sobota, 29 sierpnia 2009

Manc Pride 09'

Po raz 19-y mieszkańcy Manchesteru oraz wielu pobliskich miast i miejscowości miało okazję do świętowania.

W dniu dzisiejszym kilka tysięcy osób wyszło na ulice aby wspólnie ze środowiskiem GLBT przemaszerować przez centrum miasta. I nikogo nie zdziwił widok policji, wojska, pielęgniarek czy straży pożarnej dumnie kroczących w pochodzie.

A wszystko zaczęło się na Deansgate niedaleko Piccadilly Train Station o godzinie 13-ej z minutami, przemowami oraz apelami władz miasta które zakończyły się gromkimi owacjami.

Tęczowych flag, bannerów, znaków i znaczków końca nie było widać. Kolorowy pochód był niczym cudownie prażące słońce w ten pochmurny dzień. Ale ani pogoda ani nic innego nie było w stanie popsuć dzisiejszej imprezy, ponieważ nie warunki atmosferyczne miały wpływ na panująca atmosferę a ludzie; uśmiechnięci, zadowoleni i szczęśliwi.

Pochód, który początkowo liczył i tak już kilka tysięcy osób, w miarę posuwania się do przodu, pochłaniał kolejne osoby. Całe rodziny z dziećmi, pojedyncze osoby, pary zarówno mieszane jak i jednopłciowe... nikt nie czuł się w tamtym momencie osamotniony.

Poza policją, wojskiem, strażą pożarną czy tez lekarzami i pielęgniarkami którzy brali udział w pradzie, można było zauważyć także celebrity takie jak : Panienki z Booty Luv, Jenna C, Bananarama czy The Human League.

Misiów, misiaczków, zakonnic, księżniczek i księciuniów, marynarzy i kucharzy, duchownych i szatanów, drag queens i drag kings, kolarzy i kuglarzy końca nie było.

Kilkadziesiąt kolorowych platform na których gorące i nęcące ciacha i ciasteczka wyginały swe ciałka w rytm najnowszych hitów i hiciorków zachęcały do wspólnej zabawy... ale zachęcać nie musieli, bo i tak wszyscy się świetnie bawili.

Przed godziną 15-ą parada i jej uczestnicy przemaszerowali do celu którym była Whitworth Street znajdująca się w Gay Village.

Manchester po raz kolejny udowodnił, że niezależnie od pogody można się świetnie bawić. Brawo Manchester!Wykrzyknik Brawo organizatorzy!Wykrzyknik Brawo wszystkie kluby, puby i bary!Wykrzyknik Brawo wszystkim biorącym udział w paradzie!Wykrzyknik

Wstęp na tegoroczną paradę wynosił w zależności od rodzaju od 15 do 17,50 funtów, a wpływy z biletów przeznaczone są na cele organizacji GLBT.

Na paradzie dało się zauważyć również i polskie motywy :)

I ja tam byłem... whisky piłem, się wybawiłem, tipsy pogubiłem... ale warto było! :)











poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Hey Joe

Matt i Tom nabijają się ze mnie, że przez tyle czasu, każdy z nich usilnie starł się mnie usidlić, aż tu nagle pojawił się Joe i od razu zawrócił mi w głowie. Cóż... ukrywać nie będę, że zawrócił i to maksymalnie. Ale po prostu Joe był odpowiednią osobą, w odpowiednim miejscu i czasie, której nota bene ja nie szukałem. Ale tak jest chyba zawsze... jak za wszelką cenę chcesz znaleźć swoją drugą połówkę to ta za nic odnaleźć się nie chce.. ale gdy tylko zwolnisz tempo i próby upolowania zdobyczy przechodzą na dalszy plan, wtedy nie wiadomo skąd i kiedy zdobycz pojawia się sama.

Koniec puszczalstwa, balang do wczesnych godzin popołudniowych. Koniec poranków spędzonych codziennie z kimś innym, dragów, alkoholu i innych używek. Czas się unormować i ustatkować. (Sam jeszcze w to nie wierzę, co piszę, ale od czegoś do jasnej cholery trzeba zacząć?!)

Oczywiście, życie było by zbyt słodkie, gdyby każdy z każdym się we wszystkim zgadzał i podobnie my z Joe również w wielu sprawach mamy odmienne zdanie. I jak w większości takich przypadków najczęściej są to pierdoły i mało istotne sprawy, jednakże nawet i takie duperele potrafią urosnąć do rangi strzelania fochów....ale, nawet sprzeczki i awantury mają swoja dobrą stronę w postaci wspólnego przepraszania i godzenia się :) O wzajemnym śmiechu z własnej głupoty nawet nie wspominam.


**********


Wspólny weekend w Plymouth nie popsuła ani okropna pogoda ani lodowata woda w morzu. Zresztą, kto by się tym przejmował? My byliśmy bardziej zajęci sobą nawzajem niż aurą pogodową za oknem XVI wiecznego dworku, w którym mieliśmy okazję spędzić trzy dni. Nawet skrzypiące drzwi, podłogi czy też łóżko nie było w stanie popsuć nam humorów. Wręcz przeciwnie... to dodawało swojego rodzaju romantyzmu, zatrzymania się w czasie, a może raczej cofnięcia się w nim. A nasz pokój, jakby zaczarowany, gdy nieśmiało przez szczeliny wpadające przez znalezione tylko swoimi znanymi sposobami promienie słoneczne odkrywały kolejno, kawałek po kawałeczku, czerń mahoniu, na tle którego można było dostrzec wielkie, poczerniałe lustra w przybrudzonych srebrnych ramach, które w równie zaczarowany sposób odbijały światło dalej na mosiężną wannę stojącą praktycznie na środku w przy pokojowej łazience czy też na wielkie mahoniowe łoże z baldachimem. Już sam ten widok spowodował, że poczułem się cudownie, specjalnie i wyjątkowo, a fakt, że kolejne trzy noce będę dzielił ten cudowny pokój z Joe, jedynie umocnił mnie w przekonaniu, że do szczęścia nie wiele potrzeba.

Stadnina koni znajdująca się na miejscu, umożliwiła nam zwiedzenie pobliskich wsi, w których czas również jakby się zatrzymał wieki temu, ale których przyszłość, niestety nie jest zbyt wesoła ze względu na posuwające się w głąb lądu w zastraszającym tempie klify i urwiska, które co prawda są przecudowne ale i bardzo niebezpieczne jednocześnie.

W sobotę postanowiliśmy urządzić sobie piknik. Wszelkie próby przedarcia się słońca poprzez chmury spełzały na niczym. Na szczęście nie padało. Zaopatrzeni w lokalne „smakołyki” , butelkę wina i dwa rumaki, udaliśmy się w stronę pobliskiego lasu, gdzie według zaczerpniętych wcześniej informacji, miała się znajdować wspaniała polana z widokiem na całą okolicę. Jednym słowem idealne miejsce na piknik. Po blisko godzinie błądzenia udało nam się w końcu odnaleźć to miejsce. Miejsce, które naprawdę warte było zobaczenia i spędzenia choćby momentu. Miejsce w którym zapomina się o problemach i sprawach przyziemnych. Miejsce, które przez swój urok i rozprzestrzeniające się widoki powoduje wstrzymanie oddechu oraz przeszycie ciarkami i gęsią skórkę na całym ciele. Aż w końcu miejsce w którym nie sposób się nie zakochać od pierwszego wrażenia.

Hasające po całej polanie zające czy bażanty nic nie robiły sobie z faktu naszej obecności i nadal zajmowały się swoimi sprawami. My postanowiliśmy uczynić to samo i zająć się sobą. ;)

Wiatr, szelest pobliskich drzew, szum morza w oddali i nasze jakby szybciej bijące serca to wszystko w co obaj wsłuchiwaliśmy się przez dłuższy czas. Nasze oddechy również jakby się nasiliły, a nasze usta.. a nasze usta jakby po raz kolejny odkrywały się nawzajem.

Sobotnio-wieczorny spacer po plaży zakończył się próbami kąpieli w morzu. Ale i próby skończyły się na fiasku, podobnie jak wspólne próby ogrzania się w tej lodowatej wodzie. O późniejszym „ogrzaniu” się na plaży też nie za bardzo było mowy ze względu na wysoką kamienistość tejże. Po kilkunastu „Auciach!” doszliśmy do wniosku, że seks na kamienistej plaży to nie najlepszy pomysł, po czym wróciliśmy do pokoju dokończyć to co zaczęliśmy, poprzedzając wszystko wspólną, gorącą kąpielą.

Niedziela upłynęła pod wspólnym zwiedzaniem Plymouth w towarzystwie moich znajomych, którzy pokazali nam przede wszystkim mniej znane, ale równie warte zobaczenia miejsca. Czyli tak jak lubię, żadnych książkowych przewodników turystycznych i utartych szlaków. Oczywiście nie mogło by się obyć bez zakupów pamiątek i miliona innych zbędnych dupereli. Z całym nadbagażem udaliśmy się do pobliskiego pubu na niedzielny obiad, którym okazała się pieczona owca.

Obżarci, opici, trochę już zmęczeni ale bardzo zadowoleni wróciliśmy do hotelu, gdzie po kolejnej wspólnej kąpieli, spakowaniu swoich manatków oczekiwaliśmy taksówki, która miała zabrać nas na dworzec.

Będąc już w taksówce, obejrzałem się za siebie... chciałem ten widok zapamiętać, uwietrzyć w pamięci... w końcu z tym miejscem będę miał wiele wspaniałych wspomnień i wiem, że do tego miejsca powracać będę często.. jeśli nie w rzeczywistości to z pewnością w pamięci.


sobota, 22 sierpnia 2009

Nic więcej

No i stało się... zaświergoliło mnie zupełnie.

Sądziłem, że nie ma na mnie sposobu żadnego, a to nie sposób był potrzebny a po prostu odpowiednia osoba.

Usidlił, związał, zakneblował, że aż z trudem oddech można złapać. Ale to i tak nic w porównaniu jak mnie to łechce, pieści i powoduje, że każdy dzień i każda chwila wspólnie spędzona mogła by trwać wieczność.

Czy chcę czegoś więcej? A czegoż więcej ja mógłbym chcieć? Niczego!!!


niedziela, 16 sierpnia 2009

Les Plaines D'Irlande - pour toi mon cherie (Always and for ever!)

Réduire mes rires à
Des ridules abandonnées.
C’est bien difficile, mais…
Je crois mes démences à l’infini.
C’est tout comme un prêtre
Qui fait l’amour dans des vers…
Vit son manque d’être,
Un homme chaste qui veut naître

Mais sans blême ma vie est belle
Dans les plaines d’Irlande
Au risque d’être éternel
Notre amour s’étreint.
Frère j’ai des projets pour nous deux
Et les plaines d’Irlande
Comprendront toutes les chimères
Qui fondent en moi
Quand tu es là…

Je refais ma vie pour
Retrouver mon frère aimé
Essayer de vivre…
Tenter de relier nos destinés.
Quand le manque de père
Nous éloigne pour disparaître.
Je jetais la pierre,
Pour mieux vivre et j’espérais, tu sais…

Mais sans blême ma vie est belle
Dans les plaines d’Irlande
Au risque d’être éternel
Notre amour s’étreint.
Frère j’ai des projets pour nous deux
Et les plaines d’Irlande
Comprendront toutes les chimères
Qui fondent en moi
Qui vivent là…



Merci moi soeur! <3

niedziela, 9 sierpnia 2009

Leave me alone!!!!

Et tu as été admise bien sur. Et tu as quitté X pour emménager à X. Un petit appartement dans la rue du X's.

Je t’ai montré notre quartier, mes bars, mon école. Je t’ai présenté à mes amis, à mes parents.

J’ai écouté les textes que tu répétais, tes chants, tes espoirs, tes désires, ta musique.

Tu as écouté la mienne, mon italien, mon français, mes bribes de hébreu. Je t’ai donné un walkman, tu m’as offert un oreiller et un jour tu m’as embrassé.

Le temps passait, le temps filait, et tout paraissait si simple, libre, si nouveau et si unique.

On allait au cinéma, on allait danser, faire des courses. On riait, tu pleurais. On nageait, on fumait, on se rasait.

De temps à autre, tu criais sans aucune raison… Oui même avec raison parfois.

Je t’accompagnais au conservatoire. Je révisais mes examens. J’écoutais tes exercices, ta musique. Tu écoutais la mienne.

Nous étions proches, si proches, toujours plus proches.

Nous allions au cinéma. Nous allions nager. Nous riions ensemble.

Tu criais avec une raison parfois et parfois sans.

Le temps passait, le temps filait.

Je t’accompagnais au conservatoire. Je révisais mes examens. Tu m’écoutais parler italien, hébreu, anglais, français. Je révisais mes examens. Tu criais parfois sans raison. Le temps passait, sans raison. Tu criais sans raison.

Je révisais mes examens, mes examens, mes examens.

Le temps passait. Tu criais, tu criais, tu criais.

J’allais au cinéma.

Pardonne-moi X.