poniedziałek, 6 października 2008

Weekend

Sobota

Pomimo, mega zmęczenia, natłoku zajęć i obowiązków, sobotni wieczór postanowiłem spędzić z przyjaciółmi. Musiałem w końcu jakoś odreagować pierwszy tydzień na uczelni i nie tylko. W pracy też za wesoło nie było ostatnio. Wiecznie coś nie tak, wiecznie coś nie po mojej myśli, wiecznie coś jest źle.

Dosyć! Basta! Wystarczy! Mam tego dość! Nie musicie dokładać do pieca! Odpierdolcie się ode mnie i dajcie mi wszyscy święty spokój! Ja też mam życie. Mało tego, nie żyję samą pracą!

Brakuje mi strasznie Stana. Rozmawialiśmy kilkakrotnie przez telefon, ale to nie to samo. Stan się zmienił. Po prostu nie poznaję Go. Nie poznaje Jego zachowania. Niby wszystko jest w porządku.. ale jednak jak by .. jak by nie do końca. I co wkurza mnie najbardziej to fakt, że nie chce mi powiedzieć o co chodzi. Wrrrr!

Piątkową noc spędziłem z Olivierem i Jacques'em. Było fajnie. Jak zawsze. Ale moje myśli i ja sam, byłem chyba gdzie indziej. Oni robili swoje... tj dobrze mnie, ale ja, jakby w tym nie uczestniczyłem. I sam już nie wiem czy to na serio zmęczenie czy coś innego.

W sobotę pracowałem od 8-ej rano. O 17-ej skończyłem. Po piątkowej nocy miałem jedyne marzenie: Iść się wyspać. Jakoś nie dane mi to było. Godzinę udało mi się „odsapnąć” przeglądając lekturę obowiązkową z uczelni po czym telefonom i SMS'om końca nie było.

A propos uczelni i hebraistyki. Jako pierwszy, zaliczyłem egzamin ustny i pisemny z liczebników głównych i porządkowych. Musiałem sobie jedynie przypomnieć wszystko, a że wykład o liczebnikach bynajmniej do ciekawych nie należał, zrobiłem więc to podczas tegoż i 20 minut później zgłosiłem się na ochotnika. I choć mieliśmy na to dwa tygodnie czasu, to ja wolałem mieć to już za sobą. Nie muszę chyba dodawać, że ponownie byłem w centrum uwagi. Jak ja to kocham! Nawet Tom był zaskoczony i mi to odradzał. Ale ja wiedziałem, że jestem przygotowany do tego i zdam to z zamkniętymi oczami.

Ale wracając do sobotniego wieczora...

O 21-ej , dałem się w końcu namówić. Tom (yhy – ten sam, uczelniany! :P ) wydzwaniał do mnie co 5 minut. W końcu odebrałem telefon. Nie dał mi właściwie dojść do słowa, że jestem naprawdę zmęczony i jedyne o czym marzę, to przespać się w końcu. Po prostu podjął decyzję! O 23- mieliśmy się spotkać pod Carling Academy.

Największej dyskotece heteryckiej w Sheffield, w której (nota bene i o zgrozo!) jest najwięcej ciot! A właściwie same cioty! :P I wszystkie udają, że niby żadna ciotą nie jest. Bull shit!

Tak właśnie sobie pomyślałem, czy koleżanki chadzają do klubów heteryckich aby się wytańczyć i wyszaleć oraz na moment zmienić otoczenie czy też moda na heterola dopadła nie tylko mnie? A może jest jeszcze inny, nieznany mi powód? Nie ważne.

Gdy skończyłem rozmowę, a raczej monolog Toma, przystąpiłem do ciężkiej pracy. Tymczasem to ja obdzwaniałem znajomych i namawiałem na wyjście do klubu. Udało się. Jednakże, na samym początku zadzwoniłem do Mario (mój były ... manager :P, aktualnie w Cardiff, ale częsty gość w Sheffield), który ma pełno, różnych i różniastych kontaktów w Sheffield i poprosiłem Go o kilka darmowych wejściówek. 5 minut później oddzwonił i poinformował mnie, że mam ich 10. Jak ja go uwielbiam za to!

Następnie telefony do Clare, Katie, Jack'a, Matt'a, Reesche'ego, Anki, Adama i Grześka. Wszyscy, bez wyjątku, nie mieli nic przeciwko wyjściu tego wieczora do Carling Academy. Łącznie z Tom'em i mną było nas 10 osób. Zajeeeebioza!

O dziwo, nikt się nie spóźnił. Wszyscy byli na czas. Wiedzieli, że nie mogą się spóźnić, bo wejściówki vip'owskie, których byłem posiadaczem, były na określoną godzinę. Spóźnisz się – bulisz przy wejściu z door selection i nie masz pewności, że w ogóle wejdziesz.

Weszliśmy jako drudzy. I mega zaskoczenie! W środku całkowita pustka. Ale to totalna! Na parkiecie nikogo. Przy jednym z sześciu barów nikogo! Co jest grane? - zapytałem sam siebie robiąc przy tym minę dziecka, któremu ktoś zabrał lizaka.

Reesche i Clare zauważyli to i od razu mnie uspokoili. Żebym zaczekał pół godziny a nie dopcham się do baru. Nie chciałem i nie mogłem im uwierzyć. Zapełnienie 3 dancefloor'ów wymaga kilku godzin, nie pół. Myliłem się. O kurwa! W jakim ja byłem błędzie! Niespełna 15 minut później do klubu wlało się kilka tysięcy osób. Skąd oni wszyscy się wzięli? Pojęcia nie miałem. W momencie kiedy my wchodziliśmy do środka, przed klubem stała garstka ludzi, kwadrans później musiałem czekać po tequille 20 minut.

Klub jest tak gigantyczny, że łatwiej się zgubić niż odnaleźć, dlatego wspólnie ustaliliśmy, że naszym „centrum dowodzenia” będzie miejsce pod sceną w sali głównej, gdzie jakaś DJ'ka zapodawała starocie. Ja tymczasem postanowiłem przeszperać zakamarki. Tom, szwendał się za mną przez jakiś czas, aż w końcu ustąpił. Głupek! Po co? Dlaczego?

Na górze, odbywała się imprezka w stylu: techno, rave i house. Przez dłuższą chwilę, gdy wpadłem w rytm i byłem na parkiecie nie liczyło się nic i nikt. Byłem w swoich klimatach. Robiłem to co uwielbiam.

Następnie zszedłem na najniższy poziom, gdzie chill' out i ludzie tam przebywający spowodowali, że we mnie coś walnęło. Coś dużego i z mega szybkością. Chwilę później wiedziałem co to. W końcu przyszedłem tu z przyjaciółmi i nimi się powinienem zająć nie sobą. Czym prędzej udałem się w umówione miejsce, gdzie wszyscy świetnie się bawili przy dźwiękach DJ'ki, która w końcu się rozkręciła.

Tom tańczył samotnie. Podszedłem do Niego i wziąłem Jego dłoń w swoją. Przytuliłem się do Niego i w ucho powiedziałem:

- Przepraszam. Nie powinienem Was... Ciebie zostawiać samego. Przepraszam.

Tom nic nie odpowiedział, jedynie spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął. Jak wtedy, w środę, gdy najpierw zamrugał do mnie i spojrzeniem wskazał wolne miejsce przy stoliku w kafejce. Zaczęliśmy się całować, a Clare i Katie wydały z siebie niedwuznaczny dźwięk: Ooooooo!

Już wiedziałem że na tym : Oooooo! - się nie skończy. 10, może 15 minut później Wszyscy jakoś dziwnym trafem musieli gdzieś uciekać, namawiając nas przedtem, że obowiązkowo musimy jeszcze tej nocy wpaść do Dempsey's.

Doskonale wiedziałem, do czego wszyscy zmierzają. Tom jest uroczy i potrafi oczarować. Oczarował nie tylko mnie. Ale całe towarzystwo. Ma gadane. Właściwie w ogóle się nie zamyka i to mi imponuje. W końcu mam przeciwnika :P Ale boję się jednego. Tom, choć znamy się dopiero kilka dni, snuje jakieś plany. Albo tak mi się wydaje. Nie chcę tego. Nie myślę o przyszłości w taki sposób i myśleć nie chcę. Fajnie jest mieć kogoś u boku, na stałe, ale jeszcze fajniej jest móc robić wszystko na co ma się ochotę. Nie musząc dbać o to czy skarpetki i majtki są uprane. O nie! Przeszedłem przez to i wiem co mówię! Nie chcę. Nie jestem gotowy na coś poważnego. Tak mi lepiej.

Jako ostatni, około 3:30 nad ranem lokal opuścił Reesche, żegnając się, powiedział na ucho, abym zabrał Tom'a do Dempsey's lub bezpośrednio do siebie.

Spojrzałem na niego i aż nie dowierzałem swoim uszom. Jeśli mam cokolwiek zrobić tej nocy nie zrobię tego dla Was, kochani. Zrobię to dla siebie.

Kwadrans później Tom zapytał co robimy z tak ciekawie rozpoczętą nocą.

Co miałem robić? Zaproponowałem kolejny klub. Tymczasem gejowski. Zgodził się bez wahania. Kolejne 10 minut w taxi i byliśmy na miejscu. W Dempsey's tłumy. Wejście dla VIP'ów wolne. Wchodzimy. Udaję się bezpośrednio do baru. Muszę się napić! Dwie tequille na miejscu oraz dwie kolejne do stolika. Parkiet zawalony tłumem. Mimo to Tom chce się bawić. Ja w sumie również. Zawaliłem i tak swój odpoczynek, zatem niech też coś z tego mam. Idziemy na parkiet. Tom czule się do mnie zbliża i tuli mocno. Podoba mi się to cholernie. Nie chcę aby przerywał. Całuje moją szyję. Usta. Uszy. Ja, całkowicie się temu poddałem. Alkohol działał. Zauważył, że mam erekcję i nie zwlekał. Od razu zaproponował, że musimy opuścić lokal. Co też uczyniliśmy. Byłem tak podniecony, że żadne udawanie i zabawy w gry wstępne nie miały sensu. Taxi i prosto do mnie.

Po wyjściu z taxi Tom przywarł do mnie i staliśmy tak na deszczu, który właśnie padał blisko pół godziny. Żadnemu z nas jednak nie przeszkadzało, że jesteśmy przemoczeni do suchej nitki.

Na schodach do mnie, Tom ponownie zaczął, tym razem zdejmując ze mnie i z siebie wszystko co zbędne. 10 minut, później śmiejąc się z zaistniałej sytuacji, pozbieraliśmy wszystkie nasze ubrania i popędziliśmy wprost do mojej sypialni.

- Zrób co chcesz. - powiedziałem.

Zrobił. Chyba tego potrzebowałem?! Jednakże obawiałem się, że rozmawiamy po raz ostatni. Tak bywa najczęściej. Ulżyj sobie, ulżyj mnie i pa. Norma.

O 7-ej rano zniknął. Obiecał, że zadzwoni. Ja musiałem być w pracy na 1-ą. Byłem. Choć miałem wrażenie.. nie.. raczej byłem pewien, ze nadal mam w sobie koszmarną ilość alkoholu. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie. Ogólnie – dajcie mi moja podusię i już idę lulu :)

Nie odezwał się przez całą niedzielę i pół poniedziałku. W końcu zadzwonił, dziś. Przed 18-ą, pytając czy widziałem The Rocky Horros Pictures Show. Ponoć kultowy film. Odpowiedziałem, że nie. Na co On, że to dobrze się składa, bo właśnie grają w Sheffield ten musical i że jutro wieczorem musimy to zobaczyć razem.

Znowu mnie rozjebał.

Przed teatrem idziemy na kolacje.

Brak komentarzy: