piątek, 20 lutego 2009

My dream is to fly over da rainbow.. soo high

Tęsknię za latem. Tęsknię za ciepłem i słońcem. Tęsknię za światem tętniącym życiem. Tęsknię za bieganiem na bosaka po łąkach. Za nocnymi kąpielami na golasa z przyjaciółmi. Za nocami nieprzespanymi na imprezach z grillem. Za ogniskiem w lesie, gitarami i śpiewem po pijaku. Za spaniem pod gołym niebem i rozmowami do białego rana. Tęsknię za beztroskim życiem i nie przejmowaniem się co przyniesie jutro.

Tak bardzo bym chciał cofnąć czas.. choć na moment, na ułamek sekundy.


*******


W życiu każdego z nas nadchodzi taki moment, w którym musimy podjąć ważne dla nas decyzje. Decyzje, które mogą zaważyć na naszej przyszłości i całym życiu. I wydaje mi się, że nie chodzi o same decyzje, ale o moment ich podejmowania.

Czy to jest „ten” moment? Nie wiem... czas pokaże.


********


Po kilku tygodniach egzystencji, bo życiem tego nie można było nazwać, w końcu poczułem, że jestem wolny. Całkowicie i w stu procentach wolny. Mogę robić to na co mam ochotę, kiedy mam ochotę i z kim mam ochotę. I nikt ani nic nie może mi w tym przeszkodzić.

Rzucenie pracy, pozwoliło mi spojrzeć na świat z innej perspektywy i pod innym kątem odbieram wiele rzeczy. Przede wszystkim czas, którego wiecznie mi brakowało na cokolwiek nagle się znalazł, a co za tym idzie i zaległości w nauce mogłem nadrobić. A to w tym momencie dla mnie najważniejsze.

Praca zawsze i wszędzie się znajdzie, a zwłaszcza w Londynie, do którego zamierzam się przeprowadzić po zaliczeniu wszystkich egzaminów poprawkowych.


********


Długi (walentynkowy) weekend w Londynie jedynie mnie upewnił i utwierdził w przekonaniu, że ponownie jestem wolnym człowiekiem. Niezależność, odkąd pamiętam dodawała mi skrzydeł i konstruktywnie motywowała do działania. Indywidualność to zarówno moja cecha jak i wada. I nie jednokrotnie zarzucano mi, że nie potrafię pracować w zespole. I może tak jest, ale jestem zdania, że jeśli chcesz, aby coś było porządnie zrobione – zrób to sam i jeśli na coś liczysz – licz na siebie. Z drugiej strony, to właśnie indywidualności, niezależności i czasami szalonym pomysłom wiele zawdzięczam.

Przez 4 dni do moich obowiązków należało podlewanie kwiatków oraz opieka nad psem. Zara, bo tak się wabi, co cudowne psisko z wiecznie merdającym ogonem. Osobiście rozróżniam cztery gatunki psów: duże, małe, grzeczne i niegrzeczne :P Zara sprawiła, że do moich gatunków doszedł kolejny: psy przeurocze.

Co prawda, początek nie był łatwy, bo Zara dawała mocno do zrozumienia, że nie znosi wychodzić na spacery na smyczy. Ale jak by nie było, w większości związków, zwłaszcza na początku są jakieś waśnie i sprzeczki. I tak też było w naszym przypadku. Musieliśmy się dotrzeć :P :P :P

I się dotarliśmy :) Jeszcze tego samego wieczora, po bardzo długiej i wyczerpującej „rozmowie” z Zarą, przy współudziale świadków w postaci dwóch butelek wina, wszystko sobie wyjaśniliśmy i ustaliliśmy, że Zara będzie wychodzić bez smyczy jednocześnie obiecując, że nie będzie mi nigdzie uciekać. Nasze obietnice przypieczętowaliśmy wspólną nocą.. w jednym łóżku ( na co właściciele absolutnie nie pozwalają, jednakże wiedziałem, że Zara mnie nie wyda :P :P :P ).

I tak, przez kolejne trzy dni mieliśmy mega sielankę i szaleństwo, z ganianiem się po całym domu, ciąganiem za uszy i podgryzaniem na czele. Zara wiedziała, że nie zrobię jej krzywdy i pozwalała sobie na bardzo wiele, jednocześnie, ja wiedząc to samo dawałem z sobą robić dosłownie wszystko.

Drugiej nocy, gdy byłem już w łóżku czytając jakieś cholernie interesujące poradniki ilustrowane na temat karmienia piersią czy też używania odpowiedniego tuszu do rzęs, Zara zajrzała przez uchylone drzwi sypialni, niby to chcąc jedynie sprawdzić czy wszystko w porządku z jednoczesną błagalną miną. Wiedziałem o co Jej chodzi. Rozumieliśmy się bez słów. Nie zdążyłem machnąć ręką, gdy Ta już leżała na mnie liżąc mnie całego. Gdy w końcu udało mi się spod Niej uwolnić, umyć i wrócić do sypialni, okazało się że Zara chrapie w najlepsze, centralnie rozwalona na środku łóżka. Wszelkie próby przesunięcia Jej spełzły na niczym, a co za tym idzie musiałem zadowolić się kawałkiem brzega łózka.

Cztery dni upłynęły niepostrzeżenie. We wtorek rano, podczas porannego joggingu ( nie to żebym chciał, ale musiałem :P ), przypomniałem sobie, że poza Zarą miałem się opiekować również kwiatami. Po powrocie ze spaceru podlałem je od razu dwukrotnie – tak na wszelki wypadek.

Wczesnym popołudniem Michał i Sean wrócili z walentynkowego voyage'u po Amsterdamie. I na szczęście nic nie zwróciło Ich uwagi.... no poza faktem, że Zara nawet nie machnęła ogonem na Ich widok.

Sean spoglądał to na mnie to na Zarę, zastanawiając się co jest grane? Jednakże, wiedząc, że Zara może mieć problemy szybko wtrąciłem, że postanowiłem się przeprowadzić do Londynu. Michał i Sean oniemieli, ale gdy w końcu to do Nich dotarło i zrozumieli że mówię całkowicie poważnie, jeden przez drugiego wykrzykiwał, że to zajefajny pomysł i że częściej będziemy mogli się spotykać i bla bla bla. Nie słuchałem Ich. Spojrzałem na Zarę, mrugnąłem oczko, a Ta odwdzięczyła mi się machnięciem ogona... a może mi się tylko wydawało?



W życiu wszystko jest możliwe.. wystarczy tylko bardzo tego chcieć!

3 komentarze:

Frederick pisze...

cały czas nie wierzę bo to trochę szalone posunięcie ale myślę że jedynie właściwie bo już nie od dziś zastanawialiśmy się co ty robisz tam gdzieś na górze mapy.
więc śmiało rób to i informuj nas o postępach jak będziesz na miejscu będzie lepiej dla wszystkich nas i dla ciebie:)

noah pisze...

co ja tutaj robię? Właśnie.. co ja tu jeszcze robię? :P

Poza tym to nie koniec moich szalonych pomysłów, ale na razie o tym nie wspominam nawet, bo po co zapeszać? :)

Anonimowy pisze...

Lato? Przydaloby sie. Bo nie mam butow na zime. Ot co.