czwartek, 8 stycznia 2009

ten tego ten :P

Tak, tak , tak....

Sylwestrowy koleś rozjebał mnie maxymalnie. Pozwoliłbym mu na dosłownie wszystko, ale co z tego. Z jednej strony było: Bierz go, z drugiej: Przemyśl, a z trzeciej: Rób jak uważasz.

Uważałem! Serio!

Mariano, jak się okazało po ... hmm (i tu pytanie po ilu?) .. to rodowity Brazylijczyk od niespełna dwóch tygodni w UK.

Po kolejnym (a może kolejnych razach) wspólnie doszliśmy do wniosku, że mamy dosyć tej imprezy i dobrze by było się ulotnić. A gdzie lepiej się ulotnić nad ranem jak nie do mojej sypialni? Takie miejsce nie istnieje :P

Taksówkarz, który doprowadził mnie do kurwicy jest mało ważny w tym momencie. (przydało by się kilka lekcji angielskiego) I po kwadransie wyjaśnień gdzie chcemy jechać i po kolejnym pokazując „ręcoma” prawo i lewo, w końcu udało dojechać się nam na miejsce. Co zwykle zajmuje 15 minut.

Obaj staraliśmy się opanować. Jednakże na marne nasze wszelkie opieranie.

Nie zdążyliśmy wyjść z taxi, gdy nasze usta, zachłannie czerpały korzyści wzajemnie. Jestem pewien, że gdyby nie mróz ogólnie panujący, nie potrzebowalibyśmy nawet mojej sypialni.

Ale w sumie dobrze, że mróz był. Po przebudzeniu nie miałem odruchu wymiotnego, Mariano, jak był wcześniejszej nocy, niczym z bajki tak nadal był (jest), tyłek mnie napierdala nadal (czyli alkoholowe wymiary pozostały w normie), śniadanie ( o ile tak to można nazwać siedząc na jego kutasie) wypadło znakomicie..


..szczęśliwego :P

4 komentarze:

Martin pisze...

Haha! Dopiero teraz zrozumiałem do końca Twój komentarz u mnie! Rozbawiłeś mnie! Pozdrawiam!

PS: Już kiedyś umieściłem to zdjęcie na moim blogu, pewnie jest jeszcze w archiwum. A że do ładnych fotek lubię czasem wracać...;)

noah pisze...

lubię dać do myślenia czasami :P a że jesteś inteligentną personą to i problemu nie miałeś ze zrozumieniem :)

Anonimowy pisze...

Brazylijczyk... [buja w obłokach]

Martin pisze...

Aleś posłodził... :P