wtorek, 3 lutego 2009

Postęp

Musiałem mieć chyba przyjemny sen, bo obudziłem się z uśmiechem na ustach. Co mi się śniło? – nie pamiętam – ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Najważniejszy był i jest fakt, że coś co tak mocno mnie ściskało, gdzieś tam w środku w końcu, w końcu poluźniło więzy, dając mi tym samym możliwość oddychania. A tego potrzebowałem najbardziej. Bo dusząc się niczym ryba dopiero co wyciągnięta z wody, myśleć nie mogłem. Realnie.

Widok w lusterku, nie był już nawet przerażający, a odrażający i prosił się o pomstę do niebios.”Zapach” również .

Ogoliłem się, wziąłem prysznic i wyszedłem po świeże mleko, bo to które było w lodówce, skwaśniało trzy dni temu.

Nie spodziewałem się, że wyjście dosłownie na 2 minuty na świeże powietrze, na ulice zasypane śniegiem i na światło dzienne może być takie męczące. Ale było.

Po powrocie dopadłem lodówkę. Po pięciu dniach diety w postaci whisky z colą, żołądek przypomniał o sobie.

Najedzony, świeży i pachnący postanowiłem zająć się mieszkaniem oraz sobą samym. Otworzyłem okno wpuszczając tym samym powiew nadziei i wziąłem książkę w dłonie. Tyle mogłem. Aż tyle.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzisiaj ja będę sprzątać u siebie. Oraz - linkuję wreszcie - będę stałym gościem.


Dark-Bradshaw.blog.pl

noah pisze...

sprzątać w życiu czy mieszkanie?

dziękuję za linka