poniedziałek, 10 listopada 2008

I kto, tu kurwa, jest gwiazdą?

Wtorek – Niedziela

Cały tydzień na wariackich papierach. Jak nie oglądanie nieruchomości to spotkania w sprawie nowej pracy, a nawet jak nie to, to praca, uczelnia lub nauka...

Jestem zmęczony.. Na serio zmęczony i czasem mam ochotę jebnąć to wszystko w cholerę i niech się dzieje co chce.

We wtorek miałem dwa, umówione wcześniej spotkania z ewentualnymi pracodawcami. Rozmowy przebiegły .. hmm....- aby nie powiedzieć zwyczajnie - przebiegły po prostu zwyczajnie :P

Nie sądziłem, że aż tyle energii, czasu i uwagi będę musiał poświęcić na to przedsięwzięcie. A jednak.

O szukaniu własnego domu nie wspominam. Bo ten temat doprowadza mnie do kurwicy.

Ostatnie dwie nieruchomości, nie dość, że nie spełniały warunków przedłożonych ani przeze mnie ani braciaka, to do tego koszt dziwnym trafem zwiększył się o drugie tyle. Nic, tylko idzie się powiesić lub pociąć tępym nożem.


W środę zaczęło się. Od białego rana. Guy Fawkes Night – czyli święto z okazji rocznicy zamachu na Izbę Lordów i próby jej wysadzenia w powietrze. Tego dnia, nawet przez pięć minut nie dało się nie usłyszeć lub nie zobaczyć sztucznych ogni czy petard. Co gorsza, nie spodziewałem się i nie liczyłem, aby obchody tegoż święta, skończyły się szybciej jak w przyszłym tygodniu.

Wszelkie próby skoncentrowania się na środowym teście z walijskiego, spełzły na niczym i nadal nie wiem jak w ogóle udało mi się ten test zaliczyć.

Przed 19-ą przyszedł Tom z kolejną porcją filmów. Tym razem wieczór postanowiliśmy spędzić z horrorem. Silent Hill, Saw IV i Hostel III.

W momencie największego napięcia zadzwonił telefon. Obaj podskoczyliśmy do góry. To dzwonił Nicksy (DJ Essenstial – Manchester) z pytaniem, czy nie mógłbym grać dla nich dnia następnego. Potrzebowali kogoś pomiędzy 1-ą a 3-ą w nocy.

- Czyżby nie mieli już nikogo lepszego???

Zgodziłem się. Prawdę powiedziawszy, liczyłem na spotkanie z Gary'm H. Moim bożyszczem z GayDarRadio. Koleś potrafi rozłożyć na łopatki swoimi umiejętnościami dj'skimi!

Po seansie filmowym, Tom chciał uciekać do siebie. Nie udało Mu się. Zatrzymałem Go namiętnym pocałunkiem i propozycja wspólnej, długiej kąpieli. Która okazała się na serio długą. Przed 3-ą nad ranem wspólnie udaliśmy się do sypialni.. ale zasnąć nadal nie mogliśmy. Nasza bezsenność została wykorzystana. Aż do 5-ęj nad ranem.

W czwartek, 3 godziny później obaj musieliśmy być na zajęciach. Obaj kurwiliśmy, obaj chcieliśmy wracać do cieplutkiego wyra.

Nawet udało Nam się nie spóźnić. Tom pobiegł na zajęcia z psychologii, a ja na pedagogikę.

Dziwnym trafem przetrwałem do południa, po czym, biegiem udałem się na kolejne spotkanie w spawie pracy. Spotkanie okazało się porażką – nie mam zamiaru wchodzić w jeszcze większe gówienko w jakim się znajduję teraz.

Na 14-ą musiałem być w pracy.

Praktycznie nie zdążyłem wejść do środka, nim się dowiedziałem o „nowościach”, że Kathy, Jack oraz Clare zrezygnowali z pracy i że Reesche chciałby ze mną porozmawiać.

Starałem się opanować, ale nie mogłem. Parsknąłem śmiechem. NIKT nie zakumkał o co chodzi. Może i lepiej?!

Reesche próbował pogadać ze mną tego popołudnia kilkakrotnie. Za każdym razem udałem, że nie mam czasu i że jestem zajęty. Nie chciałem z nim rozmawiać. Zresztą po co? Decyzja o zmianie pracy już dawno została podjęta, a liczne, wcześniejsze, moje rozmowy jakby jednym uchem wpadły drugim wypadły. Nie ma sensu ciągnąć tego dalej i bawić się w podchody.

O wpół do dziesiątej wieczorem byłem umówiony z Tomem na późną kolację na mieście. Przyszedł wcześniej do mnie do pracy i bezpośrednio stamtąd udaliśmy się do Wok-Manii na jakieś chińskie żarcie. Nie siedzieliśmy długo. Efekt niewyspania ostatniej nocy obojgu dawał się we znaki. Obaj byliśmy zmęczeni. Jakąś godzinę później pożegnaliśmy się wymieniając przed wejściem do lokalu namiętne buziaki. Po czym obaj złapaliśmy po taksówce i udaliśmy się w swoich kierunkach. Tom do akademika, ja do siebie, do domu.

Szybki prysznic i już leżałem w wyrku. Nie wiem kiedy, zasnąłem jak dziecko.


Obudziłem się o 7-ej rano. O ósmej musiałem być w pracy, w której jakoś musiałem wytrzymać do 15-ej. Nawet się udało bez większych problemów. Następnie, popędziłem do biblioteki uniwersyteckiej, bo jedynie tam mogłem znaleźć potrzebne mi materiały do projektu z hiszpańskiego.

W końcu po dwóch godzinach szperania w milionie książek udało mi się znaleźć to czego szukałem. Następnie zadzwoniłem do Toma, pytając czy jedzie dziś wieczorem ze mną do Manchesteru. Niestety. Miał sporo zaległości i musiał to kiedyś nadrobić. Poprosił również, abym nie robił żadnych planów na niedziele, bo ma pomysł jak mi wynagrodzić fakt, że tego wieczora nie może ze mną pojechać. Starałem się dopytać, co takiego wymyślił specjalnego na niedzielę, ale pomimo podchodów wszelakich, nie zdradził nawet rąbka tajemnicy.

Z tą niewiedzą i różnymi domysłami co do niedzieli, wróciłem do domu, wziąłem długi prysznic i zjadłem zamówione wcześniej tajskie żarcie. Nie mam pojęcia co to było, ale smakowało fajnie i było cholernie ostre. Zjadając ostatni kęs musiałem otrzeć czoło, które pokryte było kroplami potu. Oczy mi łzawiły, ale byłem męski i dzielny. Zjadłem wszystko :) Wypita butelka pepsi nie ugasiła mojego pragnienia. Przez dłuższy czas, co i rusz podchodziłem do kranu, aby napełnić szklankę lodowata wodą. W końcu pieczenie przeszło samoistnie a ja moglem się skupić na przeglądaniu swojej płytoteki i wybraniu czegoś na dzisiejszą noc.

Nie jestem najlepszym DJ'em. Robiłem to zaledwie kilkanaście razy w swoim życiu i nadal mnie zastanawia, czemu Nicksy zadzwonił akurat do mnie, skoro mógł do miliona innych, lepszych. A do tego Essential to klub z renomą na skalę światową, porównywany do londyńskiego Heaven. Najgorsze, to fakt, że miałem straszną tremę. Grałem dwukrotnie w Essential i znałem już ten sprzęt, ale to nie zmieniało faktu, że moglem coś spieprzyć. A tego bym na serio nie chciał.

Pięć po dziewiątej miałem przedostatni pociąg do Manchesteru. Na dworcu byłem pół godziny wcześniej. Chciałem jeszcze, na spokojnie napić się mocnej kawy przed podróżą i zapalić papierosa.

Pociąg był punktualnie i punktualnie o 10-ej byłem na Manchester Piccadilly, skąd miałem 5 minut piechotą do klubu. Cudowna i wspaniała atmosfera panująca w Manchesterze daje się odczuć jeszcze na dworcu. Nowości techniczne i budowlane wdzierają się w każdy możliwy zakamarek tego miasta wręcz siłą.

Nie spieszyłem się do klubu, miałem sporo czasu, który postanowiłem poświęcić na zwiedzenie tylko mnie znanych - z wcześniejszych, wielokrotnych wizyt w Manchesterze – miejsc.

Piccadilly to doskonałe miejsce, z którego wszędzie jest blisko i wszędzie łatwo trafić. To taki punk centralny, miejsce spotkań, niczym warszawska kolumna Zygmunta lub metro centrum.

Przechodząc się, utartymi szlakami, dotarłem do samego centrum, gdzie na placu, jak zawsze było mnóstwo ludzi, przeważnie studentów, zapatrzonych w ulicznych artystów. Ludzi, którzy jeszcze się nie zdecydowali jak i gdzie spędzą ten wieczór a raczej noc. A wybierać jest naprawdę w czym.

Pokręciłem się trochę, przeglądając sklepowe wystawy, aż dotarłem do deptaka, którym idąc prosto, dotarłem do knajpy znajomych. Wszedłem na moment, przywitać się i wypić kolejną tego dnia kawę. Chwilę pogadaliśmy, powspominaliśmy i umówiliśmy się na jakąś dłuższą wizytę.

Tą samą trasą wróciłem do centrum, a stamtąd poszedłem do Gay Village i na Canal Street czyli dzielnicy gejowskiej, w której nawet żarcie jest przegięte. Kluby, bary i knajpy prześcigają się w zdobyciu klientów każdej nocy, wymyślając co i rusz nowe atrakcje.

Przed północą zjawiłem się w końcu w klubie, w którym, zapewne od jakiegoś już czasu panował gwar i tłok. Wszystkie bary oblężone, podobnie jak i 3 parkiety. Lokal składa się z trzech kondygnacji, gdzie na każdej z nich jest grana inna muzyka. W sali głównej odnalazłem za konsoletą Nicksy'ego. Przywitałem się i podziękowałem za zaproszenie. Pogadaliśmy chwilkę, po czym zapytałem, gdzie dziś mam grać. Odpowiedział, że na samej górze, na zamkniętej imprezie sponsorowanej przez „Zubrowska” (zapisałem jak usłyszałem). Nie zajarzyłem w pierwszej chwili przez co lub przez kogo jest sponsorowana ta impreza, aż do momentu, gdy nie zobaczyłem wielkiego plakatu promującego Żubrówkę – skądinąd nie wiedzieć czemu, nazywaną Zubrowska.

Przeciśnięcie się na samą górę, łatwe nie było. Na serio było tłoczno, a ludzi nadal przybywało.

Przy deckach stała Aphrodite, czyli rezydentka Essential. Gdy w końcu mnie zobaczyła, pomachała do mnie i gestem zaprosiła za konsoletę. Byłem i zdenerwowany i podniecony, za chwilę sam miałem objąć stanowisko DeeJay'a. Rozejrzałem się wokół, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu i czy coś się zmieniło. Na szczęście, wszystko było tak jak pamiętałem z ostatniej imprezy kilka miesięcy temu. Chciałem napić się drinka, na tremę, ale znałem panujące tu zasady : Pijesz – Nie grasz! W sumie bardzo słuszna zasada, której wszyscy się trzymają. Ja również zamierzałem.

Kilka minut przed samą 1-ą w nocy Aphrodite podziękowała zebranej publice, zapowiadając mnie. Jako specjalnego gościa (???what the fuck??? ) z Polski, skąd pochodzi Zubrowska. Spojrzałem na nią i zrobiłem minę jak bym za moment miał ją udusić gołymi rękoma.

Byłem wściekły. Po jasną cholerę wspominała, skąd jestem? Komu i na co to potrzebne. Towarzystwo już i tak mające nieźle w czubie jutro tego pamiętać nie będzie, podobnie jak i mnie, ale całą imprezę będą mnie zaczepiać i wypytywać o jakieś pierdoły.

Zanim opuściła konsoletę, zapytałem czy jest Gary H. Odpowiedziała, że zaniemógł.

Kawałek, który na sam koniec zapodała Aphrodite dobiegał końca, zarzuciłem na ruszt Axwella i I found U, przygasiłem światła i czekałem. Nie zrobiłem żadnego przejścia, po prostu z cierpliwością czekałem aż sam usłyszę rozmowy ludzi zebranych w tej sali. Gdy w końcu usłyszałem, zapodałem pierwsze dźwięki wcześniej przygotowanego utworu i automat sterujący oświetleniem. Na tym zawsze można polegać i nie trzeba się zajmować kilkoma rzeczami naraz a jedynie skupić na samym graniu. Czterokanałowy Pioneer DJM700 to prawdziwa, profesjonalna machina, która potrafi wyczyniać cuda i cudeńka i z pierwszego, oryginalnego utworu, trwającego trochę ponad trzy minuty, wymodziłem ponad piętnaście. Już wiedziałem, że wszystko będzie dobrze i że wszystko sprawnie mi pójdzie. Już o nic się nie martwiłem i niczego się nie obawiałem.

Nawet, ludzi wiecznie proszących o jakieś kawałki, których i tak nie zamierzałem grać tej nocy. Miałem przygotowaną swoja playlistę i tego zamierzałem się trzymać.

Przed 2-ą w nocy przyszedł do mnie Nicksy, pytając, czy wszystko w porządku. Odpowiedziałem, że w jak najlepszym. Po czyj jego głowa zwróciła się w stronę wejścia. Moja mimowolnie również. W wejściu do tej sali stała sama Tyra Banks!!!

- Zapomniałem Ci powiedzieć. Tyra jest dzisiejszym gościem specjalnym. – oświadczył mi Nicksy, po czym obrócił się na pięcie i poleciał się z nią przywitać.

Ponownie tego wieczora, byłem wściekły. Czemu nikt mnie o tym nie poinformował wcześniej?

Chwilę później cała gromada ludzi wepchała mi się za konsolę. Wiedziałem, że wszyscy managerzy jak i DJ'e chcieli pokazać się tłumowi w towarzystwie Tyra'y, ale czy ktokolwiek z nich zdawał sobie sprawę, jak bardzo mi przeszkadzają? Jestem pewien, że nie!

Gdy tylko Tyra zdążyła się wgramolić za konsolę od razu zrzuciła część moich płyt. Spojrzałem na nią wściekle, a ta zaczęła mnie przepraszać. Przez zęby wydusiłem z siebie, że nie ma sprawy i starałem się wrócić do grania. Ta jednak nie poprzestała na tym, pytając, czy zagram dla niej coś Davida Guetty. Spojrzałem na nią i prosto z mostu odpowiedziałem: Nie!

Popatrzyła na mnie, tymi swoimi olbrzymimi oczami, nie dowierzając, w to co przed chwilą usłyszała. Stojący za nią Nicksy, wyglądał jak by za moment miał się rozpłakać, a ja stałem przed tą całą szopką z obojętną miną. Tyra przewróciła jedynie oczami po czym powiedziała:

- Masz rację! To Ty jesteś tu dziś gwiazdą.- Po czym pocałowała mnie w policzek.

Nicksy i cała reszta jakby zaczęli ponownie oddychać. Ja się odwróciłem i w ogóle się już więcej niczym i nikim nie przejmowałem.

Schodząca ze sceny Tyra, o mało co nie wywinęła orła, ale któryś z jej ochroniarzy ( a może przydupasów) podtrzymał ją w ostatniej chwili. Pokręciła się jeszcze przez jakiś moment po czym zaczęła się zwijać. Przed wyjściem pomachała do mnie a ja do niej. Wiedziałem, że to jedyna osoba dzisiejszego wieczora, która będzie mnie pamiętać.

Dzięki bogu, zbliżała się trzecia nad ranem, a mój czas grania dobiegał końca. Chwilę przed trzecią zjawił się Nicksy i Aphrodyte. Ta ostatnia miała grac ponownie po mnie. Nicksy, popatrzył na mnie, pokręcił głową i powiedział, że na serio byłem gwiazdą dzisiejszej nocy, bo Tyra i całe jej towarzystwo o niczym i o nikim innym nie rozmawiali. Jedynie o mnie.

- Rozumiem, że dzisiaj piję i bawię się na koszt firmy? - Właściwie bardziej oświadczyłem niż zapytałem.
- Yyyy! Jasne! - Wydusił z siebie, ponownie kręcąc głową z niedowierzania.

- No cóż! Ktoś tutaj jest gwiazdą :)

Bawiłem się na maxa! Takiej ilości Żubrówki - przepraszam – Zubrowskiej, nie pochłonąłem chyba przez całe swoje życie, aniżeli tej nocy. Jacyś ludzie co i rusz do mnie podchodzili i ściskali mi dłoń. ( po co?)

O 6-ej nad ranem, napruty w trzy dupy, powiedziałem sobie : Dość!!!

Pożegnałem się ze wszystkimi, po czym udałem się w kierunku Piccadilly. Na szczęście, na zewnątrz było jeszcze ciemno, więc nie miałem efektu stroboskopu, a co za tym idzie, w jednym kawałku, patrząc na jedno oko ( drugie było baaardzo zmęczone :P ) udało mi się dotrzeć do celu.

Pierwszy pociąg powrotny miałem za dwadzieścia minut. Ten czas poświęciłem na odnalezienie coffe shopu i zamówienie potrójnego espresso oraz na papierosa. O ile udało mi się w miarę sprawnie wydukać z siebie sprzedawczyni, że moim marzeniem jest mocna kawa, o tyle z podpaleniem papierosa poszło mi już gorzej. Męczyłem się przez pięć minut, aż w końcu zapalniczka zapaliła, a ja poczułem w płucach, cudowny dym papierosowy.

- Tego było mi potrzeba! - Powiedziałem na głos sam do siebie.

Następnie, udałem się na peron, na którym stał już mój pociąg. Wszedłem do środka i zapytałem napotkanego konduktora, czy aby na pewno ten pociąg jedzie do Sheffield i gdzie ma stację końcową. Odpowiedział, że jedzie i kończy właśnie w Sheffield.

Lepiej już być nie mogło. Poprosiłem go, aby w razie czego obudził mnie na miejscu, po czym ulokowałem się w pierwszym lepszym fotelu. Mogłem wybierać i przebierać w miejscach, bo pociąg był praktycznie pusty. Ale nie miałem już na to siły.

Godzinę później, konduktor, wedle mojej prośby, starał się mnie dobudzić. Gdy mu się w końcu to udało, podziękowałem i udałem się grzecznie w kierunku postoju taksówek. Wsiadłem do pierwszej i 20 minut później padłem do wyra.

Rzadko mi się zdarza spać w ubraniu, ale tym razem to miało miejsce. Gdy się przebudziłem, na budziku dochodziła 2-a po południu.

- Dobrze, że chociaż buty zdjąłem. - Pomyślałem, gdy w końcu doszedłem do siebie, jako tako.

Zlazłem na dół i poprosiłem brata o kawę, sam udając się z paczką papierosów do łazienki a następnie do gorącej wanny pełnej piany.

Wiedziałem, że to mi pomoże. Chwilę później braciak przyniósł mi kawę, którą, jeszcze gorącą wypiłem jednym duszkiem. Wręczając kubek z powrotem bratu. Ten jedynie popatrzył na mnie i pokręcił głową.

Zanurzyłem głowę pod wodę i leżałem tak, tak długo aż płuca nie zaczęły się domagać tlenu. Było mi tak dobrze, tak błogo.
Półtorej godziny moczenia dupska w gorącej wodzie, doprowadziło mnie, i moje ciało do używalności.

Co prawda, żołądek nadal szwankował i nie chciał myśleć o jedzeniu, ale bynajmniej mi to nie przeszkadzało.

Pokręciłem się trochę po mieszkaniu, odebrałem pocztę, na którą i tak nie miałem zamiaru tego dnia odpowiadać, połaziłem po jakichś portalach i stronach, po czym musiałem się wyszykować do pracy na 17-ą. Bardzo mi się nie chciało tego dnia nigdzie wychodzić. Ale jak mus to mus.

W pracy miałem stos pracy papierkowej, na którą bynajmniej ochoty nie miałem. Moja głowa i moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Przypomniałem sobie o prośbie Toma i o nie planowaniu niczego na niedzielę. Złapałem za telefon i zadzwoniłem do Niego.

- To co? Jaki masz plan na niedzielę? - Wypaliłem od razu.
- Po pierwsze: Dobry wieczór, a po drugie : dowiesz się w niedzielę. - odpowiedział.

I ponownie, jak za pierwszym razem tak i tym nie dał się podejść, aby uszczknąć choć malutkiego rąbka tajemnicy.

Pogadaliśmy dłuższą chwilę ( półtorej godziny :P ) i opowiedziałem Mu o spotkaniu z Tyrą Banks. Gdy skończyłem, zaczął się śmiać i powiedział, że jestem nieprawdopodobny. Upewniłem Go, że doskonale o tym wiem, ale, że nadal może mi to powtarzać :)

Umówiliśmy się na jutrzejszy (sobotni) wieczór. Będzie u mnie nocować.

Starałem się wrócić do obowiązków, ale nic z tego nie wyszło, cały wieczór spędziłem na nicnierobieniu w biurze i nie miałem z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.

Po powrocie do domu, wziąłem szybki prysznic i zarzuciłem „Efekt motyla”. Dawno nie oglądałem tego filmu, a cholernie go lubię. W międzyczasie przypomniałem sobie, że nic nie jadłem cały dzień, ale byłem na tyle leniwy, że nie chciało m się nic robić do jedzenia, a już tym bardziej dzwonić po coś na dostawę. Po filmie, głodny, udałem się do sypialni i szybko zasnąłem. Zresztą znowu musiałem być dnia następnego na 8-ą rano w pracy.


W sobotę, w końcu udało mi się uporać z całą papierkową robotą. Od rana siedziałem nad tym wszystkim, starając się dojść do ładu i składu. Przed piątą po południu w końcu się udało.

W międzyczasie, Reesche, wielokrotnie próbował podchodów, aby ze mną porozmawiać, a ja uparcie udawałem, że jestem zajęty. Prawdę powiedziawszy, byłem naprawdę zajęty. Chciałem mieć za sobą tą papierkową robotę.

Punktualnie o 17-ej wyszedłem z pracy. Po drodze wstąpiłem do H&M i dokonałem zakupu dwóch koszulek ( różowa i biała), oczojebnej, żółtej czapki oraz w takim samym kolorze torby. Sklepy obuwnicze omijałem szerokim łukiem. Brat zapowiedział mi, że jak zobaczy nową parę butów to wyrzuci mnie wraz z nimi :) LOL

Po 6-ej byłem w domu. Wściekle głodny ( od przedwczoraj nic nie jadłem) dopadłem lodówkę i pożerałem wszystko co napatoczyło mi się pod rękę. Siedząc na podłodze, przy otwartej lodówce i wcinając kabanosa, brat przyszedł do kuchni i powiedział, że ktoś dzwonił w sprawie pracy. Zostawił wiadomość na sekretarce.
Wiadomość była najmniej ważna. Nawet nie zamierzałem jej odsłuchiwać tego dnia.

Parę minut później zjawił się Tom, z torbą wypchaną po brzegi. Widząc mnie siedzącego przed lodówką, zapytał, czy może dołączyć do mnie. Zrobiłem więcej miejsca i chwilę później obaj pałaszowaliśmy zawartość lodówki, świetnie się przy tym bawiąc i karmiąc nawzajem.

W pewnym momencie zaczęliśmy się wygłupiać jak małe dzieci. Tom wysmarował mi twarz ketchupem, ja, nie pozostając Mu dłużny, majonezem a następnie musztardą, którą i On w końcu dopadł, wyrywając mi butelkę z dłoni.

Zaczęliśmy się śmiać z samych siebie. Tom nagle wstał, pogrzebał w szufladzie z pierdołami, czyli ze wszystkim i niczym, coś wyciągnął, następnie udał się do łazienki i wracając pokazał mi grzebień.

Nie miałem najmniejszego pojęcia co zamierza zrobić. Usiadł za mną i zaczął mnie czesać. Zrobił mi przedziałek przez środek głowy, po czym dwa kucyki. Następnie poprosił abym się odwrócił do Niego twarzą i wybuchł śmiechem, tak strasznym, że zwijał się ze śmiechu po całej kuchennej podłodze.

Wstałem i udałem się do łazienki, aby zobaczyć co też nawyprawiał z moimi włosami. Umorusany ketchupem i musztardą z dwoma kucykami wyglądałem niczym Pippi Langstrump. Sam zacząłem się śmiać z własnego odbicia w lusterku. Tom wyjął telefon i zaczął robić zdjęcia.

Sam poszedłem za ciosem i pobiegłem do schowka wynajdując różnego rodzaju materiały, w tym tiule, woale i inne alabastry. Zacząłem przebierać i ubierać Toma we wszystko co znalazłem robiąc Mu śliczną plisowaną spódniczkę z przezroczystego tiulu a la balerina, przewieszając przez ramię srebrny kawałek materiału, wiążąc to wszystko z tyłu. Gdzieś znalazłem czarną perukę na wiedźmowa modłę ( to zapewne z jakiejś Halloween'owej imprezy) i moment później sam starając się opanować śmiech robiłem Mu sesję zdjęciową, podczas której, Tom wyginał i przeginał się na maxa. Cudowny widok.

Brat, przestraszył się i uciekł do siebie do sypialni a Tom dopadł mnie i zaczął najpierw całować a następnie zlizywać całą zawartość lodówki, którą miałem na twarzy.

Podłoga kuchenna, choć dosyć chłodna okazała się najlepszym miejscem w tamtym momencie aby na zlizywaniu ketchupu, majonezu i musztardy nie poprzestać.

Dwie godziny później, nadal na podłodze paląc papierosy, postanowiliśmy wziąć szybki prysznic. Który, o dziwo, okazał się na serio szybki i udaliśmy się do sypialni. Tom poprosił abym ustawił budzik na 7-ą rano.

Czyś Ty zwariował??? - zapytałem. - Jutrzejszy dzień jest moim jedynym, całkowicie wolnym dniem od pracy i uczelni. Kiedyś muszę się wyspać i odpocząć. - powiedziałem.
Wiem, ale to ważne. Czym wcześniej wstaniemy, tym wcześniej zobaczysz niespodziankę, którą mam dla Ciebie. - odpowiedział.

Nie dyskutowałem już więcej. Bardziej interesowała mnie niespodzianka aniżeli, brak snu czy wypoczynku.

Tom wtulił się mocno we mnie a ja w Niego. Nie poprzestałem na tym i dalej drążyłem temat niespodzianki. Tom pozostał nie ugięty. Nie powiedział nic na ten temat. Pocałował mnie i życzył dobrej nocy. Nie długo zajęło mi zaśnięcie.
O 7-ej zadzwonił budzik. Tom obudził się pierwszy, pocałował mnie na dzień dobry, po czym zszedł na dół do kuchni i zaparzył kawę. Następnie dało się usłyszeć, że bierze prysznic. Chciałem do Niego dołączyć, ale jeszcze bardziej chciałem pozostać w łóżku.

Tom starał się mnie dobudzić kilkakrotnie, w końcu przed samą ósmą zrzucił kołdrę na podłogę, rzucił się na mnie i powiedział:

- Wstawaj śpiochu!
- Jeszcze pięć minut, mamusiu. - odpowiedziałem, udając bardzo zaspanego.

Uśmiechnąłem się i przytuliłem Go mocno do siebie.

Kawa, która była gotowa od blisko godziny, zaczęła działać od razu. A wraz z porannym papierosem poczułem, że dostaję skrzydeł.

Zimny prysznic sprawił jedynie, ze dobudziłem się do końca i wiedziałem co się dzieje wokół mnie.

Gdy skończyłem poranną toaletę, Toma zapytał ile czasu potrzebuję na wyjście z domu oraz wcześniejsze spakowanie cieplejszych ubrań. Odpowiedziałem, ze 20 minut powinno wystarczyć, po czym złapał za słuchawkę telefonu i zadzwonił po taxi.

Taxi było przed czasem, a ja na szczęście przed czasem gotowy do wyjścia. Nie było korków i jechało się cudownie. 15 minut później byliśmy na dworcu.

Tom poprosił abym poszedł po kawę a sam stanął w kolejce po bilety. Obaj kilka minut później spotkaliśmy się na środku dworca, wręczając sobie nawzajem kawę i bilety.

Gdy spojrzałem na swój bilet, miejscem docelowym miał być Manchester Piccadilly. Popatrzyłem na bilet i na Toma dziwnym wyrazem twarzy.

- Po co chcesz jechać do Manchesteru? - zapytałem.
- Przekonasz się za godzinę, a teraz chodźmy na papierosa – odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.

Nadal nie wiedziałem, co wymyślił i wykombinował tego dnia.

Po kawie i papierosie udaliśmy się na peron. Zaczekaliśmy kilka minut, po czym pociąg się w końcu zjawił. Wsiedliśmy i zajęliśmy pierwsze wolne miejsca obok siebie.

Tom złapał mnie za dłoń i nie wypuszczał aż do czasu, kiedy to nie wysiedliśmy w Manchesterze.

- Czy mogę zapytać, co robimy w Manchesterze i jaki jest powód wizyty w tym mieście? - zapytałem w końcu.
- To część niespodzianki. Tu mamy przesiadkę i 15 minut na papierosa. Proponuje od razu udać się na zewnątrz i zapalić. - Odpowiedział.

Nie musiał mnie do tego zmuszać ani namawiać. Chwilę później obaj paliliśmy przed wejściem na dworzec.

Jak się dowiedziałem, czasu nie mieliśmy za wiele, więc musieliśmy się streszczać.

Dwa szybkie papierosy później, wsiadaliśmy do kolejnego pociągu. Nie wiedziałem gdzie podążamy, do momentu kiedy Tom nie wręczył mi kolejnego biletu. Blackpool. To był cel niespodzianki. Tyle o tym mieście słyszałem i tyle czytałem, ale nigdy nie udało mi się tam pojechać. Tom zamierzał to zmienić. Udało Mu się. Zrobił mi niespodziankę i cieszę się, że do samego końca nie powiedział nic na ten temat.

Przed 11-ą byliśmy na miejscu, skąd od razu udaliśmy się do ZOO, w którym czekała mnie niespodzianka w postaci oceanarium. Będąc pod basenem wspólnie obserwowaliśmy, najpierw rekiny, następnie orki aż w końcu delfiny. Te ostatnie reagowały na dotyk szyby akwarium i zbliżały swoje cudowne mordki do szyby, gdy ktokolwiek dotknął tejże.

Siedzieliśmy na ławce, nad nami znajdowało się kilka tysięcy hektolitrów wody i wodnych stworzeń oraz roślin.

Cztery godziny później, Tom oznajmił mi, że i tak wszystkiego nie udało nam się zwiedzić i zobaczyć.

Na samo Zoo, a zwłaszcza część Safari potrzeba co najmniej dwóch dni. Do tej części nawet nie udało nam się dojść.

Z Zoo udaliśmy się do centrum , z którego jest rzut beretem do wszystkich mol w tym mieście.

Zaczęliśmy od północnego, pełnego sklepików z pamiątkami, kilkoma knajpkami, po czym udaliśmy się do centralnego, w którym przoduje, niczym w Londynie Diabelski Młyn.

Nie było możliwości abym się nie przejechał na tym kole, co też wspólnie, po odstaniu 25 minut z Tomem uczyniliśmy.

Po tych przeżyciach przeszliśmy się deptakiem dalej, w kierunku Pleasure Beach Blackpool, w którym znajduje się największy rollercoaster w Europie.

Pepsi Big Max One było moim wyzwaniem tego wieczora. Tom kilkakrotnie odradzał mi ten pomysł, ale ja postawiłem na swoim. Po odczekaniu co swoje w kolejce, w końcu usiedliśmy, wspólnie w trzecim wagoniku.

Przerażony, tym co wyczyniam, darłem mordę :

- Dawaj! Dawaj! Dawaj!

Tom zamknął oczy i nie otwierał ich do czasu zanim kolejka nie znalazła się na samej górze.

Ostatnie słowa, które pamiętam i które wykrzyczał, brzmiały: Kocham Cię!

Moja dłoń, którą ciskał z całej siły, straciła czucie wszelakie.

Brak komentarzy: