Między hebrajskim a pedagogiką miałem blisko godzinne okienko. Nie miałem jakoś specjalnie ochoty na wychodzenie na miasto. Pozostałem na terenie uczelni. Nie byłem głodny. Z uczelnianej knajpy wziąłem jedynie wodę niegazowaną do picia i udałem się w kierunku placu głównego. Ni to polana ni to park ni to boisko. Wszystko w jednym.
Pomimo października, zżółkłych liści, zarówno na drzewach jak i pod nimi to pogoda dopisywała. Zamierzałem skorzystać z ostatnich promieni słońca w tym roku.
Rozłożyłem się centralnie.. na samym środku tegoż placu podkładając sobie pod głowę moją cudowną, różowa torebkę. Na uszach miałem słuchawki w których brzmiał Ivri Lider. Chyba nie istnieje żaden Jego kawałek którego nie znał bym na pamięć i którego bym po prostu nie ubóstwiał. Ivri to taka moja niespełniona miłość – niczym szczeniackie zaloty gówniarza do nauczyciela/nauczycielki.
Leżałem, słuchając Ivri'ego i cały czas patrząc w niebo. Na przemieszczające się, tylko sobie znanym sposobem chmury, co i raz zasłaniające słońce.
- Czemu, ludzie, wiecznie patrzą pod nogi, gdy nad nimi, istnieje najpiękniejsza rzecz. Niebo. Rzecz, której nie dostrzegają? - pomyślałem, jeszcze mocniej zadzierając nosa do góry.
Leżałem na jeszcze zielonej trawie, patrząc się w przemieszczające się chmury, raz to przymykając a raz otwierając oczy szeroko, wyobrażając sobie różne dziwne i tylko mnie znane postacie, zdarzenia, rzeczy związane z moim życiem. Każda z nich coś przedstawiała. A nawet jeśli nie, to moja wyobraźnia działała.
Kwadrans później dostałem SMS'a od Tom'a.
Gdzie jesteś?
Odpowiedziałem: Gdzieś pośrodku tego pieprzonego lasu bez drzew. Znajdź mnie :P
Przez kilka kolejnych minut zastawiałem się czy zakumkał i zrozumiał. Nadal patrzyłem w niebo.
Zrozumiał. Znalazł mnie.
Położył się na trawie o 180 stopni odwróconym ode mnie i zapytał : Co robię? Dotykaliśmy się czubkami głów.
Odpowiedziałem, że patrzę w niebo.
Również spojrzał i choć mrużył oczy od słońca, nie przestawał patrzeć.
- Co widzisz? - zapytałem wskazując mu kolejną chmurę.
- Nie bądź dziecinny! - odpowiedział.
- Co złego w fantazji? Każdy z nas je ma. Szkoda tylko, że nie każdy dąży do ich spełnienia. - odpowiedziałem.
Przez moment milczał.
- Widzę wielką plażę i palmy, i Nas. A w oddali szczyty górskie wiecznie pokryte śniegiem - powiedział po chwili. - Ale, proszę Cię, nie śmiej się z tego.
- Daj mi powód do śmiania. - odpowiedziałem.
Nie rozmawialiśmy więcej . Tom jedynie przypomniał, że jesteśmy umówieni na 6-ą w centrum.
Zamknąłem oczy i odpłynąłem. Pedagogika przebiegła jako tako, chociaż nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Nie chciałem wiedzieć.
O 12:30 byłem w pracy. Kolejny moment mega wkurwienia w moim życiu o którym nawet nie warto wspominać. Przeżyłem! Ale to zawdzięczam Katie i Clare. I tylko nim!
O 17-ej byłem już całkowicie wolny. Znając popołudniowy szczyt, zamówiłem taxi. 15-e minut później brałem kąpiel.
Umówiliśmy się z Tom'em w centrum. Wszędzie blisko i do knajpy jakiekolwiek i do teatru.
Przedstawienie zaczynało się o 20:30 zatem mieliśmy chwilkę dla siebie i na kolacje. „Nandos” wie jak ugościć swoich klientów. Blisko 250 potraw w bufecie robi wrażenie.. Do wyboru, do koloru.... jedz ile wlezie za śmieszną wręcz kasę.
Szefowa kuchni – co wyczytałem z ulotki - była nadworną kucharką gdzieś w Indiach u jakiegoś Maharadży. Zajebioza! Zajebioza żarcie, zajebioza atmosfera, zajebioza klimat.
Wielki ukłon w stronę szefowej kuchni.
Kwadrans po ósmej weszliśmy do środka teatru. Przy wejściu dostaliśmy malusieńkie pistoleciki na wodę. Spojrzałem na Tom'a a ten się jedynie uśmiechnął. Nie miałem zielonego pojęcia po co to i do czego miało by służyć w teatrze. Sala była już właściwie zapełniona po brzegi. I wcale się nie dziwię. W końcu to jedyne przedstawienie tego musicalu w roku.
Gdy w końcu udało nam się odnaleźć nasze miejsca i usiedliśmy grzecznie, ja sobie o czymś przypomniałem i parsknąłem śmiechem. Śmiałem się tak bardzo, że wszyscy się na mnie patrzyli. (Znowu w centrum uwagi! Jak ja to uwielbiam! :) ) A co najgorsze, nie mogłem się opanować. Tom zapytał, czy wszystko ze mną w porządku. Jedynie kiwnąłem głową, że tak, nadal zakrywając sobie dłońmi usta, aby dźwięki, które się ze mnie wydobywały choć trochę stłumić. Gdy w końcu, doszedłem do siebie, powiedziałem Tom'owi na ucho, co mnie rozbawiło.
- Przypomniałem sobie, że znajomy napisał mi w meilu, że zabrał w podróż do Holandii sos holenderski, chcąc sprawdzić czy jest jakaś różnica pomiędzy kupionym w Polsce a tym w Holandii.
Na reakcję czekać nie musiałem. Tym razem to Tom parsknął śmiechem.
Światła zgasły. Wszyscy milczeli w podnieceniu.
Padły pierwsze dźwięki musicalu. Wsunąłem się mocniej w fotel trzymając Tom'a za rękę i całkowicie dałem się ponieść przedstawieniu. Wyobraźni.
Nie będę opowiadał o przedstawieniu. Napisze jedynie! TO TRZEBA ZOBACZYĆ!!!
Od ponad 35 lat ten musical jest grany na wielu scenach całego świata, a ja musiałem wylądować akurat w Sheffield aby zobaczyć to kultowe show.
W rolach głównych można było zobaczyć między innymi :
*Jonathan'a Walkes'a jako Frank 'n' Futer – transwestyta z kosmosu (dosłownie!)
*Robin Cousin jako Rocky – suuuper ciacho i do tego, jak się później dowiedziałem znany łyżwiarz.
Ponadto wystąpili również Darren Day, Anthony Head, Rhona Cameron, Christine Hamilton oraz Nick Bateman – ten ostatni to celeb z brytyjskiego Big Brother'a.
Ostatnia scena odbywała się w dmuchanym basenie, gdzie wychodzi na jaw, że Frank 'n' Futer jest kosmitą i śpiewa swoja pożegnalną piosenkę tłumacząc się ze wszystkiego. Wtedy też dowiedziałem się po co nam te pistolety na wodę. Cała widownia piszcząc i psikając w „obcych” chciała uratować od niechybnej śmierci Frank'a i Rocky'ego. Niestety, mimo największych chęci nie udało się to nikomu. Nie wziąłem ze sobą torebki, bo poszedł bym i zajebał obcych :P (hahaha!) A tym samym uratował obu i został bohaterem :P (hahaha)
Uśmiani, uhahani i w doskonałych humorach postanowiliśmy z Tom'em iść jeszcze na jakieś wino lub browar do któregoś z pubów. Cały czas rozmawialiśmy o właśnie obejrzanym musicalu. Około północy postanowiliśmy wpaść jeszcze do mnie na kolejną lampkę wina... jak się później okazało nie tylko wina. Jednakże przed 3-ą w nocy Tom musiał wracać do siebie, ponieważ rano miał zajęcia na uczelni. Ja mogłem sobie pospać.
Przykładając głowę do poduszki i zamykając oczy miałem przed sobą widok wszystkich postaci wieczornego show. I pomyśleć, że blisko 35 lat temu Richard O'Brien oraz Jim Sharman poruszyli temat tabu, z doskonałym skutkiem.
Ps. Na uczelni pojawiły się dwie kolejne torebki z napisem „I love my Fag Bag” - jednakże, żadna nie jest różowa. Jest żółta i czerwona. Robi się tęczowo ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz