Środa.
Studia, które właśnie zacząłem, biorę bardzo na poważnie. Są moją bramą na przyszłość. Nie chcę przez całe życie robić tego co robię obecnie. Zresztą, blisko 17 lat w zawodzie to i tak więcej niż się sam po sobie spodziewałem. Potrzebuję zmiany, odmiany. Poza tym, nie ma co ukrywać – to ostatnia szansa na zmianę – stara dupa ze mnie. I jeśli nie teraz to już nigdy.
Dlaczego akurat filologia angielska, iberystyka i hebraistyka? Po kolei...
Filologia angielska przede wszystkim ze względu na miejsce w którym mieszkam. Nadal nie zdobyte, nie odkryte, nie poznane. Tutejsza kultura, obyczaje. To coś, co mnie fascynuje. Ale jeszcze bardziej fascynuje mnie historia tego kraju.
Iberystykę wybrałem głównie ze względu na Jose. Na fakt, że mam jedne z najwspanialszych wspomnień w moim życiu z pobytu w Hiszpanii. To taki hołd w kierunku naszego związku, naszej miłości, naszej przyjaźni, naszej znajomości.
Hebraistyka... hmm... to przede wszystkim ze względów na moje korzenie. Nic dodać nic ująć.
Tydzień przed zajęciami byłem już praktycznie gotowy. Gotowy na swój sposób. Czekałem jeszcze na przesyłkę w postaci zamówionej wcześniej torby. W końcu, w poniedziałek kurier dostarczył przesyłkę. Podniecony,otwierałem jej zawartość, próbując dostać się do środka. I milion metrów taśmy samoprzylepnej nie odwiódł mnie od żądzy dostania się do środka.
- Jest! - krzyknąłem!
W moich rękach znajdowała się nowiusieńka torebka na ramię w kolorze różowym z wielkim napisem : I love my Fag Bag!!!
Od razu spakowałem do niej wszelkie skoroszyty, zeszyty, długopisy i ołówki. A wszystko w kolorze różu. Z bocznej części torebki jest miejsce na wizytówkę. W takim że samym kolorze co sama torebka. Wyciągnąłem, różowym długopisem uzupełniłem brakujące pola i wsadziłem z powrotem. Byłem z siebie taki dumny!
Jestem gotowy!
W środę moja brama na przyszłość została otwarta. Bezwzględnie. Nie ma powrotu.
O godzinie 7-ej rano musiałem być na miejscu. Wstanie o 6-ej jakoś, dziwnym trafem nie było żadnym problemem.
Pierwszy meeting integracyjno – zapoznawczo – omówieniowo – plotkarski z Iberystyki przebiegł nadzwyczaj cudownie. Jose – o zgrozo, czy to przypadek czy zbieg okoliczności – jest naszym opiekunem grupy. Materiały do zaliczenia zawierają podstawy gramatyki z hiszpańskiego, portugalskiego oraz łaciny. Na zaliczenie mam 24 miesiące. Mogę to zrobić oczywiście nawet jutro, jeśli dam radę. Nie dam :P
O 9:30 odbył się zlot wszystkich z grupy filologi angielskiej. John – ciężki przypadek ( już to wiem) – nie okazywał żadnych uczuć. Na jego twarzy nie pojawiła się ŻADNA mina. Ni to radości, ni to smutku, ni to żadnego innego uczucia. Omówienie wszelkich spraw, planu zajęć przebiegło niczym w wojsku. Aaaaaaa!
Do 12:30 czyli do kolejnego spotkania, tymczasem w grupie hebraistyków miałem ponad pół godziny.
Pora lunchu w tym uniwerku wydawała mi się .. nie... nie wydawała.. była koszmarem. Tłum wypełzł zewsząd. Wszelkie próby dostania się do jednej z 5-u kawiarni znajdujących się na terenie uczelni graniczyły z cudem. A fakt, że nikogo nie znam, powodował, coraz większą żenadę i frustrację we mnie.
Nie na długo. Moja torebka przyciąga oczy! Jak się chwilę później okazało nie tylko oczy :P
Tom spojrzał na mnie, biednego, stojącego samotnie i mrugnął okiem. Wzrokiem wskazał wolne miejsce obok niego. Nie czekałem. Od razu poszedłem w jego i w jego towarzystwa stronę. Przywitałem się. I chwilę później wszyscy gadaliśmy jakbyśmy znali się od wieków. Po lunchu przeprosiłem i powiedziałem, że muszę uciekać na pierwsze zajęcia z hebraistyki.
Tom uśmiechnął się jedynie i powiedział: - Do zobaczenia.
10 minut później dowiedziałem się czemu tak powiedział. Wszedł do auli jako ostatni i usiadł obok mnie. Ja już dawno wyciągnąłem na biurko wszystkie swoje różowe przybory, które nota bene okazały się zbędne.
Usiadł. Spojrzał. I pokiwał głową uśmiechając się przy tym cudownie.
Sam przyjrzałem się temu wszystkiemu i się uśmiechnąłem. Brakowało mi jedynie jakiegoś ratlerka w torebce i mógłbym się czuć niczym Legalna Blondynka.
Byłem zawiedziony, że przez cały ten czas, czas meetingu, Tom nie spoglądał na mnie. A może spoglądał tylko o tym nie wiem? W każdym bądź razie udawał wsłuchanego w Josche. Wykładowcę i prowadzącego naszą grupę hebraistyki.
Przed godziną 14-ą wyszedłem z kilkoma kilogramami makulatury z którą nie wiedziałem co mam zrobić.
- To trochę za dużo jak na jeden raz. - Pomyślałem. - Ale nie poddam się. Dam radę.
10 lat temu
2 komentarze:
Noaś!
Zadziwiasz mnie!
Muszę przez weekend nadrobić zalegości w lekturze twojego bloga bo kwadrans przed wyjściem do pracy to za mało... :)
Ale ogólnie to ZAJEBIŚCIE z tymi studiami!
niom ;)
Też się strasznie cieszę... planowałem to juz od dawna, ale jakoś nie było sposobności i czasu. I choć czasu nadal nie ma to poprostu dłużej nie mogłem z tym zwlekać ;)
Any way - co to za przerwa u Ciebie na blogu? Co to ma w ogóle znaczyć? :) Buziaki
Prześlij komentarz