gdzieś do klubu. Zabawić się.
Nie miałem nic przeciwko. Mało tego, strasznie tego potrzebowałem. Jakoś, mało mnie interesował fakt, że dnia następnego muszę być na godzinę 8-ą rano w pracy. Chciałem się rozerwać i zabawić.
Poszliśmy do Affinity a następnie do Plug'a. W tym ostatnim ochroniarze robili jakieś problemy względem mojego sportowego obuwia, ale w końcu im przeszło i moment później obaj bujaliśmy się w rytm house zapodawanego przez DJ'a.
Musiałem wyjść do toalety, w końcu piwo dawało o sobie znać, nie tylko w głowie :P
W kiblu spotkałem Steve'a – instruktora z siłowni. Na mój widok zaczął piszczeć jak 15-o latka zobaczywszy swojego idola. Wciągnął mnie do kabiny i zaczął całować. Gdy w końcu udało mi się oswobodzić z jego objęć, oświadczyłem, że nie jestem sam. Nie wiem czy zrozumiał czy też było mu już wszystko jedno, ale wyciągnął torebkę z kokainą. Wysypał trochę na kartę bankową, drugą utworzył dwie ścieżki, po czym jedną sam wciągnął a drugą zapodał mnie.
- Here we go again – No to zaczynamy imprezkę – przeszło mi przez myśl.
W kilkutysięcznym tłumie, w końcu udało mi się odnaleźć Toma, który i tak był już nieźle wcięty aby zauważyć, że właśnie wciągałem koks.
Bawiliśmy się do 3-ej nad ranem, po czym pojechaliśmy do mnie. Tom był wykończony. Ja również. Dziś nici z przytulanek. Zasnęliśmy jak potulne baranki.
O 6:30 myślałem, że wywalę budzik przez okno. Łeb mi pękał, kac żyć nie dawał a wyschnięte na pieprz gardło darło się wniebogłosy o choć kroplę wody. Tom spał w najlepsze, nie słysząc nawet budzika, ani tego te kurwię pod nosem. Zlazłem do kuchni, z zamkniętymi oczami zaparzyłem kawę po czym udałem się do łazienki i wziąłem prysznic. O wpół do 8-ej zadzwoniłem do Clare z którą miałem tego dnia pracować, że będę później o jakieś 15 minut, bo się nie wyrobię. Byłem 45 minut spóźniony. Żadne z nas jakoś się tym faktem zbytnio nie przejęło.
Kwadrans przed 9-ą, gdy Clare mnie zobaczyła, oświadczyła jedynie:
- U la la. Zaszalałeś.
- Shiii... nie tak głośno – poprosiłem.
Poszedłem do biura w którym udawałem, że bardzo ciężko pracuję, a tak naprawdę robiłem wszystko aby nie robić nic. Miałem ochotę wrócić do łóżka, ponownie przytulić się do Tom'a i zasnąć. I tak przebiegł mi cały dzień w pracy aż do godziny 5-ej.
Byłem wykończony i nie miałem ochoty na jazdę tramwajem czy autobusem w godzinach szczytu. Zamówiłem taxi i 20 minut później byłem w domu.
Nie zwracając uwagi na nic udałem się do sypialni i walnąłem się do wyra. Niestety Tom'a już w nim nie było. Wcześniej poprosiłem brata aby obudził mnie przed 9-ą.
Musiałem zasnąć od razu, bo nic nie pamiętam. Ale może to i lepiej.
Zgadnie z prośbą braciak obudził mnie o 9-ej wieczorem. Chyba potrzebowałem tego snu, bo udało mi się w miarę dojść do siebie.
Po przebudzeniu i zejściu do kuchni pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, było zajrzenie do lodówki. Żołądek mnie ściskał z głodu. W końcu cały dzień nic nie jadłem. Niestety, w lodówce nie znalazłem nic co mogło by mnie jakoś specjalnie zainteresować. Moja głowa i mój żołądek podpowiadały mi jedno: JOGURT OWOCOWY.
Myśl o jogurcie nie dawała mi żyć, zatem ubrałem się i poszedłem na sklepu. Jeżeli tak się czują kobiety w ciąży to szczerze im współczuję. 10 minut później zajadałem jogurt truskawkowy, jednakże moja ochota na tenże przeszła mi szybciej niż przyszła. W połowie odłożyłem kubeczek i udałem się do łazienki, wziąłem gorąca kąpiel i przed 11-ą byłem gotowy na wyjście do klubu, gdzie byłem umówiony ze Stanem.
Taxi przyjechało na czas, ale mgła, która pojawiła się nagle była tak ogromna, że nie było widać własnych dłoni. Taksówkarz, trasę, którą zwykle inni pokonują w 15 minut, pokonał w 45.
Byliśmy ze Stanem umówieni w nowym klubie IDentity. Kolejny gejowski moloch na kilka tysięcy osób.
Klub ogólnie ma fajny i nowoczesny wygląd. Dwa piętra, kilka barów, chillout room, darkroom i jednego fajnego barmana imieniem Dan :)
Stan czekał na mnie na dolnym poziomie przy barze. Na dzień dobry zapytałem, czemu nie odbiera moich telefonów. Odpowiedział, że nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Zrozumiałem, sam nie raz i nie dwa, również nie mam ochoty rozmawiać z kimkolwiek.
Stan pochłaniał niewyobrażalne ilości alkoholu, w końcu nie wytrzymałem i sam zapytałem co jest grane.
- Dziwka, zostawiła mnie – wypalił w pewnym momencie.
- A czego się spodziewałeś? - odpowiedziałem. - Każdy, poza nią znał prawdę. Nie byleś z nią szczery, zresztą nadal nie jesteś, nie wspominając już o tym, że szczery nie jesteś z samym sobą. Czego się spodziewałeś? Podziękowań? Zrozumienia? Wybaczenia? Że będziesz miał przygodę z facetem i będziesz to kontynuował przy każdej możliwej okazji i zachciewajce? Stan! Na jakim świecie Ty żyjesz? - Musisz zdecydować, czego chcesz od świata, od siebie i od innych.
Stan zamilkł. Nie rozmawialiśmy już więcej na ten temat. Tego wieczora obaj bawiliśmy się tak jak wcześniej. Razem. Cudownie i wspaniale.
O 5-ej nad ranem Stan zaproponował abyśmy pojechali do niego. Odmówiłem. Powiedziałem Mu, że jeśli w końcu coś przemyśli, zdecyduje się na coś to niech da mi znać... pocałowałem Go namiętnie na dowidzenia i złapałem pierwszą taksówkę. Do której wszedłem nie oglądając się za siebie. W taksówce myślałem cały czas o Stanie. Czy aby na pewno dobrze postąpiłem. Nadal tego nie wiem.
Byłem w domu przez 6-ą nad ranem, a gdy kładłem się spać nadal o Nim myślałem.
_______________________
Jego pamiętniki leżą u mnie w sypialni. Ale udaję, że nie mam czasu, że jestem zajęty , a tak naprawdę boję się je czytać. Potrzebuję czasu.
_______________________
Wiele osób mnie się pyta czy z Tom'em to coś na poważnie. Zatem odpowiadam.
Każdą swoja przyjaźń biorę bardzo na poważnie. Tom jest dla mnie kimś specjalnym i wyjątkowym. Przyjacielem. Jednakże, bardzo wiele brakuje abym powiedział : kocham Cię.
To musi wystarczyć ;)
10 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz