niedziela, 29 marca 2009

.

Przejść przez życie z butelką wina pełną Ciebie i mieć pewność, że kieliszek nigdy nie będzie pusty.


********


Przyjaciel się zapytał : Co czyni że jesteś sobą? Po trzech godzinach rozmowy, nadal nie znalazłem na to odpowiedzi. Czy kiedykolwiek będzie mi dane poznać tą „tajemnicę”? Tego też nie wiem. Ale może to dlatego, że nie zastanawiam się nad tym, nie rozmyślam i po prostu przechodzę do porządku dziennego nad każdym, mniejszym czy większym problemem. I w taki lub inny sposób staram się tenże problem rozwiązać? A może dlatego, że nie dostrzegam problemów? Bo wiem, że i tak sobie z nimi poradzę?


********

Czy miewasz czasem takie momenty, że siedzisz przez godzinę, dwie.. czasem trzy godziny przed ekranem monitora z niezapisanym arkuszem word'a i migającym kursorem? I raz bijesz się z myślami, bo nie wiesz od czego zacząć a po chwili nie wiesz czy w ogóle zaczynać bo nie myślisz o niczym. Gapisz się jak zahipnotyzowany w ekran i nic nie ma znaczenia. Wszelkie dźwięki cichną. Nawet głośno tykający zegar jakby zatrzymał się na moment. Jedyne co słyszysz to bicie własnego serca. Następnie kursor się zlewa z resztą ekranu, ekran z resztą tła, a całość zaczyna przypominać Ci obrazy. Na początku mgliste i rozlane, aby po chwili stać się wyrazistymi. I czasem są to jedynie migawki a czasami pełne zdarzenia. Czasami sprzed kilku minut a czasami z dawnych lat. I zwłaszcza te z dawnych lat uwielbiam najbardziej, zawsze są to wspomnienia bardzo dobre i pozytywne, nadające mi pozytywnego myślenia.

Kiedyś, uważałem, że mam skopane dzieciństwo i okres dojrzewania. Z jednej strony byłem trzymany krótko i za przysłowiową mordę ale z drugiej rodzice w jakiś swój własny sposób pozwalali mi wyrażać siebie, swój młodzieńczy bunt, niewracanie na noc i ucieczki z domu, wypady nad morze czy w góry autostopem, balangi, imprezy i inne wyskoki. Byłem nieprzeciętnym nastolatkiem i zawsze udawało mi się jakoś wychodzić z opresji wszelakich. Ponadto rodzice doskonale wiedzieli, że wszelkie zaległości w nauce nadrobię, więc o szkołę i moje nałogowe wagary się nie martwili (albo tak mi się wydawało). Roczna średnia miała dla mnie takie samo znaczenie w tamtym czasie jak to czy dziś jest wtorek czy środa. I o ile mogłem zrobić wiele, bardzo wiele.. często nawet wbrew sobie (ale w końcu jakoś musiałem uzewnętrzniać swój bunt!) to o tyle NIKT w całym moim dotychczasowym życiu nie miał takiego daru przekonywania, tłumaczenia i pokazywania mi moich błędów jak matka. Tak pozostało do dziś. Wszelkie awantury, wrzaski, krzyki, a już nie daj boże rękoczyny prowadzą do tego, że mój ptasi móżdżek włącza tryb awaryjny bez dostępu do sieci. I to właśnie matka zawsze potrafiła do mnie dotrzeć, w swój jedynie sobie znany sposób i zatrzymać przed popełnieniem kolejnego głupstwa. To jedynie Ona potrafi trzymać mnie krótko i za mordę.

Dziś wiem, że miałem najwspanialsze dzieciństwo o jakim niejedna osoba mogłaby jedynie pomarzyć. Zostałem bardzo wcześnie wypuszczony na głęboką wodę i dziś mogę po pierwsze dojść do takiego wniosku a po drugie ze zdobytej wcześniej wiedzy wyciągać wnioski. Jestem wdzięczny swoim rodzicom za swoje dzieciństwo...

I nagle obraz zaczyna być mglisty i rozlany, przypominając jednocześnie tło Twojego monitora aby po chwili tło stało się na tyle wyraziste aby można było dostrzec monitor, na którym nadal miga kursor... na zapisanym arkuszu word'a.

Bicie serca okazało się głośnym tykaniem zegara, którego wskazówki nie poruszyły się nawet o jotę.

Nadal patrzysz na migający kursor i na klawiaturze klikasz na kropkę.


.

sobota, 14 marca 2009

Pomieszanie z poplątaniem

Czy ja zawsze muszę się w coś wpakować? I jak nie urok to sraczka. Na czym polega mój „fenomen” dążenia do problemów wszelakich? Pojęcia nie mam. I z całą pewnością długo się jeszcze nie dowiem. Jednakże cieszę się, że potrafię swoje problemy rozwiązywać, z lepszym bądź gorszym skutkiem, zamiast od nich uciekać i udawać, że ich po prostu nie ma.


*********

Przyjaciel, po rozmowie o wszystkim i o niczym, o życiu i o byciu sobą, sobą naprawdę i w stu procentach napisał mi: „ (...)a czy czasem nie jest częścią bycia sobą przyznawanie się do błędów (...)”. Bez namysłu odpowiadam : TAK! TAK ! I RAZ JESZCZE TAK!!!
To kolejna rzecz która mnie cieszy. Potrafię, pogodzić się z faktem, że mogę nie mieć racji i że mogę się mylić. Potrafię głośno i otwarcie przyznać się do winy i schylić głowę.


********


Juana poznałem przez Facebooka. 33 letni Portorykańczyk z San Juan. Prawnik.

Odkąd pamiętam zawsze Latynosi działali na mnie, że nogi mi miękną a cała reszta robi się sztywna :P Bruneci z gęstym zarostem i ciemną karnacją skóry to jest coś co tygryski lubią najbardziej. :)

Tymczasem Juan w niczym nie przypomina Latynosa. Jest blondynem o niebieskich oczach, a na domiar tego wszystkiego, po kilkunastu może po kilkudziesięciu minutach rozmowy, nawet nie stwierdził ale oznajmił mi, że właśnie zabookował bilety na kwiecień aby się ze mną spotkać. (What the fuck???)

Perfidność i bezczelność ludzka czasem nie zna granic. Nie mam pojęcia czego koleś się spodziewa? Ale musiałbym być bardzo mocno pijany aby wylądować z nim w jednym łóżku, a po dalszej rozmowie i mojej próbie przekonania go, że to nie za dobry pomysł, aby przylatywał, stwierdził jedynie : - Zabawimy się! Będzie fajnie!
(What the fuck???)

Fajnie? Zabawić się? Zaraz! Zaraz! Woo hoo! To ja jestem rybakiem i to ja wybieram sobie rybki które mam ochotę skonsumować i absolutnie rybką być nie zamierzam. Co to to nie!!!

Dalszą rozmowę uznałem za całkowicie zbędną. Jak dla mnie może robić na co ma ochotę, ale prędzej nadzieję się na swój własny palec niż na jego drążek.


*********

Z Mattem i Tomem widuję się coraz rzadziej. Wszyscy mamy mnóstwo materiału do nadrobienia, ale to efekt wcześniejszego olewania uczelni, wykładów i zajęć oraz przede wszystkim systematyczności. I o ile z Tomem widzę się na każdych wykładach z hebrajskiego o tyle z Mattem widzieliśmy się ostatnio blisko trzy tygodnie temu. Strasznie mi ich brakuje. Brakuje mi naszych wspólnych szaleństw, imprez i balang do wczesnych godzin porannych. Brakuje rozmów. Brakuje wspólnego ciepła i świadomości, że każdy może na każdego liczyć w potrzebie. Gdzieś to się zapodziało. A szkoda.

Niestety, SMS'y i rozmowy telefoniczne nie są w stanie zrekompensować mi Ich braku.



niedziela, 8 marca 2009

Bo życie należy brac takim jakim jest .. a nie jakim chcielibyśmy czy też jakim oczekujemy aby było.

Powiada się, że ma się tyle lat na ile się czuję. Wczoraj czułem się co najmniej jak sześćdziesięcioletni pan z laską u boku. Gdzie laska to całkowita przenośnia w postaci bagażu. Życiowego bagażu.

Przeglądając tysiące, jak nie setki tysięcy profili na przeróżnych portalach, oglądając, czytając i porównując dochodzę do wniosku, że kompleks starszej cioty nadal mnie nie dotyczy.

A z wieloma dwudziestoparolatkami mógłbym stanąć w konkury.

Skromność w drugą stronę? Nie. Prawda.


******


Zapewne nie jednokrotnie już wspominałem, że jestem uzależniony od FaceBook'a. I może nawet nie tyle co od samego FaceBook'a ale co od ludzi, którzy są w gronie moich przyjaciół.

I pośród tych przyjaciół, którzy nie wiedząc czemu w 90 procentach stanowią mężczyźni, jest kilkunastu, którzy niejednokrotnie rozłożyli mnie na łopatki.

Natura faceta nie jest skomplikowana w przeciwieństwie do kobiety. Faceta wystarczy dobrze nakarmić, powiedzieć czułe słówko i popieścić po obrastającym tłuszczem brzuszku. Gdy spełniasz te warunki, nie dziw się, że ktoś obsypuję Cię kwiatami, śle niejednoznaczne kartki o wyznawaniu miłości (nawet jeśli się na oczy nigdy nie widzieliście) skończywszy.


*******


Środowy wieczór postanowiłem spędzić poza domem. Niby środek tygodnia, ale kluby i tak pękały w szwach. Affinity, IDendyty, Sancurarium, Lion's Liar. Gdy w końcu grubo po 1-ej nad ranem udało mi się dotrzeć do Demspeys, okazało się, że ten wprowadził selekcję tego wieczora, a kolejka przed wejściem kończyła się 300 metrów za rogiem, czyli minimum godzina czekania.

- Fuck off! Nawet nie zamierzam czekać. - pomyślałem udając się w kierunku wejścia dla VIPów.

Pięć minut później byłem w środku pijąc kolejną tequile tej nocy.

Nie zwracałem większej uwagi na to co się dzieje wokół mnie.. do czasu.

Tańczył w samych slipkach na środku dance floor'u w klatce. I nie Jego wyrzeźbione na siłowni ciało, czy też godziny spędzone w salonie kosmetycznym sprawiły, że nie mogłem oderwać od Niego wzroku. Ale Jego oczy oraz każda uwydatniona żyłka na Jego cudownym ciele. Czego nie dało się nie zauważyć podczas Jego popisów w klatce.

Koleś, przez kolejne kilka utworów, na serio nieźle wymiatał w klatce, a to tego na tyle zmysłowo i seksownie, że obudził moją „fantazję” :P

Po kilkunastu minutach mojego natrętnego wpatrywania się z Niego, okazało się, że zmierza w kierunku baru. Byłem szybszy i zamówiłem dwa piwa przy czym poprosiłem Craig'a (barmana) o podanie jednego kolesiowi w slipkach.

Przez chwilę Craig i koleś w slipkach wymieniali się uwagami, aż w końcu Craig wskazał na mnie palcami. W tym samym momencie ja podniosłem piwo do góry i kiwnąłem głową do kolesia.

Nie dało się nie zauważyć Jego zmieszania i chyba nawet delikatnej purpury. Nie wiedział za bardzo co ma zrobić i jak się zachować. W końcu, niepewnym krokiem ruszył w moim kierunku.

- Dziękuję za piwo. - Powiedział bardzo nieśmiele, gdy w końcu się do mnie przecisnął przez tłum wszystkich spragnionych kolejnych drinków.
- Nie ma za co. To dla mnie przyjemność. - Odpowiedziałem, stukając się z Nim piwem. - Czy ktoś Ci już mówił, że świetnie tańczysz? - Zapytałem.
- Yyyy.. nie... raczej nie.. nie przypominam sobie, ale.. ale skąd.. to znaczy... widziałeś jak tańczę? - Wydusił w końcu z siebie a Jego oczy zrobiły się jeszcze większe niż wcześniej.

Jaki On był słodki w tej całej swojej nieśmiałości! Po prostu, nic tylko schrupać!

- Przyglądałem się jakiś czas. Czy to coś złego? - Odpowiedziałem i nie dając Mu możliwości odpowiedzenia na moje pytanie, zadałem kolejne. - Skąd jesteś? Nie widziałem Cię tu wcześniej?
- Yyy.. jestem tu.. od tygodnia... nie znam tu nikogo.. ale postanowiłem wyjść i zobaczyć nocne życie. A przyjechałem z Aberdeen.
- To na północy? Prawda?
- Tak. Chyba najbardziej wietrzne miasto w Wielkiej Brytanii.- odpowiedział, już jakby spokojniej. Jakby ktoś kto wie gdzie jest położone Aberdeen zasługiwał na Jego zaufanie.

Nasza dalsza rozmowa przebiegała już na spokojnie i nawet się nie obejrzeliśmy, gdy kolejne piwo się skończyło. Moja „fantazja” nadal sprawnie działała, dumnie wyprężona na sztorc.

Postanowiliśmy przejść na parkiet.

Lakhi – jak się w końcu dowiedziałem jak ma na imię, nie musiał udowadniać swoich możliwości tanecznych. Przyszedł czas na mnie.

Nie należę do osób, które nie wiedzą jak się zachować na parkiecie i rozróżniam przytupańca weselnego z podstarzałą ciocią – wieczną panną, którą widzę po raz pierwszy na oczy od rytmów i reguł panujących w klubach.

Wcześniejsze piwa i tequilla jedynie pomogły mi poddać się całkowicie rytmowi. Nie byłem pijany, ale wraz z kolejnym kawałkiem, alkohol pod wpływem szybszego tętna zaczął uderzać mi do głowy. I lepiej! Świat zawirował a ja wraz z nim. Żadnych oporów i żadnych barier. Całkowicie poddałem się panującej wokół atmosferze. Atmosferze, która aż tętniła seksapilem i wszelkimi możliwymi sposobami próbowała wydostać się na zewnątrz i wykrzyczeć : Tu jestem!!! Bierz mnie tu i teraz!!!

W pewnym momencie nasze ciała zbliżyły się do siebie. (czemu dopiero teraz?) Bardzo ostrożnie i delikatnie moja dłoń powędrowała w kierunku Jego twarzy. Musiał się niedawno ogolić, bo Jego twarz była nieskazitelnie gładka i delikatna. Moja dłoń wędrowała po całym jego nagim torsie i plecach. W końcu nie wytrzymałem. Przyciągnąłem Go mocno do siebie, objąłem dłońmi Jego twarz i zacząłem całować. Nie opierał się. Odwzajemnił pocałunek.

Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, muzyka ucichła, ludzie wokół nas zniknęli i że nie liczy się nic poza tym momentem.
*********

- Mieszkam niedaleko. - Powiedział, gdy zauważył, że próbuję złapać jakaś taksówkę.
- Yyyy... - Tymczasem to ja byłem zmieszany i nie wiedziałem co odpowiedzieć, przyzwyczajony i spodziewający się, że pojedziemy do mnie. - Oooo... Key – Wydusiłem z siebie.

Całą drogę do Jego mieszkania przystawaliśmy i wymienialiśmy się pocałunkami i zamiast 5 minut, bo tyle mieliśmy do przejścia, na miejscu byliśmy po dwudziestu :)

*********

- Kawa? Herbata? Drink? - Zapytał.. po czym dodał. - Spliff? Koka?
- Kawę i herbatę zostawmy na rano.. ale nie mam nic przeciwko wódce z colą zaprawioną odrobinką koki. - odpowiedziałem, nie dowierzając własnym uszom i temu co sam powiedziałem.

Gdzie podział się ten nieśmiały chłopczyk?

- Już mamy ranek. - Uśmiechnął się nalewając dwa drinki i rzucając na stół kuchenny torebeczkę z koką. - Zajmij się tym, a ja zajmę się drinkami. - Dodał.

**********

Po 4-ej po południu, po wspólnym śniadaniu, prysznicu i wymianie numerów telefonów i danych wszelakich, próbując wejść do taxi aby wątroba mi nie wypadła i modląc się do niebios abym w końcu mógł usiąść na tyłku wróciłem grzecznie do domu.